Zanim ekologia została zawłaszczona przez środowiska lewicowe, które uczyniły z niej bzdurę służącą do wyłudzania państwowych pieniędzy w ramach finansowania nic nie znaczących projektów, była dość dobrze zapowiadającą się i obficie rokującą nauką badającą zależności organizmów żywych w ich środowisku naturalnym.
W obecnym świecie zdominowanym przez różnego rodzaju postępowe i wywrotowe idee, które spowodowały redefinicję niegdyś oczywistych pojęć, rola ekologii została spłycona w zupełności do działań około terrorystycznych. Działania te wymierzone są głównie w prywatnych właścicieli, posiadaczy ziemskich, inwestorów, przedsiębiorców i koncerny, które zdaniem – „ekologów” – potencjałem swego rozwoju ingerują w harmonijny świat przyrody. Propaganda środowisk ekologicznych zajadle atakująca prywatnych właścicieli odpowiada obecnej politycznej wykładni lewicowych demagogów. Propaganda ta wpisuje się w takie idee jak globalne ocieplenie, przeludnienie planety czy zagrożenie uprawami GMO. Aktywiści ekologiczni winą za rzekomą degradację i upadek środowiska naturalnego obarczają rzecz jasna żądnych zysku kapitalistów, którzy przecież w ich mniemaniu za nic w świecie nie liczą się z konsekwencjami swoich czynów. Tego rodzaju mądrości ludowe powtarzane przez ostatnie kilkanaście lat sprawiły, że dla przeciętnego człowieka jedynym gwarantem dbałości o jakość środowiska naturalnego jest państwo, a ściślej rząd. Z jakichś powodów wszyscy obrońcy środowiska naturalnego postulują zwiększenie udziału rządu w walce o ochronę przyrody.
Na szczęście nie jest to stanowisko jednokierunkowe. Ostatnimi czasy są również podejmowane przez ludzi nauki próby odzyskania zawłaszczonej przez lewicę ekologii. Aby tę dziedzinę raz na zawsze odzyskać czyli niejako wyrwać ją z rąk tych, którzy chcieliby człowieka cofnąć do epoki kamienia łupanego, trzeba nie tylko zbadać i udowodnić fałszywość twierdzeń o wyższości państwowego zarządzania procesem ochrony środowiska, ale też trzeba móc przebić się do szerszego grona odbiorców, tak aby z wynikami trafić na ważki grunt opinii publicznej. Próby poczynione przez niektórych, jak choćby analiza połowów i liczebności populacji w oparciu o równanie Verhulsta, czy też empiryczne dowiedzenie tego, że własność prywatna jest lepszym sposobem na ochronę rzadkich zasobów, zdają się przynosić w ramach odkłamywania ekologii pewne owoce. Żeby odwrócić tendencje załamywania się środowiska naturalnego trzeba poddać je prywatyzacji. Sprywatyzowane zasoby, wbrew temu co głoszą aktywiści ekologiczni, utrzymywane są – jak pokazuje praktyka działania – na właściwym poziomie, nienaruszającym bioróżnorodności życia. Potwierdzają to np. prywatyzacja afrykańskich parków narodowych. Dzieje się tak dlatego, że ów żądny zysku kapitalista musi, z definicji, dbać o zasoby, które zostały mu powierzone. Innymi słowy dokonywanie np. połowów na państwowych wodach sprzyja niegospodarności, ponieważ nikt wówczas nie kalkuluje ekonomicznie. Połów zaś dokonywany na obszarach sprywatyzowanych pozwala na kontrolę liczebności populacji określonych gatunków i tym samym może mieć zbawienny charakter dla całego środowiska.
Ci, którzy chcieliby upaństwowić całą przyrodę i którzy powołują się na skuteczną, ze strony państwa, gospodarność przyrody w krajach rozwiniętych, niech zwrócą uwagę na jakim poziomie znajdują się owe państwa w rankingu wolności gospodarczej. W głównej mierze efektywność takich rozwiązań dotyczy państw, w których własność prywatna jest dość mocno chroniona, a względnie niska liczba regulacji pozwala przedsiębiorcom skutecznie działać.
Ekologia jest do odzyskania i nie bójmy się o nią walczyć.
Photo credit: Simon Oosterman / Foter / CC BY-NC-SA