Na łamach „Gazety Wyborczej” (z 24.02.2004r.) finansowi „eksperci” za „podatkowe gusła szerzone przez CAS” uznali postulat podatku obrotowego, który według rzeczonych specjalistów „uczyniłby system podatkowy zupełnie nieprzejrzystym”. W bliźniaczym, chociaż mniej zaczepnym stylu podobną (podobną co do idei ale nie stawki) propozycję Samoobrony skrytykował na łamach „Rzeczpospolitej” (16.03.2004 r.) Michał Zieliński, który podatek obrotowy uznał za szczególnie dotkliwy dla „…firm małych, które raczej wielkich zysków nie mają”.
Istnieje jakaś niewytłumaczalna niechęć ekonomistów dla podatku obrotowego postrzeganego niesłusznie jako relikt epoki realnego socjalizmu, którego kolejnym etapem rozwojowym jest gospodarka oparta na partnerstwie publiczno-prywatnym i podatku Vat, stanowiącym koronę stworzenia rodzajów opodatkowania.
W rzeczywistości jest zupełnie na odwrót, trudno znaleźć w obrocie gospodarczym bardziej przejrzysty i prostszy podatek niż podatek obrotowy, którego idea opiera się na racjonalnym założeniu, że zamiast opodatkowywać dochód wymyślając różne formuły kosztowe, można znacznie niższą stawką opodatkować przychód upraszczając przy okazji księgowość firm, przepisy podatkowe i ściągalność podatku.
Osobiście jestem zaciekłym wrogiem podatków pośrednich i daleko mi do wychwalania zalet podatku obrotowego, jednakże na tle WAD podatku VAT i podatku CIT, podatek obrotowy jawi się jako najlepsze rozwiązanie problemu opodatkowania przedsiębiorstw.
W rzeczywistości wpływy z podatku CIT są na tak niskim poziomie, że – co wielokrotnie już stwierdzano – jeśliby chodziło tylko o względy fiskalne to możliwym byłaby całkowita rezygnacja z opodatkowania spółek. Stwarza to z kolei możliwość dość dużego pola do przeprowadzenia eksperymentu podatkowego, którego niepowodzenie nie skutkowałoby zagrożeniami dla polityki budżetowej, jednakże wysokie stawki PIT znacznie ograniczają pole takiego eksperymentu, gdyż skutkiem obniżenia CIT-u do np. 10 proc. byłoby masowe przechodzenie pracowników na samozatrudnienie.
Pośrednim wyjściem z tej sytuacji byłby właśnie podatek obrotowy, gdyż jego charakter jak i podstawa wymierzania nie sprzyjałaby porównywaniu do podatku dochodowego a korzyści byłyby z pewnością większe od wydumanych zagrożeń.
Oczywiście zasadniczym problemem byłoby ustalenie stawki podatkowej, której wysokość z pewnością nie mogłaby zniechęcać do prowadzenia zarejestrowanej działalności i nie powodowałaby znacznego zniżania obrotów.
Na podstawie niedawno opublikowanego Biuletynu Skarbowego można się dowiedzieć, że przychody firm płacących podatek CIT wyniosły w 2003 r. ok. 1.600 mld. zł., a to oznacza, że przy średnim podatku obrotowym na poziomie 1 proc. dochód budżetu byłby z tego tytułu wyższy niż przy obecnym kształcie ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych i niedawnej wysokości stawek podatkowych na poziomie 27 proc.
Można w tej sytuacji podnieść argument, że przecież nie o przychody budżetowe chodzi a z liberalnego punktu widzenia system, który wyciąga od biznesu mniej pieniędzy jest korzystniejszy od systemu wymuszającego większy haracz. Jest to oczywiście prawda, jednakże nie chodzi o porównanie efektywności systemu z punktu widzenia skuteczności fiskalnej (chociaż może to stanowić argument dla przedstawicieli Lewiatana) lecz o wykazanie że takie same efekty można osiągnąć bez męczenia się z księgami rachunkowymi, szukania kosztów, „zarządzania” podatkami, zatrudniania doradców podatkowych, rozstrzygania co może być kosztem uzyskania a co nim nie jest, co jest amortyzacją podatkową a co nie i wieloma codziennymi sprawami, które nie mają nic wspólnego z prowadzeniem biznesu.
Jeżeli marża przedsiębiorstwa wynosi 10 proc. jego przychodów to 1 proc. podatek od obrotu jest faktycznie 10 proc. podatkiem od dochodu ale dochodu faktycznego a nie zafałszowanego różnymi kosztami leasingów, fikcyjnych darowizn, dzierżaw lub kosztów zarządu. Z własnego doświadczenia wiem, że faktyczna marża firm, głównie firm produkcyjnych jest znacznie wyższa niż 10 proc. obrotu ale pomijając nawet ten aspekt sprawy można stwierdzić, że proponowane rozwiązanie sprawiłoby, że ciężar podatkowy byłby relatywnie mniejszy w firmach o większej rentowności, z drugiej strony przy podatku obrotowym przedsiębiorstwa miałyby większą motywację do obniżania kosztów i prowadzenia rachunku zysków i strat pod kątem rzeczywistej zyskowności a nie wykazywania wyniku finansowego dla celów fiskalnych, co czyniłoby je bardziej konkurencyjnymi.
A co do argumentu, ze podatek obrotowy byłby szkodliwy dla firm małych i średnich to trzeba zauważyć, że wiele takich firm jest właśnie obecnie opodatkowanych podatkiem przychodowym i to wysokości znacznie wyższej niż postulowana w niniejszym artykule. Tzw. ryczałt podatkowy wynosi od 3 do 20 proc. przychodów, a ustawa o podatku dochodowym przewiduje m.in., że w przypadku, gdy ustalenie dochodu jest utrudnione przyjmuje się, że dochód stanowi np. 80 proc. przychodów z usług adwokackich lub rzeczoznawstwa, 60 proc. z pośrednictwa lub 10 proc. z działalności budowlanej.
Dlatego też zanim skrytykuje się 2,5 proc. podatek obrotowy proponowany przez Leppera warto wiedzieć, że dotychczasowe światłe rządy stosowały i stosują znacznie wyższe stawki i że podatek obrotowy nie odszedł wraz z wejściem VAT ale funkcjonuje, tyle że obok podatku CIT, obok monstrum zwanego VAT, które pochodzi trochę z innej bajki, której zakończenie nie jest niestety na razie szczęśliwe.