To jest właśnie owym szczególnie zbawiennym i owocnym pożytkiem z poznawania dziejów, że tu człowiek widzi wszelkiego rodzaju pouczające przykłady na sławnym wyryte pomniku; stąd dla siebie i dla ojczyzny może czerpać wzory do naśladowania, stąd uczyć się, czego unikać jako haniebnego w swym założeniu, haniebnego w skutkach1.
— Tytus Liwiusz, historyk rzymski
Monstrualne dofinansowania; zatrważający wzrost długu publicznego; koncentracja władzy w rękach rządu centralnego; szaleńcza walka grup interesów i ich niekończące się roszczenia; namnażające się regulacje działalności gospodarczej; demagogiczne hasła walki klas; coraz wyższe opodatkowanie produktywnej części społeczeństwa; i wreszcie upadek cnót uznawanych dawniej za podstawę silnego charakteru. Wszystko to stanowi dziś, w Ameryce XXI wieku, naszą codzienność tak samo, jak stanowiło ją dla mieszkańców kroczącego ku upadkowi rzymskiego państwa opiekuńczego około dwa tysiące lat temu.
Zarówno Rzym, jak i Ameryka zrodziły się z buntu przeciwko monarchii: Amerykanie sprzeciwili się bowiem Brytyjczykom, a Rzymianie – Etruskom. Nieufni wobec władzy skupionej w rękach jednej osoby, jedni i drudzy ustanowili republiki oparte na mechanizmach zachowania równowagi politycznej, podziale władz i ochronie pewnych praw określonej grupy ludzi (o ile nie wszystkich). Powstanie republiki rzymskiej w VI w. p.n.e. oraz amerykańskiej w wieku XVIII, pomimo ich wad, stanowiło największy krok ku wolności w dziejach świata.
Historia starożytnego Rzymu obejmuje około tysiąc lat – pięć wieków republiki i drugie tyle autokratycznego cesarstwa – a etap przejściowy między nimi to czas narodzin Chrystusa. Jak pokazuje Thomas Madden w swojej książce z 2008 r. Empires of Trust, najbliższe podobieństwa między kulturą Rzymu i Ameryki odnaleźć można w okresie republikańskim tego pierwszego. To właśnie składające się nań wydarzenia mogą posłużyć nam dziś jako najbardziej wartościowa lekcja i przestroga. Na gruzach republiki zrodziła się bowiem tyrania cesarstwa, prawdziwie okropna konsekwencja uprzedniego rozkładu – jest to jednak los, którego Ameryka może jeszcze uniknąć.
Najważniejsza nauka, jaką możemy wyciągnąć z doświadczenia rzymskiego, nie dotyczy wyłącznie Rzymu. Prawdopodobnie może ona stanowić najbardziej uniwersalną lekcję w całej historii ludzkości: żaden naród, który zatraci swój charakter, nie obroni swojej wolności.
Społeczeństwo rzymskie w czasach założenia republiki było głównie ludem złożonym z drobnych rolników i pasterzy. W okresie do II w. p.n.e. nastąpił rozkwit dużych przedsiębiorstw, a Italia przeszła proces urbanizacji. Dynamiczny rozwój gospodarki rzymskiej i pojawiające się w związku z tym możliwości przyciągnęły uwagę wielu ludzi z odleglejszych ziem, co napędzało imigrację. Do owego wzrostu dobrobytu przyczynił się panujący podówczas klimat poszanowania wolnej przedsiębiorczości i własności prywatnej oraz przestrzegania zasad ograniczonego rządu. Zarówno kupcy, jak i przedsiębiorcy postrzegani byli jako godni podziwu i naśladowania.
Oczywiście nie możemy twierdzić, że Rzymianie budowali społeczeństwo libertariańskie. Chociaż pod wieloma względami zdołali oni podnieść zakres wolności politycznej na nowy poziom poprzez ograniczenie władzy państwa, ich ustrój nadal miał wiele wad. Niemniej, najważniejsze pozostaje jedno: czynnikiem, który umożliwił im wypracowanie i następnie skuteczną ochronę owych swobód przez kilka stuleci, był charakter oparty na cnotach, takich jak odwaga, ciężka praca, niezależność i samodzielność – a więc taki, który stanowi podstawę wszelkiej wolności niezależnie od epoki.
Niezwykłe osiągnięcia Rzymu w dziedzinie systemów sanitarnych, edukacji, bankowości, architektury i handlu zyskały już status legendarny. W samym mieście działała nawet wczesna wersja giełdy. Dzięki niskim podatkom i cłom, wolnemu handlowi i sporej swobodzie działania prywatnej przedsiębiorczości Rzym stał się ośrodkiem światowego bogactwa. Jednak w V w. n.e. wszystko to było już przeszłością, a świat stoczył się w okres ciemnoty, rozpaczy, zniewolenia i nędzy.
