Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do posiadania i noszenia broni przez ludzi jest to, że stanowi ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranię rządu.
Thomas Jefferson
Wśród wielu występków brytyjskiego panowania w Indiach, historia uzna za najczarniejszą ustawę, która cały naród pozbawiła broni.
Mahatma Gandhi
Dawno, dawno temu, jeszcze zanim lewacy pojawili się na świecie i ludzie byli normalni, prawo do posiadania broni i jej użycia w obronie było tak oczywiste, że nie podlegało żadnym regulacjom. Podobnie jak oddychanie czy drapanie się w różne części ciała. Nikt tego nie podważał. Żeby być precyzyjnym, zdarzało się, ale to była polityka. Najstarszą znaną nam wzmianką na ten temat jest zakaz posiadania broni przez helotów w starożytnej Sparcie. Związane to było z tym, że heloci – najniższa ludności Sparty, składała się z mieszkańców podbitej Lakonii i Mesenii. Byli niewolnikami stanowiącymi własność państwa, które ze strachu przed nimi nie tylko zabroniło im posiadania broni, ale nawet zawarło sojusz z Atenami w celu uzyskania pomocy w zwalczaniu ewentualnego buntu.
Nie wszystkie państwa aż tak bardzo boją się swoich obywateli. W takiej np. Szwajcarii każdy pełnoletni obywatel przeszkolony wojskowo dostaje od państwa do domu mundur i broń wraz z zapasem amunicji żeby w razie czego nie tracić czasu na wyposażanie ludzi. I jakoś Szwajcarzy ani sami się nie mordują, ani na władzę ręki nie podnoszą.
W średniowieczu problem nie istniał, bo broń miał każdy, kogo było na nią stać. Była droga, więc skoro dobra zbroja kosztowała tyle co kilka wsi, to wiadomo, że tylko bogaci byli rycerzami, a „chamy” jej nie nosiły. Miecz też było na tyle drogi, że nosili go tylko rycerze. Co nie znaczy, że nie mieli broni. Chłopi jej specjalnie nie potrzebowali, bo nie byli zobowiązani do służby wojskowej. Co najwyżej do obrony własnej wsi – używali do tego lekkiej broni i narzędzi rolniczych. Nie radzę tego lekceważyć. Stań z mieczem czy szablą wobec człowieka z włócznią, widłami czy toporem. Pierwsze są długie, a topora szablą nie odparujesz. Wybrani chłopi z królewszczyzn mieli obowiązek stawiać się na ćwiczenia wojskowe z własną rusznicą, toporem lub mieczem.
W dawnych miastach było podobnie. Od średniowiecza obowiązek obrony miast leżał po stronie mieszczan, którzy w tym celu musieli samodzielnie się uzbroić i wyszkolić. Każdy z nas słyszał nazwy baszta młyńska, ciesielska, szewska, itd. Nazwa oznaczała, że w razie oblężenia, stanowiska na niej zajmowali młynarze, cieśle czy szewcy. W celu wykonania tego zadania powstały tak zwane bractwa kurkowe, w których ćwiczono mieszczan z posługiwania się łukiem, kuszą, a w późniejszych czasach i bronią palną.
W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów szlachta zarezerwowała prawo do noszenia szabli dla siebie. Nie było to jednak podyktowane troską o bezpieczeństwo, lecz chęcią podkreślenia swojego wyższego statusu społecznego. Szablę mógł nosić „urodzony” a nie „łyk” czy „cham” „nikczemnego pochodzenia”. W dawnej Rzeczpospolitej obywatel mógł nie tylko posiadać i nosić broń, lecz nawet zbudować sobie twierdzę i utrzymywać własny zbrojny oddział. Co zdarzało się wcale nie tak rzadko, jakby ktoś mógł dzisiaj pomyśleć.
Sytuacja nieco zmieniła się w czasie zaborów. Bractwa kurkowe w zaborach Pruskim i Austriackim działały dalej, natomiast w zaborze Rosyjskim ich działalność została zakazana. Ale broń pozostała w rękach Polaków. Gdy wybuchło Powstanie Listopadowe i pojawiły się braki w uzbrojeniu, to okazało się, że w każdym dworze szlacheckim czy domu bogatszego mieszczanina były karabiny z wojem napoleońskich. Po Powstaniu władze wszystkich trzech zaborów nakazały oddanie broni wojskowej. Jak się okazało w czasie Powstania Styczniowego w każdym dworze była broń palna. I nie chodzi tu wcale o gładkolufowe dubeltówki, bo te zawsze wolno było mieć. Polacy posiadali nowoczesne gwintowane sztucery myśliwskie, broń o zasięgu, celności i skuteczności, o której Rosjanie nie mogli nawet marzyć. Ich wojska wyposażone były jeszcze w gładkolufowe karabiny z czasów wojny krymskiej za co przyszło im zapłacić krwią swoich żołnierzy. Po powstaniu rozbrojono społeczeństwo dokładniej. Ale znowu z broni wojskowej. Bo dubeltówki można było mieć, a o pozwolenie na sztucery gwintowane trzeba było wystąpić do władz. Nawet wtedy jednak, nawet w tak restrykcyjnym zaborze jak rosyjski potrzebę posiadania broni do obrony własnej uważano za coś oczywistego. Przecież każdy ma prawo się bronić. W efekcie rewolucji 1905 r. rozplenił się bandytyzm, co skłoniło władze carskie do umożliwienia ludziom skutecznej samoobrony. Od roku 1906 Polacy mogli bez pozwoleń kupować rewolwery i amunicje do nich, natomiast posiadacze zezwoleń mogli kupować każdą dostępną broń. System ten nie był chyba szczelny skoro Igor Newerly opisuje w książce Zostało z uczty bogów jak obawiając się, że mu w sklepie nie sprzedadzą broni jako nieletniemu, zamówił karabin korespondencyjnie i przysłano mu go do domu.
