Oddolny demontaż publicznej edukacji

Warto zwrócić uwagę, że coraz liczniejsze grono rodziców nie zamierza czekać na poprawę publicznego szkolnictwa, bony edukacyjne, czy powstanie sieciowych szkół prywatnych. Świadczy o tym rosnąca liczba osób praktykujących edukację domową. Jak podaje Departament Edukacji, obecnie w domu uczy się około 350 tys. dzieci, podczas gdy na początku lat 80. liczba ta nie przekraczała 15 tys.

Foto.: pixabay.com
PAFERE WIDEO

Lawrence Seals to pogodny jedenastolatek z chicagowskiej dzielnicy West Side. Jako były członek gangu znalazł się wśród 150 dzieci, które w 1988 r. uczęszczały do Corporate/Community School of America (C/CSA).

Corporate/Community School of America (C/CSA)

Szkoła ta, założona i ufundowana przez korporacje, stanowi próbę wyłamania się ze skostniałego systemu edukacji publicznej i znalezienia odpowiedzi na powszechne wśród miejskich placówek państwowych problemy, takich jak przestępczość, wysoki odsetek porzucających naukę, przemoc, słabe wyniki itp. Ponad 80 proc. uczniów C/CSA to dzieci wychowywane przez samotnego rodzica, a 60 proc. żyje poniżej federalnego poziomu ubóstwa. Lawrence wspomina swój czas w gangu jako coś okropnego – „Przynajmniej nikogo nie zabiłem”.

Jednak zeszłego lata, pod wpływem band chuliganów uprzykrzających mu nieustannie drogę do i ze szkoły, Lawrence oznajmił dyrektorce C/CSA, Elaine Mosely, że rezygnuje z dalszej nauki. Ta zareagowała natychmiast i w kilku stanowczych słowach opisała mu przyszłość czekającą go w takiej sytuacji. Niecałe dwie godziny później Lawrence ponownie zjawił się w jej gabinecie – tym razem z obietnicą, że wróci na zajęcia. Fakt, że złożył ją na piśmie, wzruszył panią dyrektor do łez. Słowa dotrzymał. „Niektóre dzieciaki reagują na presję za pomocą noża lub broni, ale Lawrence uporał się z nią poprzez pismo. To pokazuje, jak bardzo dojrzał. Takie sytuacje potwierdzają, że możemy realnie wpływać na postawy młodzieży wobec wyzwań, z jakimi boryka się na ulicy”.

C/CSA przypomina w sowim funkcjonowaniu zwykłe przedsiębiorstwo z piętnastoosobową radą nadzorczą, której siedmiu członków piastuje stanowiska dyrektorskie. Dzięki ich przywództwu, opartemu na agresywnym zarządzaniu finansami i ciągłej kontroli rezultatów nauczania, szkoła ta może pochwalić się średnią frekwencją dzienną na poziomie 97 proc. oraz tym, że większość jej uczniów osiąga wyniki powyżej przeciętnej w skali kraju. Przykładowo, w zeszłym roku niemal 88 proc. uczęszczających do niej sześciolatków prezentowało zdolność czytania na lub powyżej średniej krajowej. Tymczasem odsetek ich rówieśników w chicagowskich szkołach publicznych prezentujących ten sam poziom wyniósł tylko 26 proc. Podobne rezultaty dotyczą matematyki i zasobu słownictwa. Roczny koszt utrzymania jednego ucznia wynosi w przypadku C/CSA ok. 5000 dolarów, a więc o tysiąc mniej niż w publicznych podstawówkach.

Możemy zatem stwierdzić, że C/CSA jest działającym przykładem rynkowego remedium na krajowy kryzys edukacyjny. Podczas gdy szkolnictwo publiczne zmaga się ze słabymi wynikami podopiecznych oraz niedofinansowaniem, sektor prywatny dowodzi swej przytłaczającej skuteczności, kreatywności i elastyczności w reagowaniu na potrzeby konsumentów, przez co zostawia daleko w tyle rządową biurokrację.

