Mity są integralnym składnikiem każdego narodu. Spajają je, stanowią o ich tożsamości. Mity można jednak podzielić na te, co przekazywane z pokolenia na pokolenie rzeczywiście służą ludziom oraz te, co ich bałamucą, wypaczają obraz rzeczywistości, sieją raczej destrukcję i chaos aniżeli sprzyjają integracji.
Ten drugi rodzaj mitów nie ma związków z tradycją. Są one raczej wytworem chwili stworzonym na użytek np. jakiejś ideologii, służą pewnym jednostkom do siania zamętu pojęciowego, gdy koniecznym się staje naciąganie rzeczywistości do swojej, nierzeczywistej wizji świata. Niestety, ludzie jednoczą się również wokół mitów tych szkodliwych. Szereg z nich, jak rzep psiego ogona uczepiło się dziedziny zwanej ekonomią. Jeden, niewątpliwie bardzo popularny, bazuje na przeświadczeniu, że istnieje jakiś idealny system ekonomiczny, plasujący się pomiędzy socjalizmem a kapitalizmem. Najkrócej rzecz ujmując – istnieje rzekomo tzw. trzecia droga rozwoju. Bardzo często słyszymy dziś, jak ten i ów powie: „Weźmy to co najlepsze z socjalizmu oraz to co najlepsze z kapitalizmu i ulepmy z tego ustrój jakiego świat nie widział”. No właśnie – „jakiego świat nie widział” …
Tymczasem istnieją na świecie ustroje jakie świat już widział i na jakie ewentualnie mógłby się zdecydować. Są to: kapitalizm i socjalizm. Kapitalizm, choć nie bez bólu, przyczynił się do dynamicznego rozwoju wielu narodów, do wzrostu zamożności milionów ludzi na całym świecie. Nie bez powodu któryś z amerykańskich publicystów konserwatywnych napisał kiedyś, że „(…) choć nie jest to ustrój idealny, to jednak najlepiej służy on człowiekowi, bowiem nie stawia praktycznie żadnych barier przed robieniem tego, co uważa on w danej chwili za słuszne i jak żaden inny w dziejach przyczynił się do wzrostu bogactwa całych społeczeństw”. Wolność to podstawa dobrobytu. Jest ona potrzebna gospodarce tak, jak każdemu człowiekowi do życia niezbędny jest tlen. A to, że nie jest to ustrój idealny … Cóż, sam człowiek jest istotą omylną, skażoną pierworodnym grzechem, więc i wszystkie jego twory noszą na sobie znamię tego grzechu. A socjalizm? Tego ustroju ludzkość również zdążyła zasmakować. Jego opłakane skutki wiele narodów dźwiga na swoich barkach do dnia dzisiejszego. Także Polska długo jeszcze leczyć się będzie ze śladów jego „dobrodziejstw”, zarówno tych pozostawionych w gospodarce, jak i w głowach każdego z nas.
Nie trzeba długo dywagować, by dojść do wniosku, że „trzecia droga” to próba wyjścia z twarzą przez tych, którzy z różnych powodów nie akceptują kapitalizmu, jednocześnie nie mają odwagi otwarcie przyznać się do tego, że są socjalistami. A nie mają jej, ponieważ kompromitacja tego obłędnego systemu okazała się zbyt wielka. Niewątpliwie wyleczyli się oni ze ślepej wiary w to, że totalna władza państwa we wszystkich sprawach da ludziom szczęście, niemniej nie wyleczyli się z wiary w utopie. A pragnienie „trzeciej drogi” to pogoń za kolejną utopią wydumaną przez socjalistów. W świetle doświadczeń sprzed lat wiemy, jak kończyły się próby wprowadzania w życie księżycowych wizji: rzekami krwi i milionami ludzkich dramatów.
Mitowi „trzeciej drogi” ulega wielu ludzi. Nie brakuje wśród nich zarówno duchownych, jak i polityków. Za propagowanie owego tworu ostro wzięli się liderzy zachodnich socjaldemokracji, tacy jak Tony Blair i Gerchard Schroeder. Napisali oni kiedyś wspólnie, że planując dalszy rozwój, z gospodarki rynkowej wziąć należy to, co przyczynia się do wzrostu zamożności społeczeństw, przy jednoczesnym zachowaniu, tzw. „sprawiedliwego” podziału bogactwa. Tym podziałem zajmować ma się oczywiście państwo. Na Zachodzie jest już tak, że zachowuje się to, co służy wzrostowi zamożności, czyli własność prywatną, jednak postępująca fiskalizacja i reglamentacja działalności gospodarczej sprawiają, że ci, co pracują na własny rachunek coraz większe sumy, zamiast na inwestycje i tworzenie nowych miejsc pracy, oddawać muszą państwu. Nie jest to bez wpływu na obecną nienajlepszą kondycje gospodarczą państw Europy Zachodniej, czego dowodem jest rosnące z roku na rok bezrobocie oraz dystans dzielący państwa europejskie chociażby od Stanów Zjednoczonych. Zachód dawno więc wszedł już na „trzecią drogę”, niemniej zamiast się rozwijać raczej się zwija.
Także w Polsce nie brakuje zwolenników hasła „trzeciej drogi”. Będących naturalnymi zwolennikami tej utopii socjalistów wspierają – zapewne nieświadomie – liczni duchowni. W czambuł potępiają oni kapitalizm, wierząc w to, że jest coś „lepszego”, „szlachetniejszego”, bardziej odpowiedniego dla człowieka. W ślad za nimi w otchłań utopizmu brnie również część tzw. prawicy. Idealnie w istotę fenomenu „trzeciej drogi” wpisuje się to, co powiedział kiedyś lider AWS, Marian Krzaklewski: „Wolny rynek tak – społeczeństwo rynkowe nie”. O ile wielu ludzi wie, czym jest wolny rynek, o tyle czym jest „społeczeństwo rynkowe” – wie raczej mało kto. I taka właśnie jest „trzecia droga” – mętna, pogmatwana, niejasna i pełna wątpliwości. I jeśli do czegoś ona prowadzi, to raczej do ubogiego „Trzeciego Świata”, aniżeli do dobrobytu i szczęścia.
Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:46