Dlaczego Rzym upadł? Stało się tak z powodu fundamentalnej zmiany wyznawanych przez Rzymian idei, które w dużym stopniu kształtowały ich pojmowanie osobistej odpowiedzialności i źródeł dochodu. We wczesnych latach swojej świetności Rzymianie postrzegali jako główne źródło swego dochodu samych siebie. Ujmując inaczej, mieszkańcy republiki skupiali się przede wszystkim na tym, co oni sami mogli zaoferować innym w ramach dobrowolnej wymiany rynkowej. Zepsucie Rzymu rozpoczęło się natomiast wtedy, kiedy ludzie odkryli inne źródło dochodu: proces polityczny, czyli państwo. Tak więc upadek ten był zasadniczo kwestią charakteru.
Rzym zbudował swoją wielkość w oparciu o siłę charakteru swoich mieszkańców. Zaczął tonąć, gdy ów charakter poświęcono na rzecz mniej szlachetnych spraw, jak władza czy złudne, chwilowe „bezpieczeństwo” w postaci państwowej jałmużny.
Zatraciwszy postawę odpowiedzialności i samodzielności oraz skłoniwszy się ku polityce opartej na sięganiu do kieszeni Pawła, by obdarować Piotra, tj. zawiści i pożądaniu bogactwa innych, Rzymianie wkroczyli na ponurą ścieżkę destrukcji. Jak ujął to śp. dr Howard E. Kershner, „kiedy samorządny naród przyzna swemu rządowi możność odbierania jednym, by obdarowywać drugich, proces ten będzie trwał dotąd, aż ostatni podatnik zostanie doszczętnie ogołocony”2.
Ów zalegalizowany rozbój dokonywany przez rzymskie państwo opiekuńcze opierał się na przyzwoleniu części ludności, która niewątpliwie miała dobre intencje. Jednak, jak ujął to Henry David Thoreau: „Gdybym był przekonany, że jakiś człowiek zmierza do mnie w świadomym celu czynienia mi dobrze, uciekałbym co sił w nogach”3. Ktoś inny stwierdził z kolei, że „dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”. Społeczeństwo stosujące zasadę przymusu, politykę konfiskowania własności i potępiające produktywność może sprowadzić na siebie jedynie zło.
W schyłkowym okresie republiki rzymskiej pewien krętacz, Publiusz Klodiusz Pulcher, ubiegał się o urząd trybuna. Zdobył go dzięki przekupieniu głosujących obietnicami darmowego ziarna na koszt podatników. Od tamtej pory Rzymianie coraz częściej zaczęli skłaniać się ku przekonaniu, że działalność polityczna może być bardziej dochodowa niż praca.
Kandydaci na urzędy wydawali najpierw ogromne sumy, aby zdobyć przychylność publiki, po czym rabowali społeczeństwo, by wywiązać się z obietnic złożonych owym politycznym rentierom. Po rozpadzie republiki i nastaniu dyktatury szereg kolejnych cesarzy oparł swoją władzę na szeroko zakrojonym rozdawnictwie. W czasach narodzin Chrystusa już niemal jedna trzecia mieszkańców samego Rzymu otrzymywała państwowe zapomogi.
Historyk H.J. Haskell tak opisuje ten tragiczny upadek idei i jego następstwa: „W niecałe sto lat od przekształcenia się republiki w autokratyczne cesarstwo Rzymianie utracili wszelkie przywiązanie do instytucji demokratycznych. Po śmierci cesarza senat podjął wprawdzie kwestię przywrócenia republiki, jednak plebejusze upodobali już sobie rządy ekstrawaganckiego despoty, który kontynuowałby rozdawnictwo i zabawiał ich darmowymi igrzyskami. Zgromadzony na zewnątrz tłum domagał się ‘jednego władcy’ świata”4.
To przerażające, jak hardy naród, który opuści gardę i zatraci swój charakter, daje się łatwo przekupić politykom za miskę soczewicy – i jak trudno wrócić mu na właściwą drogę, kiedy już ulegnie złudzeniom państwa opiekuńczego.
Haskell przywołuje też przykład Oktawiana Augusta (27 r. p.n.e. – 14 r. n.e.), który podjął próbę ograniczenia rozdawnictwa ziarna przez wprowadzenie kryterium dochodowego: „Napisał bowiem [jak podaje jego biograf], że skłaniał się ku całkowitemu zniesieniu publicznej dystrybucji ziarna, ponieważ lud zaczął polegać na niej w takim stopniu, iż zaprzestał nawet uprawy ziemi. Nie zrealizował on jednak tego zamiaru, gdyż wiedział, że prędzej czy później przywrócono by owo rozdawnictwo z chęci przypodobania się ludowi”5.
Kiedy w 33 r. wybuchł poważny kryzys monetarno-kredytowy, rzymskie władze centralne zaczęły na szeroką skalę udzielać pożyczek o zerowym oprocentowaniu. Doprowadziło to z czasem do niebotycznego wzrostu poziomu wydatków publicznych.
W roku 91 państwo zaangażowało się mocno w rolnictwo. Aby ograniczyć produkcję i podnieść ceny wina, cesarz Domicjan nakazał zniszczenie połowy winnic w prowincjach6.
Wiele miast cesarstwa, naśladując jego stolicę, zaciągało ogromne długi. Od panowania cesarza Hadriana przypadającego na początek II w. municypia borykające się z problemami finansowymi zaczęły otrzymywać pomoc od Rzymu, w zamian jednak utraciły znaczną część swojej niezależności politycznej.
Władze centralne wzięły również na siebie obowiązek zapewniania ludowi rozrywki. Aby utrzymać zadowolenie społeczne na odpowiednim poziomie, państwo organizowało wyszukane spektakle i walki gladiatorów. Pewien współczesny historyk oszacował, że Rzym wydawał rocznie na tego typu igrzyska równowartość 100 milionów dolarów.
Okres panowania Antoninusa Piusa, tj. lata 138-161, cechował ogromny rozrost rzymskiej biurokracji. Jak wyjaśnia historyk Albert Trever, „ów nieubłagany system opodatkowania, konfiskaty i pracy przymusowej zarządzany był przez całą armię zmilitaryzowanych urzędników (…). Wszędzie roiło się od osobistych pełnomocników cesarza”7 zwerbowanych do prześladowania osób unikających płacenia podatków.
A podatków do unikania było mnóstwo. W Żywotach Cezarów Gajusz Swetoniusz Trankwillus przytacza słowa Nerona, który oznajmił: „Dobrze wiesz, czego mi potrzeba (…) Tak postępujemy, aby nikt nic nie miał”8. Pod ciężarem danin jako pierwsi upadli bogaci, później zaś klasa średnia i niższa. „To, czego nie wzięli żołnierze lub barbarzyńcy, cesarze odebrali w podatkach”, podsumowuje historyk W.G. Hardy9.
Pod koniec III w. cesarz Aurelian nadał zapomogom państwowym status prawa dziedziczonego. Za jego czasów oprócz chleba z państwowych piekarni (wcześniej rozdawano tylko ziarno, z którego lud sam piekł chleb) zaczęto rozdawać też sól, wieprzowinę i oliwę z oliwek.
Rzym padł w końcu ofiarą zmory dręczącej wszystkie państwa opiekuńcze, czyli inflacji. Pod wpływem ogromnej presji wydatków publicznych cesarstwo rzymskie przyjęło politykę zwiększania podaży pieniądza. Kolejni cesarze coraz bardziej deprecjonowali rzymską walutę, aby opłacić kosztowną politykę rozdawnictwa. W rezultacie do roku 300 denara – niegdyś składającego się niemal z czystego srebra – przekształcono w złom o zawartości kruszcu nie przekraczającej pięciu procent.
Ceny poszybowały w górę, a oszczędności wyparowały. Podczas gdy państwo kontynuowało swoją szaleńczą rozrzutność, a przedsiębiorców potępiano jako kozłów ofiarnych. Sytuację coraz bardziej kurczącej się gospodarki prywatnej pogarszała dodatkowo polityka kontroli cen. Fala barbarzyńców, która zalała cesarstwo w roku 476, była już tylko ostatnim etapem moralnego i ekonomicznego samobójstwa Rzymu10.
Zatraciwszy swój charakter, Rzymianie utracili w konsekwencji również wolność i ostatecznie – zbudowaną przez siebie cywilizację.
Zakończę niniejszy esej starą historyjką, której morał, jak się przekonamy, doskonale podsumowuje opisany wyżej proces upadku Rzymu. Opowiada ona o stadzie dzikich świń żyjących w pobliżu rzeki gdzieś na odludziu w stanie Georgia. Zwierzęta te stanowiły upartą, wredną i bardzo niezależną zgraję. Przetrwały wszystko: powodzie, pożary, mrozy, susze, polowania, psy itd. Oswojenie ich wydawało się więc niemożliwością.
