Centralny planista wszystkiego nie ogarnia

Opuściłem chińską prowincję i pojechałem do Szanghaju, największego miasta w Chinach i jednego z najnowocześniejszych na świecie. Odległość 1200 km z Pekinu pokonałem w 4,5 godziny najszybszym pociągiem świata, który osiąga szybkość 350 km/h

Foto. o. Jacek Gniadek
PAFERE WIDEO

Przed wyjazdem do Chin widziałem w Internecie zdjęcia ogromnych i kompletnie pustych chińskich miast. Są przygotowane do przeniesienia ludności z rejonów wiejskich do miast. Nigdy nie myślałem, że coś takiego zobaczę na własne oczy.

Nie było to miasto-widmo, ale tylko osiedle w Handan, w prowincji Hebei. Na nocleg zatrzymałem się w mieszkaniu, które należało do mojego gospodarza. Ma takich dwadzieścia. Otrzymał je jako rekompensatę za wysiedlenie ze wsi, którą zburzono, a na jej miejscu postawiono to osiedle. Zbliżał się zachód słońca. Chciałem zobaczyć, jak miasto wgląda nocą. W wieżowcu naprzeciwko światło paliło się tylko w kilku oknach. Podobnie było w sąsiednich. Przy kolacji dowiedziałem się od mojego gospodarza, że nie może wynająć tych mieszkań i stoją puste. W jednym mieszka z żoną. W dwóch córka i syn z rodzinami. Na pozostałe nie ma chętnych. Wszyscy wysiedleni z jego wsi otrzymali po kilka mieszkań, które nie mają dzisiaj wartości. Centralny planista gdzieś się pomylił. Na drugi dzień obudziłem się i dotarło do mnie, że jestem w Chińskiej Republice Ludowej. W kraju o gospodarce rynkowej nigdy nie doszłoby do tak błędnej alokacji zasobów. Tutaj cały czas rządzi partia komunistyczna.

W Handan odwiedziłem siostry ze Zgromadzenia Ducha Świętego w nowo wyremontowanym klasztorze. W Chinach wszystko jest olbrzymie. Do klasztoru wjeżdża się na duży dziedziniec przez ogromną metalową bramę. Nad kaplicą klasztorną wznosi się ogromny krzyż. Kilka lat temu cztery siostry z tego zgromadzenia przyjechały do Polski na studia. Dwie wróciły już do Chin. W dniu wyjazdu z Handan siostry powiedziały mi, że w nocy usunięto krzyż z pobliskiego kościoła, ponieważ był za duży i rozpraszał przejeżdżających kierowców. Później przeczytałem w Internecie, że władze lokalne w prowincji Hebei mają w planach rozebranie 24 kościołów, które zostały zbudowane bez pozwolenia.

Opuściłem chińską prowincję i pojechałem do Szanghaju, największego miasta w Chinach i jednego z najnowocześniejszych na świecie. Odległość 1200 km z Pekinu pokonałem w 4,5 godziny najszybszym pociągiem świata, który osiąga szybkość 350 km/h. Po przyjeździe udałem się zaraz do kościoła pw. św. Michała Archanioła, gdzie planowałem wybrać się na niedzielną Mszę św. w języku francuskim. Kościół znajduje się przy nowoczesnej galerii handlowej i jest otoczony wysokimi biurowcami. Z daleka widziałem wieżę nowego kościoła i krzyż. Nie spodziewałem się tego po tym, co usłyszałem w Handan, o usuwaniu krzyży z przestrzeni publicznej.

Proboszczem tej parafii jest chiński ksiądz, który studiował teologię w Paryżu. To dlatego ta parafia jest miejscem, gdzie gromadzi się francuskojęzyczna wspólnota katolików. Szanghaj to miasto międzynarodowe. W czterech kościołach jest Msza po angielsku. Są też Msze po hiszpańsku i w innych językach. Po Mszy św. spotkałem Afrykanów, którzy przyjechali do Chin na studia. W Szanghaju jest 150 kościołów, 50 parafii i 80 księży. Słuchając proboszcza, opowiadającego o kościele w Szanghaju, cały czas myślałem o usuniętym krzyżu w Handan. Uzasadnienie władz lokalnych o usunięciu krzyża wydawało mi się absurdalne. Tak było tylko z mojego punktu widzenia.

Szanghaj jest dużym finansowym miastem. Jest tu więcej wolności religijnej, a władze lokalne są bardziej tolerancyjne. W Chinach jest tylko kilka procent chrześcijan. Katolików jeszcze mniej. Każdego dnia obok tego kościoła w Szanghaju przechodzi tysiące ludzi. Każdego dnia kilka osób zatrzymuje się na chwilę, by zajrzeć z ciekawości do środka. Ogrodnik parafialny odpowiada na ich pytania i oprowadza po kościele, a oni siadają później na chwilę w ławce i patrzą w ciszy na tabernakulum. Władze chińskie mają rację. Krzyż w przestrzeni publicznej rozprasza. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32).

W centrum duszpasterskim w Guangfu pracuje s. Franciszka. Studiowała w Polsce i jest moim przewodnikiem. Na drzwiach jednego z biur zobaczyłem napis w języku chińskim i angielskim: „Hundred Days Youth Office”. Centrum organizuje zajęcia dla młodzieży, która po ukończeniu szkoły podstawowej, przerwała swoją edukację. Kościół katolicki w diecezji Handan od wielu lat prowadzi projekt edukacyjny dla takiej młodzieży. Raz w roku jest studniowa szkoła dla chłopców, a później na sto dni przyjeżdżają dziewczyny. Przez sto dni mają także zajęcia z Pismem Świętym. W Chinach nie ma lekcji religii w szkołach. Widzę, że centralny planista wszystkiego nie ogarnia.

O. Jacek Gniadek SVD

Artykuł pochodzi ze strony jacekgniadek.com

Poprzedni artykułPrzestroga przed euro. Droga donikąd?
Następny artykułPolak prezesem Liberty International!
O. Jacek Gniadek SVD (ur. 1963) - misjonarz werbista, doktor teologii moralnej; przez wiele lat pracował na misjach w Afryce (Kongo, Botswana, Liberia i Zambia); mieszka w Warszawie (Fundacja Ośrodek Migranta Fu Shenfu, Stowarzyszenie Sinicum im. Michała Boyma).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj