W ostatnim czasie daje się zauważyć rosnący optymizm ze strony europejskich obserwatorów gospodarczych. Po latach zastoju, powolnego rozwoju i rosnącego bezrobocia sprawy zdają się wyglądać lepiej: rynki pacy stają się bardziej wydajne. Wzrost gospodarczy w 2006 roku był zadowalający. Po trudnych latach, które nastąpiły od chwili wprowadzenia w 1999 r. euro zyskuje w stosunku do dolara.
Jednak, jak wykażę, nie należy błędnie postrzegać tych obiecujących oznak jako przejawów permanentnej poprawy, bowiem warunki, które doprowadziły Europę do załamania, czyli sztywne i nieelastyczne rynki, zbyt wysokie wydatki publiczne i nadmierne opodatkowanie wciąż istnieją. Dalsze trwanie europejskiego „modelu społeczeństwa” z jego ogromnymi wydatkami na opiekę społeczną spowodują, że stary kontynent pozostanie daleko w tyle za Ameryką – ku wielkiemu rozgoryczeniu szowinistycznych Francuzów. Rosnąca kontrola, jaką instytucje Unii Europejskiej roztaczają nad państwami członkowskimi, sprawi że zrealizowana zostanie dobrze znana antyrynkowa strategia. Co więcej, jeden ze sposobów na otworzenie się rynków
europejskich – przyjęcie do wspólnoty byłych państw komunistycznych Europy wschodniej, które były pionierami w kwestii niskich podatków i deregulacji gospodarki – zostanie zaprzepaszczony bowiem państwa te są zmuszane do przyjmowania, często nieefektywnych, „standardów europejskich”. Unia Europejska nigdy nie ceniła konkurencji, ani na rynku produktów, ani na ryku regulacji i opodatkowania. Najbardziej rozczarowującym ze wszystkich jest przykład Wielkiej Brytanii, która przez długi okres była najmniej „europejskim” państwem członkowskim i czymś w rodzaju wolnorynkowego „światła w tunelu” dla kontynentu. Jednak pod rządami rzekomo sceptycznej wobec socjalizmu nowej Partii Pracy, kraj podryfował w kierunku europejskiego „modelu społecznego”, uparcie pozostając poza strefą euro.
Dla poparcia mojego argumentu, że oznaki europejskiego ozdrowienia gospodarczego są przedwczesne, przyjrzę się szczegółowo największym gospodarkom europejskim: Niemcom, Francji, Włochom i Wielkiej Brytanii. To one ustanawiają standardy dla kontynentu jako jedności oraz stanowią ilustrację jego licznych słabości i jednocześnie nielicznych mocnych stron. Dominują również w instytucjach unijnych, które usiłują wyznaczyć wspólne kontynentalne standardy gospodarcze.
Niemcy to najbardziej interesujący i pouczający kraj, bowiem w swojej powojennej historii pokazał zarówno silne strony jak i godne pożałowania słabości europejskich gospodarek. To wciąż trzecia największa gospodarka światowa po Stanach Zjednoczonych i Japonii, jednak zdaje się, utraciła sekret tego sukcesu. Potęga gospodarki niemieckiej zrodziła się tuż po wojnie, kiedy Niemcy przyjęły tzw. Społeczną Gospodarkę Rynkową (Sozialemarktwirtschaft) pod kierownictwem ministra finansów, późniejszego kanclerza Ludwiga Erharda. Usiłowały połączyć gospodarkę rynkową z państwem opiekuńczym. Aktywna polityka społeczna państwa miała jednak pozostać bez wpływu na wydajność wolnorynkowej gospodarki.
Jednak „filozofia” Społecznej Gospodarki Rynkowej wykroczyła poza imperatyw społeczny, stając się gospodarką kapitalistyczną samą w sobie. Powojenne Niemcy nie miały gospodarki opartej na akcjonariacie. Miały natomiast bukmacherów czyli nie-właścicieli w postaci banków i związków zawodowych, którzy byli uważani za równie ważnych. Dwupoziomowy system zarządzania firmą obejmował radę nadzorczą z silnym przedstawicielstwem związku zawodowego. Inwestycje były finansowane nie tylko przez emisję akcji, ale również z udzielania pożyczek przez bank. Dało to bankom niezmienny wpływ na politykę firmy i chroniło kierownictwo przed presją akcjonariuszy; a w końcu doprowadziło do braku konkurencyjności w przemyśle niemieckim. Nie dziwi więc fakt, że system Społecznej Gospodarki Rynkowej był popularny wśród wszystkich partii politycznych włączając byłą marksistowską Partię Socjaldemokratyczną (SPD).