Gdy Polska odzyskała niepodległość wydawało się, że wrócimy do staropolskiej tradycji swobodnego dostępu do broni. Jednak nieco ponad dwa miesiące po 11 listopada 1918 r., 25 stycznia 1919 r., Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał dekret o nabywaniu i posiadaniu broni i amunicji. Bezpośrednio po wojnie niezbędne okazało się nadanie kształtu prawnego zasadom posiadania broni palnej, tym bardziej, że w poszczególnych dzielnicach porozbiorowych obowiązywały prawa jeszcze zaborcze aż do 1932 r. Zachowano samą instytucję „Pozwolenia na broń”. Była to jednak decyzja administracyjna, wydawana przez władze samorządowe czyli starostę, w oparciu o opinię Policji. W praktyce, kto nie był skazanym, włóczęgą, alkoholikiem, narkomanem czy chorym psychicznie, to pozwolenia dostawał. Ważne jest co innego. Otóż ciągle jeszcze uznawano za oczywiste prawo obywatela do obrony koniecznej z użyciem broni palnej.
Życie Warszawy w artykule Warszawiacy do broni! opisało kiedyś przygodę kapitana Nowakowskiego, który napadnięty przez bandytę postrzelił go z rewolweru. Prokurator miał do niego tylko jedno pytanie – czy zamierza złożyć dodatkowo prywatną skargę na postrzelonego przez siebie napastnika.
Przed wojną ograniczenia w dostępie do broni palnej rozpowszechniły się w państwach totalitarnych. W Związku Radzieckim zakazano prywatnego posiadania broni palnej dopiero w 1929 r., chociaż nie powinno to nikogo zwieść, bo posiadacz legalnej broni mógł dostać czapę, gdy uznano go za kontrrewolucjonistę. Jednak uzyskanie pozwolenia na posiadanie broni myśliwskiej, zwłaszcza na wschodzie, było możliwe do końca istnienia ZSRR.
W faszystowskich Włoszech Benito Mussolini zakazał posiadania obywatelom broni palne jednak największym orędownikiem ograniczenia obywatelom dostępu do broni palnej był wielki przywódca niemieckiego ruchu narodowosocjalistycznego Adolf Hitler. 18 marca 1938 r. Hitler, już jako wódz i kanclerz Rzeszy, podpisał niemieckie „Prawo o broni” – ograniczające wszelką prywatną własność jakiegokolwiek rodzaju broni miotającej.
Po II wojnie nowa władza unieważniła przedwojenne pozwolenia na broń, a bractwa kurkowe został)’ rozwiązane. Wszelkie kompetencje w wydawaniu pozwoleń na broń przejęły organy MO.
Dziś ludzie boją się broni. Komunistom udało się to, o czym nawet nie marzyli zaborcy. Nie tylko udało im się nas rozbroić, ale i przekonać Polaków, że to dla ich dobra. Podobno jesteśmy warchołami, którym nie można dać broni, bo się wystrzelamy.
Ciekawie to wygląda w zestawieniu z innymi krajami. W Rosji, w 2014 r., uchylono sowieckie przepisy i bardzo ułatwiono obywatelom dostęp do broni palnej. I co? I nic. Ilość zabójstw z użyciem broni palnej wcale nie wzrosła, natomiast zmalała ilość napadów na domy majętnych obywateli, co zrozumiałe, bo ci kupili sobie broń, a przestępcy nie lubią ryzykować.
Według raportu ogłoszonego przez Smali Arms Survey pod względem ilości broni palnej w rękach prywatnych zajmujemy 142. miejsce na świecie, razem z Ekwadorem i Kazachstanem. Uwzględniono w tym ok. 200 000 sztuk broni, której właściciele posiadają ją nielegalnie. Swoją drogą kto i jak policzył broń nielegalną?
Dla porównania nasi. sąsiedzi zajmują w tym rankingu kolejno: 15. miejsce Niemcy, 38. miejsce Czechy, 68. miejsce Rosja, 73. miejsce Słowacja, 79. miejsce Białoruś, 84. miejsce Ukraina.
Nawet Władimir Putin czy Aleksander Łukaszenka bardziej ufają swoim obywatelom niż polskie władze. Przykre.
Żyjemy w świecie i w czasach, gdy wolność obywatela nie jest w cenie. Teraz dla odmiany w Unii Europejskiej pojawiają się, forsowane przez lewicę, pomysły ograniczenia dostępu do broni. Skąd im się to wzięło? Hitler po podpisaniu wspomnianej wyżej ustawy pozbawiającej ludzi dostępu do broni palnej wygłosił znamienne słowa: Ten rok przejdzie do historii. Pierwszy raz w cywilizowanym kraju istnieje pełna rejestracja broni. Nasze ulice będę bezpieczniejsze, a nasza policja bardziej sprawna. W przyszłości cały świat będzie nas naśladował. Niestety naśladuje.
Dlatego należy ciągle i głośno przypominać, że niezależnie od miejsca i czasów możliwość posiadania broni to atrybut wolnego człowieka.
Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”
Pierwotnie artykuł ukazał się w miesięczniku Debata nr.10/2021, dziękujemy za możliwość opublikowania go na naszym portalu.