Z roku na rok rośnie liczba uczniów rozpoczynających naukę w amerykańskich szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Jednocześnie wiele stanów boryka się z coraz głębszymi deficytami budżetowymi, częściowo wynikającymi z nieustannego, zawrotnego wzrostu wydatków na oświatę. Obecnie wynoszą one 600 mld dolarów (12 proc. PKB) rocznie. To więcej niż wydają łącznie państwa, z którymi konkurujemy najczęściej, a których uczniowie regularnie wyprzedzają naszych w testach standaryzowanych.

Zaangażowanie biznesu w edukację

W latach 1989-90 już 51 proc. wszystkich okręgów szkolnych w USA nawiązało partnerstwa publiczno-prywatne. Jak podaje National Association of Partners in Education1, w projekty te zaangażowano około 2,6 mln ochotników, a ich wartość szacuje się na 225 mln dolarów, co oznacza wzrost o 125 proc. od roku 1986. Do szkół w takich okręgach uczęszczało podówczas około 30 mln uczniów (65 proc. w skali kraju). Z danych Departamentu Edukacji wynika, że około 50 proc. owych partnerstw polega na wsparciu materialnym i usługowym, 25 proc. – finansowym, i 25 proc. na połączeniu wsparcia materialnego, usługowego i finansowego.

Mimo iż środowiska biznesowe udzielają publicznemu szkolnictwu ogromnej pomocy, rzadko, o ile w ogóle, wiadomo, w jaki sposób jest ona wykorzystywana w praktyce. W 1991 r. kwestii tej przyjrzała się działająca w Ohio firma konsultingowa SchoolMatch, zajmująca się na co dzień ułatwianiem relacji między środowiskami biznesowymi i szkołami publicznymi oraz weryfikacją jakości ich współpracy. Jak się okazuje, większość przedsiębiorstw wspierających finansowo szkoły z reguły nie wie, na co przeznacza się owe środki. Na szczęście sytuacja powoli się zmienia. Sektor prywatny pragnie bowiem zwrotu z dokonywanych w ten sposób inwestycji – w postaci wyedukowanych i chętnych do nauki pracowników. Tworząc innowacyjne modele nauczania pokazuje on, że jest w stanie stworzyć warunki w pełni sprzyjające skutecznej edukacji.

Firmy prywatne już od dziesięcioleci oferują szkołom publicznym usługi pomocnicze. Najczęściej dotyczą one kwestii takich jak transport, konserwacja infrastruktury, negocjacje pracownicze, organizacja testów standaryzowanych, przetwarzanie danych, profesjonalna pomoc i konsultacje prawne lub architektoniczne. Raport Privatization 1992 opracowany przez Reason Foundation wskazuje przykładowo, że według obecnych tendencji wartość udziału sektora prywatnego w programach dożywiania dzieci będzie rosła o 30 proc. rocznie przez następne 10 lat.

Prywatna praktyka nauczycielska

Pod koniec lat 80. pewna zbuntowana grupa pedagogów postanowiła pójść w podobnym kierunku. Porzuciwszy bezpieczeństwo gwarantowane etatami i umowami związkowymi, otworzyli prywatną praktykę nauczycielską. Tym samym osoby te uzależniły swoje przetrwanie od wyników swojej pracy. Jak wyjaśnia Chris Yelich, założycielka i prezes American Association of Educators in Private Practice (AAEPP), „Konkurencja i odpowiedzialność sprawiły, że staliśmy się bardziej innowacyjni, skuteczni, elastyczni i różnorodni. (…) Kiedy jakaś szkoła nie jest zadowolona z wyników naszej współpracy, po prostu nie przedłużamy umowy”.

System publicznej oświaty cechuje się wrodzonym brakiem bodźców zachęcających nauczycieli do skuteczniejszej i bardziej innowacyjnej pracy. W środowisku takim niemożliwe jest wprowadzanie trudnych zmian dotyczących działalności danej instytucji, które np. dla podmiotów rynkowych chcących sprostać konkurencji stanowią codzienność i zarazem konieczność. Model prywatnej praktyki nauczycielskiej przełamuje tę biurokratyczną skostniałość, znacząco poprawia status zawodowy nauczycieli oraz czyni ich bezpośrednio odpowiedzialnymi przed swoimi klientami (uzależnia więc od tej relacji ich sukces bądź porażkę).

Obecnie, z pewnymi ograniczeniami, działalność taką umożliwił stan Wisconsin – gdzie AAEPP ma ponad 100 członków – a także Michigan, Minnesota, Maryland, Floryda, Illinois i Karolina Północna. Przykładowo w mieście Raleigh (Karolina Płn.) zawarto umowę między prywatną firmą Dialogos International a szkołami publicznymi Hrabstwa Wake w zakresie nauczania języka francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego, chińskiego i japońskiego na poziomie od przedszkola do piątej klasy. Stało się to po uchwaleniu prawa stanowego w 1985 r., zgodnie z którym do roku 1994 wszyscy uczniowie od przedszkola do klasy piątej mają rozpocząć naukę języka obcego. Miejscowa komisja szkolna szacuje, że roczny koszt umowy zawieranej z nauczycielem reprezentującym Dialogos wyniesie około 19 tys. dolarów, a więc o 30-50 proc. mniej niż roczna pensja nauczyciela państwowego. Jeśli zaś Hrabstwo nie będzie zadowolone z jakości realizowanej usługi, umowa nie zostanie przedłużona (dla porównania: w systemie szkolnictwa publicznego zwolnienie niekompetentnego nauczyciela jest niemal niemożliwe).

Od roku 1986 powstało już wiele różnorodnych form takiej prywatnej praktyki. Była nauczycielka Kathy Harrell-Patterson otworzyła swoją własną szkołę, Learning Enterprise of Wisconsin, która pomaga młodym matkom w pracy nad podstawowymi umiejętnościami potrzebnymi w procesie uczenia się. Jak twierdzi, „Nie istnieje szkoła, która sprostałaby potrzebom wszystkich dzieci. Staramy się pomóc uczniom z problemami, którzy przeszliby przez system niezauważeni – a jest ich, niestety, sporo”. Inni z kolei pracują z dziećmi wybitnie utalentowanymi lub wymagającymi dodatkowego wsparcia, organizują zajęcia informatyczne, uczą języków obcych, matematyki, przedmiotów ścisłych i muzyki.

Przeszkody, z którymi borykają się pedagodzy w prywatnej praktyce, to typowe problemy wyrastające z natury kolektywnych struktur biurokratycznych. Podczas gdy większość nauczycieli, jako osoby prywatne, patrzy przychylnie na ów nowy model nauczania, to związki zawodowe upatrują w nim narzędzie „rozbijania ruchu związkowego”. Tak więc chociaż rady pedagogiczne mogą zawierać umowy z „prywatnymi” nauczycielami, muszą przy tym uzyskać zgodę miejscowego związku zawodowego i liczyć się z groźbą ewentualnego strajku.

Prawdziwym celem wielu środowisk działających oddolnie jest całkowite uwolnienie szkół spod kontroli rządu. Dlatego też stosunkowo dużo firm prywatnych zainteresowało się modelem prywatnej praktyki nauczycielskiej. Przykładem tego jest spółka Ombudsman International, oferująca usługi edukacyjne osobom, które porzuciły naukę szkolną. Idzie tym samym na rękę placówkom publicznym, uwalniając je od tzw. problematycznych uczniów. Za roczną opłatę w wysokości 3-4 tys. dolarów (o połowę mniej niż wynosi koszt utrzymania ucznia w systemie publicznym) edukację w ramach programu Ombudsman kończy około 90 proc. uczniów.

Skuteczne prywatne alternatywy

Jak wyjaśnia prezes Ombudsman, James Boyle, w porównaniu z placówkami publicznymi prywatne przedsięwzięcia edukacyjne charakteryzują się o połowę niższym kosztem funkcjonowania. Przykładowo, w latach 1991-92 przeciętny program kształcenia 60 uczniów finansowany publicznie kosztował 428 tys. dolarów, a więc 7200 dolarów na ucznia; przewiduje się, że w przyszłym roku sumy te wzrosną do 492 tys. dolarów i 8200 na ucznia. Placówki Ombudsman mieszczą się w centrach handlowych oraz w parkach biznesowych i przemysłowych. Zatrudniają dyplomowanych nauczycieli, a liczba uczniów przypadających na jednego pedagoga nie przekracza dziesięciu. Przed rozpoczęciem nauki uczniowie oceniani są pod względem znajomości języka angielskiego, biegłości czytania i zdolności matematycznych, po czym dla każdego przygotowuje się indywidualny program kształcenia. Uczniowie pracują we własnym tempie przez trzy godziny dziennie, pięć dni w tygodniu, a treść lekcji i testy otrzymują za pośrednictwem terminali wideo. Nauka w Ombudsman jest odpłatna: czesne pokrywają uczniowie bądź władze okręgu szkolnego, jeżeli skierowały danego ucznia do placówki OI (w takim wypadku wszelkie nadpłaty trafiają z powrotem do budżetu publicznego).

