Ekonomia, zresztą tak jak matematyka, to pięta achillesowa Polaków. To fakt, któremu nie ma się co dziwić. Wszystko zaczyna się od lat szkolnych. Podchodząc do matury żaden polski uczeń nie miał lekcji o tym jak w praktyce działa gospodarka, polityka fiskalna i monetarna.
Statystyczny Polak nie wie kompletnie nic o podstawach ekonomii. Inflacja i PKB to jakaś magia dla większości z nas. Zapytaj zresztą znajomych skąd się bierze inflacja, albo co to jest PKB, co wpływa na jego wzrost i jaki to ma związek z wysokością płac. Konsternacja gwarantowana.
Tak niska wiedza o tym jak działa gospodarka i prawa ekonomii w praktyce prowadzi do tego, że tolerujemy i wybieramy niekompetentnych ludzi, którzy nami rządzą, tworzą prawo, sterują gospodarką za pomocą narzędzi fiskalnych i monetarnych. To przekłada się na nasze portfele ponieważ żyjemy w silnie uregulowanej gospodarce.
Mentalnie tkwimy w komunie
W 1918 r odzyskaliśmy niepodległość po 123 latach zaborów. II RP była państwem urzędniczym, gdzie urzędnik organizował życie obywatelowi. Notabene musiało tak być ponieważ inteligencja stanowiła ledwie parę procent społeczeństwa, a ok 25% ludności II RP nie potrafiło nawet pisać i czytać.
W czasie II Wojny Światowej stało się to co najgorsze – pomordowano polskich przedsiębiorców, naukowców, nauczycieli, dowódców wojskowych – polska inteligencja przestała istnieć. Przykładowo mojego pradziadka kpt Józefa Moskala zamordowano w Katyniu w 1940 r. Miał 44 lata – zostawił żonę i córkę.
Od 1945 mieliśmy krwawy socjalizm, który cały czas dążył w partyjnej propagandzie do ideału – komunizmu. Z tego miejsca polecam 45-minutowy film dokumentalny „Marsz Wyzwolicieli” dostępny na VOD TVP za darmo. W tym filmie pokazane jest idealnie jak jeszcze przed II wojną zrobiono ze społeczeństwa homo sovietusa, który tkwi w naszych głowach do dziś. Na filmie zobaczysz wiele identycznych sposobów indoktrynacji, które są stosowane nawet dziś.
Komuniści mordowali wszystkich, którzy stanowili zagrożenie dla władzy. Miał pozostać tylko „element bezpieczny” czyli posłuszny i głupi. Przedsiębiorczość była piętnowana. Wszystkie firmy powyżej 50 pracowników znacjonalizowano, dzieci przedsiębiorców nie były przyjmowane na studia, zaś synowie rzemieślników byli przymusowo wcielani do wojska.
Wszystko miało być wspólne czyli państwowe. Dygnitarze z partii komunistycznej mieli piecze nad zakładami, w którym lud pracujący pracował na dobro wspólne narodu.
Efekt jest taki, ze wraz ze zmianą gospodarki centralnie planowanej na pseudo kapitalistyczną, w 1989 roku ludzie nie wiedzieli nawet co to jest przedsiębiorczość, co widać i słychać na poniższym filmie.
30 lat od obalenia PRL nadal tkwi w nas mentalność niewolników, niechęć do sąsiada, któremu się lepiej powodzi, postawa „bo mi się należy”, strach przed ryzykiem i przeświadczenie, że to władza ma organizować życie ludzi. Prywaciarz to natomiast oszust, złodziej i wyzyskiwacz.
Szkoła nadal wychowuje na uniżonego poddanego
W polskich szkołach wychowuje się młodego człowieka na posłusznego i uniżonego np. nauczyciel zawsze ma rację, trzeba się go słuchać i powtarzać, choćby gadał głupoty.
Pamiętam lekcję historii w szkole średniej. Na kartkówce napisałem coś co wyczytałem poza książkami szkolnymi. Nauczycielka stwierdziła, że nie mam racji, więc przyniosłem jej książkę z plecaka. Powiedziała, że książka jest niewiarygodna i skomentowała „kto Ci tą książkę kazał czytać!”. Oczywiście książka była wiarygodna – naukowo-edukacyjna opisująca dogłębnie specyficzny temat z wieloma przypisami. Z nauczycielką nie było jednak rozmowy. Obniżyła mi ocenę.
Inna sytuacja. Nauczycielka z matematyki w szkole średniej pytała mnie podczas lekcji – odpowiedziałem, że nie potrafię rozwiązać tego zadania matematycznego bo mam swój własny tok przygotowań do matury i akurat tego tematu jeszcze nie przerobiłem sobie. Wyśmiewała moją odpowiedź chyba z 2 minuty. Koniec końców na maturze uzyskałem bardzo dobry wynik, zostawiając w tyle jej pupilków matematycznych, zawsze ślepo podążających za tym co kazała owa rudowłosa nauczycielka.
Własne inicjatywy, podejście do problemów i pomysły są tłumione przez nauczycieli.