Pewnego dnia do pobliskiego miasta przybył nieznajomy i udał się do znajdującego się tam sklepu wielobranżowego. Zapytał właściciela: „Gdzie znajdę owe świnie? Chcę je schwytać”. Sklepikarz, rozbawiony tymi słowami, wskazał mu drogę. Przybysz odjechał na swoim jednokonnym wozie, wyposażony w siekierę i kilka worków ziarna kukurydzy.
Dwa miesiące później nieznajomy ponownie zjawił się w sklepie i poprosił o pomoc w przywiezieniu świń. Oznajmił bowiem, iż czekają schwytane w lesie. Zdumieni mieszkańcy ściągnęli z całej okolicy, aby posłuchać, jak tego dokonał.
„Najpierw za pomocą siekiery oczyściłem z drzew niewielki kawałek ziemi. Następnie, na środku owej przesieki rozsypałem garść ziaren kukurydzy. Po kilku dniach część młodych wyszła z zarośli, zgarnęła kukurydzę i czmychnęła z powrotem w krzaki. Z czasem również starsze świnie zaczęły przychodzić po kukurydzę – rozumiejąc zapewne, że jeśli nie skorzystają z okazji, zrobią to inne. Później już całe stado regularnie schodziło się, by się najeść, a ostatecznie całkowicie przestały samodzielnie zdobywać pożywienie”.
„Jednocześnie”, kontynuował, „zacząłem budować ogrodzenie wokół przesieki – każdego dnia odrobinę wyższe. Kiedy nadszedł odpowiedni moment, uzbroiłem płotek w drzwi spustowe. Świnie natomiast, zorientowawszy się, że zostały schwytane, zaczęły kwiczeć w niebogłosy i rzucać się jak oszalałe. Otóż jestem w stanie złapać dowolne zwierzę, jeżeli pozwoli mi się ono skorumpować i uzależnić od darmowego wiktu”.
Podkreślam jeszcze raz: żaden naród, który zatraci swój charakter, nie obroni swojej wolności.
Lawrence W. Reed
Tłumaczenie: Dawid Świonder
1 Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta – Księgi I-V, przeł. A. Kościółek, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław-Warszawa-Kraków 1948, s. 4.
2 Jest to jedno z tzw. praw Kershnera. Drugie mówi: „przez całe dzieje ludzkości okresom panowania solidnego pieniądza towarzyszył również rozwój moralny i gospodarczy. Z kolei cechą charakterystyczną okresów panowania pieniądza fiducjarnego jest upadek moralny”. Howard E. Kershner (1891-1990) był amerykańskim przedsiębiorcą i pisarzem o konserwatywno-liberalnych poglądach, autorem książek takich jak The Menace of Roosevelt and His Policies, Dividing the Wealth, God, Gold and Government – przyp. tłum.
3 Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie, przeł. H. Cieplińska, wyd. Rebis, Poznań 2010, s. 92-93.
4 Henry Joseph Haskell, The New Deal in Old Rome, wyd. Alfred A. Knopf Inc., New York 1939, s. 170.
5 Tamże, s. 187-88.
6 Parafrazując słowa Ludwiga von Misesa: jeżeli historia mogłaby nas czegokolwiek nauczyć, to niestety tego, że ludzkość rzadko uczy się na własnych błędach. Świadectwem tego jest fakt, iż niemal dwa tysiące lat później podobna polityka nadal znajdowała swoich zwolenników. W Stanach Zjednoczonych czasu Wielkiego kryzysu wprowadzono bowiem ustawę o pomocy rolnikom (Agricultural Adjustment Act), która to „pomoc” polegać miała na podniesieniu cen poprzez masowe niszczenie upraw i ubijanie zwierząt. Zob. Lawrence E. Reed, Wielkie mity Wielkiego kryzysu, przeł. K. Jurak, wyd. Prohibita, Warszawa 2009, s. 39-40 – przyp. tłum.
7 Albert Trever, History of Ancient Civilization, t. II, wyd. Harcourt, Brace and Company, New York 1939, s. 655.
8 Gajusz Swetoniusz Trankwillus, Żywoty Cezarów, przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1965, ks. VI.
9 William George Hardy, The Greek and Roman World, wyd. Schenkman Books Inc., Cambridge (Massachusets) 1985, s. 113.
10 W podobny sposób Ludwig von Mises wypowiada się nt. przyczyn upadku starożytnych cywilizacji w: Ludzkie działanie, przeł. Witold Falkowski, wyd. Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2011, s. 647-49 – przyp. tłum.
Niezwykle wartościowy artykuł! Warto pomyśleć o publikacji w innych miejscach, aby jak najwięcej ogłupionych socjalizmem Polaków mogło się z nim zapoznać. Może da im to do myślenia.