Ekonomista Murray Rothbard zwykł mawiać, że jeśli ktoś wierzy w dobrowolny charakter podatków to niech spróbuje odmówić ich płacenia. Co się jednak stanie jeśli będzie istniał podatek określany mianem najbardziej sensownego podatku?
Do tego rodzaju retoryki przekonują władze kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej. Dzięki wdrożonym tam regulacjom osiągnięto, dotychczas trudny do oszacowania, sukces związany z ochroną środowiska przy jednoczesnym trwale utrzymującym się wzroście gospodarczym. Chodzi oczywiście o decyzję władz kanadyjskiej prowincji dotyczącą opodatkowania tzw. paliw kopalnych. Opodatkowani zostali m.in. kierowcy i firmy energetyczne. Wdrożony w 2008 roku podatek dzisiaj owocuje spadkiem zanieczyszczeń atmosferycznych. Władze prowincji utrzymują, że od momentu wprowadzenia podatku gospodarka regionu rośnie w tempie średnio 2% rocznie. Z kolei zużycie środków, zasobów i paliw powodujących zanieczyszczenie atmosferyczne spadło w tym czasie o blisko 16%. Opłata węglowa w prowincji oscyluje wokół kwoty 30 dolarów kanadyjskich za tonę. Pomysł ten nie jest nowy, podatek węglowy funkcjonuje w wielu krajach na świecie, jego uzasadnieniem jest skuteczność w zwiększaniu wpływów do budżetu.
Rzekomy światowy konsensus w kwestii opodatkowania paliw kopalnych wynika z przeświadczenia, że zanieczyszczeniom można przeciwdziałać jedynie wtedy jeśli na podmioty prywatne nałoży się odpowiednie koszty. Innymi słowy niskie w tej chwili ceny ropy i gazu stanowią dobry moment do nałożenia nań podatku węglowego, i to bez większych konsekwencji ekonomicznych. Rozwiązanie to przypomina znany skądinąd podatek proponowany już w ubiegłym wieku przez ekonomistę Arthura Pigou, od którego pochodzi jego nazwa (tzw. podatek Pigou mający niwelować koszty zewnętrzne).
Zwolennicy opodatkowania paliw kopalnych utrzymują, że rozwiązanie to jest rozwiązaniem iście rynkowym ponieważ wyceniana jest wartość powietrza, nadając mu odpowiednią cenę. Entuzjaści takich rozwiązań wskazują na to, że nawet tak skrajny wolnorynkowiec jak Milton Friedman akceptował handel emisjami i pozwoleniami i uważał je za element gry rynkowej. Problem jednak w tym, że wycena tej wartości nie dokonuje się na wolnym rynku, ona jest po prostu ustalana arbitralnie i zależna w całości od widzimisię nakładającego. Władze kanadyjskiej prowincji zdają się rozumieć charakter gospodarczej koniunktury i możliwości ewentualnej drastycznej zmiany cen ropy i gazu, toteż w zamian zaproponowały przedsiębiorcom i osobom fizycznym obniżenie podatku dochodowego (np. CIT z 12% do 10%). Ten rzekomy kompromis, z pozoru w jakiś sposób uzasadniony, wszystkim nam zależy przecież na czystości środowiska, uruchamia jednak niebezpieczną lawinę kolejnych obciążeń. Dlaczego? Gdyby jednak okazało się, że zanieczyszczenia atmosferyczne rosną pomimo oficjalnego spadku emisji gazów cieplarnianych i wspomnianego opodatkowania, wówczas tradycyjnym krokiem rządu, wszystkim nam dobrze znanym, będzie zwiększenie owej skali podatkowej. Pytanie jest więc zasadnicze, czy obniżenie podatku dochodowego w zamian za nałożenie na wszystkich podatku węglowego nie jest swoistym faustowskim kontraktem jaki władze prowincji zawarły z mieszkańcami regionu? Istnieje bowiem realne ryzyko, że podatek ten z czasem może stać się równie dokuczliwy jak podatek dochodowy. Zwłaszcza, że ewentualna progresja podatku węglowego dostarcza rządzącym bardziej uzasadnionych argumentów, przynajmniej w świetle opinii publicznej. Bo któż z nas nie chciałby żyć w zdrowym i czystym środowisku i któż z nas będzie przeciw temu czystemu środowisku oponował?