Rodzice przekazują dzieciom mentalność homo sovieticusa
Kto nie słyszał od mamy i taty, że „trzeba się dobrze uczyć, żeby dostać dobrą pracę”? Panuje przekonanie, że żeby odnieść sukces zawodowy i finansowy w życiu trzeba mieć same piątki. Tylko wtedy dostanie się dobrą pracę. Oceny są zatem najważniejsze. Tym sposobem młody człowiek od dziecka czuje presję – „a co inni powiedzą, jak mnie ocenią”? Tworzy się także przeświadczenie u dziecka, że musi być ze wszystkiego dobre.
Osobiście nigdy nie usłyszałem od rodziców, żebym otworzył własną firmę. Raczej nastawiano mnie na to, żebym „zdobył dobrą pracę” – w domyśle – u kogoś.
Nie dość, że w szkole kompletnie nie uczy się zaradności, samodzielności i odpowiedzialności za własne decyzje to nie robią tego także rodzice.
Brak samodzielnego krytycznego myślenia
Ta cecha wśród nas Polaków jest szczególnie dotkliwa. Jesteśmy typowymi konformistami – „bo ktoś tak powiedział, to tak jest”. Jeśli już szukamy odpowiedzi na pytania to tok myślenia kończy się bardzo szybko. Szukamy łatwych odpowiedzi zero-jedynkowych.
Podam dosyć powszechny przykład.
Miliony Polaków wierzą, że dobrobyt bierze się z zasiłków socjalnych.
Czytelnik Pschemek też nie ma wątpliwości w tym zakresie i pod moim artykułem „Dlaczego wynagrodzenia Polaków są niskie” napisał:
Cały dobrobyt w niemczech opiera się na pomocy społecznej. Kindergeld ( 500+), kinderzuschag ( dodatek edukacyjny), wohngeld dopłata do mieszkania) i 5 klas podatkowych czyli podatek dla singli. Artykuł (Rekina) można wydrókować i delkatnie mówiąc podetrzeć się nim.
Żeby było śmieszniej Premier Beata Szydło, we wrześniu 2018 stwierdziła w wywiadzie telewizyjnym, że:
500+ stało się doskonałym kołem napędowym gospodarki
Tym sposobem miliony Polaków jest już święcie przekonanych, że dobrobyt bierze się z zasiłków socjalnych. Co więcej są przeświadczeni, że im więcej zasiłków tym większy dobrobyt.
Otrzymujący zasiłki rzeczywiście mogą mieć rację. Ich dobrobyt może brać się z zasiłków socjalnych. Nie wybiegają jednak za bardzo w przyszłość, nie patrzą w szerszej perspektywie, nie obchodzi ich skąd de facto te pieniądze pochodzą, jakie są tego długoterminowe skutki. To, że za parę lat za 500 zł będzie można kupić tyle co dzisiaj za 250 zł, już niewiele osób trapi.
Dlaczego żaden rząd nie postawił na edukację ekonomiczną Polaków?
Politykom jest bardzo na rękę, to, że Polacy nie mają pojęcia o finansach państwa, a nawet o swoich własnych. Mogą niepostrzeżenie wyjmować pieniądze z kieszeni Polaków, sterować ich nastrojami, zdobywać poparcie w wyborach. Wszystko w celu zdobycia i utrzymania władzy. Władza z kolei oznacza to, że politycy, ich znajomi, rodziny mogą czerpać pełnymi garściami pieniądze podatników – minimum 400 mld zł rocznie przechodzi przez ich ręce, więc jest na czym zbijać fortuny.
Mam, być może złudną, nadzieję, że ekonomia stanie się kiedyś mocną stroną Polaków, co pozwoli nam podejmować dużo lepsze decyzje finansowe na poziomie Państwa jak i indywidualnie. Szwajcarzy jako społeczeństwo też kiedyś mieli taki stan wiedzy o ekonomii jak my teraz, ale udało im się to zmienić. Oby to samo spotkało nas.
Szymon Ziemba
Artykuł pochodzi ze strony Rekin Finansów . Przedruk za zgodą Autora
Jest też inna sprawa – po co będziesz otwierał firmę, to dużo pracy, zmartwień, lepiej już iść do kogoś, przepracowanych 8h i wrócić do domu bez dodatkowych rozmyślań, zadań itp. Niestety ludzie mają mało wiary w to, że ktoś może odnieść sukces i to bardzo często płynie od rodziny…
No bo przecież założenie własnej firmy to takie proste. Może i jest, ale kto będzie miesięcznie ją opłacał a firma od razu kokosów nie przyniesie, o ile kiedykolwiek. Ktoś z gorszym startem życiowym (patrz, nieposiadający dobrze sytuowanych rodziców), nie porwie się z motyką na słońce. W tych czasach trzeba, oprócz funduszy, mieć też dobry pomysł na firmę, a to nie jest takie proste. Tekst nastawiony tylko na jeden punkt widzenia.
Założenie firmy jest proste. Dużo trudniejsze jest jej prowadzenie, bo trzeba się solidnie napocić żeby znaleźć i utrzymać klientów. Nic za darmo.
A co do bogatych rodziców, to znam co najmniej kilku przedsiębiorców, którzy startowali od zera. Ja również. Moim kapitałem był 10-letni Fiat 126p i trzymiesięczna odprawa z poprzedniego miejsca pracy.