Inną prywatną firmą prowadzącą własne szkoły oraz zarządzającą szkołami publicznymi w ramach dwóch dużych kontraktów to Education Alternatives, Inc. Zapewnia ona własny program nauczania, a z pomocą podwykonawców, KPMG-Peat Marwick i Johnson Controls World Service, zamierza zmniejszyć budżety administracyjno-operacyjne szkół publicznych o 25 proc. Prezes David Bennett wie, że to możliwe, ponieważ prywatne szkoły pod wodzą EAI działają skuteczniej i o wiele taniej niż szkoły publiczne, a ich uczniowie osiągają lepsze wyniki.

Również działalność charytatywna korporacji, będąca onegdaj nastawionym na poprawę samopoczucia zabiegiem wizerunkowym, coraz częściej wychodzi naprzeciw potrzebom systemu edukacji. Przykładem tego jest warta 200 mln dolarów fundacja New American School Development Corporation. Ufundowana wyłącznie z prywatnych datków, stała się największym, niefinansowanym przez rząd federalny, projektem edukacyjnym w historii USA.

Ponadto w roku 1991 powstało wiele oddolnie sponsorowanych programów stypendialnych i funduszy wsparcia dla uczniów z rodzin o niskich dochodach, dzięki którym mogą oni podjąć naukę w placówkach prywatnych. Inicjatywę tę zapoczątkowała Golden Rule Insurance Company, fundująca stypendia dla uczniów z Minneapolis przeznaczone na naukę w wybranych szkołach prywatnych lub parafialnych. Identyczną działalność otworzyły wkrótce kolejne korporacje i fundacje. W tym roku natomiast podobne plany ogłosiły Kinetic Concepts, Inc., USAA Federal Savings Bank, San Antonio Express News, Partners Advancing Values in Education, Lynde and Harry Bradley Foundation w Milwaukee, Vandenberg Foundation w Michigan. Rzecznik funduszu charytatywnego Golden Rule Insurance Company, Tim Erghott, przewiduje, że w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy pojawi się około sześciu kolejnych tego typu programów. Rozwiązania takie sprawiają, że rodzice podchodzą do kwestii wyboru szkoły z większym zaangażowaniem, co przekłada się na poprawę jakości usług świadczonych przez instytucje edukacyjne.

Wyraźnym dowodem rozwoju prywatnego sektora oświaty jest rosnąca liczba nastawionych na zysk ośrodków kształcenia oferujących popołudniowe kursy wyrównawcze oraz szkoły letnie. Coraz bardziej zaniepokojeni stanem szkół publicznych rodzice pragną uzupełnić edukację swoich dzieci kursami akademickimi i nauką metod uczenia się w kameralnym środowisku, którego ich zdaniem szkoły publiczne nie są w stanie zapewnić.

Od roku 1980 powstało już prawie 500 placówek Sylvan Learning Center, międzynarodowej sieci określanej jako „edukacyjny McDonald’s”. Wszystkie jej filie działają w oparciu o identyczny model polegający na zindywidualizowanym kształceniu w zakresie podstawowych umiejętności ze szczególnym naciskiem na rozwój odpowiedzialności. Zajęcia natomiast odbywają się po południu, w weekendy oraz wakacje. Na początku każdy uczeń przechodzi dwugodzinną sesję testów diagnostycznych, włącznie z badaniem wzroku i słuchu. Na podstawie oceny indywidualnych zdolności nauczyciele opracowują program nauczania składający się np. z ćwiczeń podręcznikowych, pomocy audio-wizualnych lub programów komputerowych. Postępy mierzy się często testami standaryzowanymi. Zdaniem wielu rodziców instytucja ta zapewnia jakość nauki, której brakuje w szkołach publicznych. Co więcej, podczas gdy placówki państwowe zamyka się o godz. 15:00, kiedy spora część rodziców jest jeszcze w pracy, działające w tym czasie ośrodki Sylvan pozwalają dzieciom spędzać popołudnia w przyjaznym środowisku edukacyjnym.