Na przestrzeni czasu działania kolejnych rządów doprowadziły do tego, czego pomysłodawcy Społecznej Gospodarki Rynkowej nie chcieli: skandynawskiego modelu państwa opiekuńczego. Zwiększono emerytury oraz zasiłki dla bezrobotnych w taki sposób, że praca wydawała się rzeczą irracjonalną. System szkolnictwa finansowanego ze środków publicznych był na tyle hojny by zachęcać studentów do nauki po przekroczeniu 30-go roku życia. Wyeliminowanie z biznesu czynnika nacisku ze strony akcjonariuszy chroniło niekompetentnych menedżerów – przypadki przejęcia firmy były rzadkie a nabycie akcji przez kapitał zagraniczny prawie nierealne. Połączenie tych wszystkich czynników doprowadziło do pogorszenia się stanu gospodarki Niemiec, przytłoczonych kosztem ponownego zjednoczenia, które obejmowało częściowe zwiększenie zasiłków dla byłego komunistycznego wschodu.
Nie dziwi więc fakt, że niemiecka gospodarka z trudem borykała się z globalizacją, szczególnie w obliczu dalekowschodniej konkurencji. Pozostała ona gospodarką przemysłową jednak jej sztywny rynek pracy został łatwo pokonany przez nowe, otwarte na rynki, Chiny. Niegdysiejsza potęga Europy stała się najsłabiej rozwijającą się gospodarką Unii Europejskiej w latach 1994-2003. Gdy bezrobocie sięgnęło 5 mln. co stanowi 10% siły roboczej, nawet socjaldemokraci zdali sobie sprawę, że trzeba coś zrobić. Pod rządami Gerharda Schroedera wdrożyli łagodne reformy rynku pracy, ale spotkały się one z ostrą opozycją związków zawodowych. Nadzieje obudziły się w 2005 roku wraz z wyborem chrześcijańskiej demokratki Angeli Merkel, która przedstawiła nieco bardziej radykalny i nastawiony prorynkowo program. W realizacji przeszkodził jej fakt, że była zmuszona do utworzenia koalicji z SPD, która ma swoich przedstawicieli na najwyższych stanowiskach ekonomicznych w rządzie.
Nie wszystko złe
Jednak nie wszystko wygląda tak czarno. W Niemczech w ostatnich latach mimo wszystko nastąpiła poprawa. Znów zanotowano – co prawda chwiejny, ale jednak – wzrost gospodarczy Przyhamowano również odpływ kapitału do bardziej przyjaznych mu krajów, choć nie został on całkowicie powstrzymany. Wiele organizacji zrzeszających pracodawców twierdzi obecnie, że Niemcy stają się dobrym miejscem do inwestowania. Znaczna odpowiedzialność za tę poprawę miała miejsce nie za sprawą rządowego złagodzenia prawa pracy, ale na skutek dobrowolnych porozumień pomiędzy pracodawcami a związkami zawodowymi. Rzeczywistość gospodarcza znacznie zmniejszyła ślepy optymizm polityków.
Przed Niemcami wciąż długa droga do przywrócenia stanu gospodarczej wielkości. Politycy mogliby zacząć od poczytania o tym, co doprowadziło do sukcesu Erharda, pamiętając, że on sam nigdy nie był zadowolony z umieszczenia słowa „społeczny” w nazwie swojego modelu rynku. Zanim zatem Niemcy popadną w nadmierny optymizm związany z ostatnią poprawą powinni pamiętać, że przed nimi niedługo 3% podwyżka podatku VAT – kolejna konfrontacja z rzeczywistością wielkiego rządu.
Francja. Nie jest to kraj, po którym spodziewamy się, że jego wolnorynkowa przeszłość będzie inspiracją na teraźniejszość i przyszłość. Prawdą jest, że w okresie Czwartej Republiki gospodarka zmodernizowała się sama, w dużej mierze za sprawą tego, że żaden z rządów nie był u władzy dostatecznie długo, by wyrządzić trwałą szkodę. Piąta Republika de Gaulle’a była zbyt pochłonięta problemem algierskim i ogólnie sprawami zagranicznymi i nie miała czasu na to, aby rozbudowywać albo zniszczyć system gospodarki rynkowej. Problem zaczął się wraz z elekcją François’a Miterrand’a w 1982 roku i jego ekstremalnie socjalistycznym programem racjonalizacji i redystrybucji. Swego rodzaju porządek został przywrócony wraz z wyborem Jacques’a Chirac’a w 2000 roku, jednak Francja pozostaje krajem etatystycznym, niezależnie od tego, kto jest u władzy. Rząd wciąż zajmuje się bankowością, przemysłem energetycznym i motoryzacyjnym, transportem i usługami telekomunikacyjnymi. W lipcu 2006 roku bezrobocie spadło z 10% do 9,1% jednak to
wciąż duży problem. Dług publiczny stanowi 6% PKB – dwukrotnie przekroczony dozwolony 3% limit w UE. Kraj przygniatają państwo opiekuńcze oraz płaca minimalna na poziomie 10$ za godzinę. Podjęto pewne kroki w walce z bezrobociem, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Kroki te to niewielkie cięcia podatkowe oraz poważna próba przełamania nieelastyczności francuskiego prawa pracy, znana jako „Pierwsza umowa o pracę” (CPE). Zgodnie z nią pracodawca zatrudniający ponad 20 osób mógłby zwolnić ich kiedy zechce, w ciągu pierwszych dwóch lat obowiązywania umowy. Wdrożono odpowiednie zabezpieczenia by pomóc „ofiarom”, jednak mimo to zaproponowany przepis spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony lewicy i związków zawodowych, które bez wątpienia obawiały się, że nastąpi po nim coś gorszego. W rezultacie premier Dominiqe de Villepin został zmuszony do porzucenia go. Była to zła wiadomości dla wolnorynkowców we Francji; skoro tak łagodna zmiana spotkała się z taką opozycją, a rząd w tak beznadziejny sposób ugiął się, oznaczało to, że Francja pozostaje krajem socjalistycznym nawet przy konserwatywnej administracji.
Podjęto również działania mające ograniczyć bezrobocie jednak były to kroki mało konkretne. Przepis ograniczający tydzień pracy do 35 godzin wpłynął źle na produktywność. Został on wprowadzony rzekomo w celu tworzenia miejsc pracy. Aż chce się w tym miejscu zacytować Frédéric’a Bastiat’a: „Czemu nie 10 godzin tygodniowo. Pomyślcie ile powstałoby miejsc pracy!”
Europejska choroba
Francja jest dotknięta europejską chorobą bardziej niż jakikolwiek inny kraj. To iluzja, że dobrobyt tworzy się poprzez przepisy, że problem ubóstwa można rozwiązać poprzez dekret administracyjny i że szczęście i pomyślność są wypadkową dobrej woli, a nie nagrodą za wysiłek. Choć istniała kiedyś we Francji radykalna tradycja wolnorynkowa, pozostaje ona dziś odległym wspomnieniem. Formalny marksizm może jest martwy, jednak ciągle rzuca cień na teraźniejszość. Związki zawodowe mogą być słabe w sektorze prywatnym ale wciąż są potęgą w sektorze rządowym, gdzie są w stanie wyrządzić wielką szkodę gospodarce. Ktoś mógłby zapytać: w jaki sposób Francji udaje się w ogóle przetrwać? Cóż, mimo że ona jest krajem o gospodarce sterowanej, francuska siła robocza jest dobrze wykształcona i wielce wydajna, a wzrost gospodarczy ulega poprawie. Jednak zarówno opodatkowanie jak i wydatki rządowe są o wiele za wysokie, by gospodarka mogła odnieść długotrwały sukces. Uparcie wierzy się, że istniejący duży deficyt publiczny można zmniejszyć przy pomocy wysokich podatków a nie ograniczając wydatki. Jeżeli rząd nie zrobi czegoś z tym koszmarem, zrobią to ludzie. Tysiące uciekają już do znienawidzonej Anglii i podejmują pracę w równie znienawidzonym Londynie.
Prawdopodobnie najsmutniejszą rzeczą dotyczącą Francji jest brak prawniczej debaty na temat wolnego rynku. Był kiedyś jeden polityk, który to rozumiał – Alain Madelin. Ubiegał się o fotel prezydenta, służył w rządzie Chirac’a, ale w ostatnich latach w ogóle o nim nie słychać.
Włochy. Zawsze z przyjemnością odwiedza się ten kraj a nawet pisze o nim. Legendarny włoski cynizm w stosunku do polityków to mile widziany kubeł zimnej wody na euforycznych eurofili. Prominentny włoski konserwatysta powiedział tak o konserwatywnym premierze Silvio Berlusconim: „Może i jest oszustem ale przynajmniej to nasz oszust.” Jednak Włosi mają dziś powody do zadowolenia. Wzrost gospodarczy na poziomie 6% odnotowany w 2006 roku był najwyższy od lat. Mimo socjalistycznego rządu Włosi ciągle zarabiają pieniądze. Z oporem poddają się regulacjom i opodatkowaniu.
Jestem pewien, że obecny sukces nie zawróci im w głowie bowiem problemy czyhają za rogiem. Jak powiedział ostatnio włoski minister finansów Tommaso Padoa-Schioppa: „Dochodzenie do zdrowia musi trwać latami nie przez 6 miesięcy.” Ale czy będzie trwać? Prawdopodobnie nie. Sprzedaż detaliczna spadła; dług publiczny jest wciąż na poziomie wyższym niż rekomendowany przez Unię Europejską. Jest jeszcze inny poważny problem: emigracja wykwalifikowanej siły roboczej. Emigracja wśród absolwentów wzrosła czterokrotnie w porównaniu z całkowitą liczbą emigrantów w latach 90-tych. Warunki ekonomiczne muszą być bardzo złe skoro wykwalifikowani obywatele chcą porzucić taki cudowny kraj. Niewykluczone, że jeszcze bardziej pogorszą się w przyszłości. Mało prawdopodobne jest, żeby obecne tempo rozwoju utrzymało się w przyszłym roku a przecież przed Włochami perspektywa poważnych podwyżek podatków. Tak jak inne europejskie kraje Włochy próbują rozwiązać problem długu rządowego poprzez podnoszenie podatków a nie ograniczanie wydatków.
Zjednoczone Królestwo. Zapewne pozostaje zagadką mówienie o Brytanii w kontekście Europy, bowiem nigdy nie wiadomo czy ona w ogóle chce być członkiem Wspólnoty. Konserwatyści są zdecydowanie eurosceptyczni, a niektórzy chcieliby wystąpić z Unii. Tragicznym jest fakt, że kraj ten dryfuje w kierunku europejskiej socjaldemokracji mimo różnic dzielących Wielką Brytanię od reszty Europy. Niektórzy eurofile uznają go za forpocztę znienawidzonego wolnorynkowego amerykańskiego kapitalizmu.
W jaki sposób zatem Wielka Brytania zmierza w kierunku europejskim? Odpowiedzią jest jeden człowiek – obecny minister finansów wkrótce premier Gordon Brown (tekst powstał przed objęciem przez Gordona Brown’a funkcji premiera – przyp. red.). OK., nie wierzy on w starodawny nacjonalizm ale na pewno wierzy w wysokie podatki i rządowe wydatki, tak jak inni eurofile.
Od początku jego kadencji wydatki rządowe wzrosły z 37% PKB do 45% a podatki podniesiono w 63 różnych przypadkach. Dług publiczny natomiast osiągnął pułap 39 mld. $ i rośnie głównie za sprawą 800 tys. nowozatrudnionych urzędników administracji państwowej. Brown pisze artykuły dla Wall Street Journal i jeździ na wakacje do Stanów. Nie czyni to jednak z niego poważnego prokapitalisty. Za jego rządów Wielka Brytania roztrwoniła dziedzictwo Thatcher.
Złudzenia o Europie
Krótkie spojrzenie na 4 główne europejskie gospodarki pokazuje, że kontynent jest daleki od stanu uzdrowienia. Pozostaje wciąż socjaldemokratyczny w swojej wizji. Obecny umiarkowany sukces maskuje głęboko tkwiące problemy spowodowane wcześniejszym przyjęciem zdyskredytowanej polityki gospodarczej a jego jedyną nadzieją jest odwrócenie tej tendencji i zastosowanie strategii nowych państw członkowskich. Myślę tu przede wszystkim o krajach nadbałtyckich: Łotwie, Litwie i Estonii. Mają one obecnie podatek liniowy (niewiele ponad 20%) i całkowicie sprywatyzowaną gospodarkę. Tu leży przyszłość, a nie w starej Europie.
Nie wspomniałem jeszcze o problemie emerytur, który zagraża Niemcom, Francji i Włochom, ani o dwóch gospodarkach sukcesu – Hiszpanii i Holandii, które stosują politykę rynkową. Nic dziwnego, że eurofile rzadko o nich wspominają.
(Tekst pochodzi z magazynu „The Freeman: Ideas on Liberty” z marca 2007. Publikujemy go za zgodą wydawcy. Źródło polskie: Strona Prokapitalistyczna). Data dodania na starej stronie PAFERE: 2011-01-01 00:47:00