Rozmawiałem niedawno ze znajomą. Zeszło na tematy społeczne. Moja rozmówczyni stwierdziła, że w Polsce zaczyna szaleć coraz większa bieda i że sprawy idą w złym kierunku. Zakłady zwalniają pracowników, jest coraz mniej pieniędzy na pomoc społeczną, na zasiłki dla bezrobotnych, starsze pokolenie skazane jest na zagładę, a młodzież nie ma przed sobą żadnych perspektyw. Jako alternatywę podała przykład Niemiec, gdzie przeciętny bezrobotny za otrzymywany zasiłek jest w stanie opłacać niezłe mieszkanie, jechać na wczasy i jeszcze zapłacić słone alimenty.
Wtrąciłem po chwili, że – moim zdaniem – w Polsce nie jest tak jak byśmy tego oczekiwali, nie dlatego, że zasiłki są u nas zbyt niskie, lecz m.in. dlatego właśnie, że są zbyt wysokie. Znajoma trochę się początkowo zdziwiła, ale niezrażony kontynuowałem. To – powiedziałem – czego najbardziej nam dziś potrzeba to rozwój gospodarczy. Tego zaś nie da się osiągnąć, jeśli zamiast stwarzania ludziom warunków sprzyjających przedsiębiorczości i podejmowaniu pracy, rząd w dalszym ciągu będzie im serwował zasiłki i mamił ich perspektywą łatwego życia na cudzy koszt. Państwo powinno zrezygnować z wielu obowiązków, które wzięło niegdyś na swoje barki. Ich realizacja wymaga bowiem wielkich nakładów budżetowych, a na to nie stać kraju na dorobku, jakim jest Polska. Ludzie rządzący naszym państwem – kontynuowałem – stoją więc przed wyborem: albo zdecydują się na wolny rynek i postawią na nieskażoną biurokratycznymi nakazami i nie obciążoną wysokimi podatkami przedsiębiorczość, albo też, roztaczając miraże „państwa opiekuńczego”, w którym każdemu „coś się należy”, na zawsze pogrzebią nadzieje na dobrobyt, zamykając nas w jakimś neosocjalistycznym skansenie. Znajoma ostatecznie przyznała mi rację, dochodząc do wniosku, że to, co mówię, „trzyma się kupy”, choć – jak wyczułem – nie przestała marzyć o ustroju, w którym wszyscy będą mieli wszystko zagwarantowane przez rząd.
Opisana sytuacja dowodzi, iż w naszym narodzie panuje olbrzymia niewiedza dotycząca elementarnych zjawisk ekonomicznych. Komunizm spowodował w tej dziedzinie olbrzymie spustoszenie. Chcielibyśmy mieszkać w państwie zamożnym, jednak kategorycznie sprzeciwiamy się ekonomicznemu liberalizmowi, który stał się przecież kluczem do – tak podziwianego przez nas – bogactwa Zachodu. Za wielką plagę społeczną uważamy bezrobocie, a jednocześnie naiwnie wierzymy w to, że państwo tworząc nowe urzędy do „walki” z nim, będzie w stanie je zlikwidować. Tymczasem nowe urzędy to nowi urzędnicy i wyższe podatki na ich utrzymanie, zaś wyższe podatki to – niestety – większe bezrobocie. Badania opinii publicznej dowodzą, że Polacy bardzo cenią sobie wolność, ale jednocześnie, gdy np. zapytać ich o to, czy są za państwową, czyli tzw. bezpłatną służbą zdrowia, czy też za jej prywatyzacją, większość odpowie, że oczywiście za „bezpłatną”. Czyli z jednej strony cenimy sobie wolność, z drugiej zaś oddajemy tak ważną kwestię, jak nasze zdrowie, w ręce urzędników. Podobnie jest niemalże ze wszystkim. Narzekamy na niski poziom szkolnictwa i stosunki panujące w państwowych szkołach, jednocześnie jednak sprzeciwiamy się ich prywatyzacji, a tym samym zwiększeniu naszego wpływu na kształcenie własnych dzieci, bo wolimy szkołę „bezpłatną”. Drażnią nas śmierdzące i wiecznie brudne pociągi PKP, ale gdy ktoś wspomni, że prywatny właściciel lepiej niż państwo zadbałby o ich wygląd, wzdrygamy się, bo jakże to – prywatna kolej?!
Tym co sprawia, że większość Polaków, mimo przywiązania do wolności, tak naprawdę rezygnuje z niej, jest przeświadczenie, że jeśli rząd będzie za nas rozwiązywał różne problemy, zrobi to lepiej i taniej. Nic bardziej błędnego. Rząd żeby coś za nas zrobić musi najpierw oskubać nas z pieniędzy, twierdząc przy tym, że robi to „bezpłatnie”. I to trzeba sobie wreszcie uświadomić. Ciekawe tylko, czy bałagan panujący w „bezpłatnych” przychodniach lekarskich, w ZUS-ie, w „bezpłatnych” państwowych szkołach, w państwowych pociągach i w każdym innym przedsiębiorstwie, którego właścicielem jest rząd, będzie w stanie nauczyć Polaków rozumu? Póki co panuje tu całkowite pomieszanie z poplątaniem. I dopóki – jako społeczeństwo – zamiast tylko biadolić nad złymi skutkami pewnych zjawisk, nie zaczniemy się czasem zastanawiać także nad ich przyczynami, łatwo będzie przeróżnym politykom-demagogom robić nam wodę z mózgu. Nie dziwmy się jednak potem, że nasze sprawy idą w złym kierunku …
Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej.Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:52