W związku z powszechnymi cięciami obejmującymi organizowane przez szkoły publiczne letnie kursy daje się zauważyć znaczny wzrost podobnych inicjatyw prywatnych. Z krajowego rejestru prywatnych szkółek i obozów letnich dla dzieci i młodzieży firmy Peterson’s wynika, że od roku 1986 liczba oferowanych prywatnych kursów letnich – których cena wynosi nawet do 5 tys. dolarów za sześć tygodni – wzrosła o 55 proc.

Do istniejących już i jednocześnie uważanych za najlepsze szkół należą placówki religijne i kościelne. Otóż spośród 5,2 mln dzieci kształcących się prywatnie ponad połowa uczęszcza do szkół katolickich, których uczniowie prezentują zazwyczaj umiejętności liczenia, czytania, pisania, a także zasób słownictwa, o dwa poziomy powyżej przeciętnej. Oprócz tego szacuje się, że w ich przypadku odsetek rezygnujących z nauki wynosi mniej niż 1 proc., podczas gdy w całym kraju jest to 29 proc., a więc różnica dramatyczna. Nie dziwi zatem, że 86 proc. absolwentów liceów katolickich kontynuuje edukację na uczelniach półwyższych (średnia krajowa to 57 proc.). Według danych National Council on American Private Education z roku 1988 szkoły luterańskie kształcą około 247 tys. uczniów, międzywyznaniowe szkoły chrześcijańskie 233 tys., baptystyczne 335 tys., żydowskie 158 tys., a episkopalne 85 tys.

Warto zwrócić uwagę, że coraz liczniejsze grono rodziców nie zamierza czekać na poprawę publicznego szkolnictwa, bony edukacyjne, czy powstanie sieciowych szkół prywatnych. Świadczy o tym rosnąca liczba osób praktykujących edukację domową. Jak podaje Departament Edukacji, obecnie w domu uczy się około 350 tys. dzieci, podczas gdy na początku lat 80. liczba ta nie przekraczała 15 tys. Mimo że edukacja domowa jest legalna w 50 stanach, przepisy regulujące ją bardzo się różnią. W niektórych stanach wymaga się, aby rodzice byli dyplomowanymi nauczycielami, w innych konieczne jest jedynie powiadomienie kuratorium o swoich zamiarach oraz zatwierdzenie wybranego programu nauczania przez władze szkoły. Rozkwit edukacji domowej to dramatyczna ilustracja rynkowego wyboru dokonywanego przez rodziców.

Minęły już czasy, kiedy liderów biznesu – jak ujął to Patrick J. Keleher, prezes chicagowskiego oddziału Teach America – „onieśmielały tytuły, żargon i, być może, tani patriotyzm niezwykle charyzmatycznego establishmentu edukacyjnego”. Obecnie w coraz większym stopniu branża edukacyjna poddawana jest presji i zasadom konkurencji rynkowej. Inwestujący w nią sektor prywatny pragnie namacalnych zysków w postaci odpowiedniej jakości wiedzy i umiejętności potencjalnych pracowników. Tym samym pcha on system państwowej edukacji ku faktycznej konfrontacji z rzeczywistością ekonomiczną, czego nasz kraj tak rozpaczliwie potrzebuje.

Anna David

Tłumaczenie: Dawid Świonder

Anna David jest konsultantką Reason Foundation w zakresie badań nad edukacją oraz niezależną publicystką. Artykuł ukazał się pierwotnie w numerze 2 magazynu The Freeman z 1993 r.

1 Organizacja rządowa zajmująca się gromadzeniem danych dotyczących partnerstwa publiczno-prywatnego w sferze edukacji – przyp. tłum.

Poprzedni artykułJak liberałowie zatracili pamięć o Gandhim
Następny artykuł„W sprawiedliwym społeczeństwie wyżywienie jest prawem”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj