Wszyscy ci, którzy wspierają różne cele charytatywne lub gdy organizują charytatywną pomoc winni zadać sobie następujące pytanie: czy to co robię naprawdę pomaga ubogim czy też raczej utrzymuje ich w stanie biedy?
W część mojej praktyki jako księdza włączona była praca w jadłodajni, w Anacostia – biednej dzielnicy Waszyngtonu. W każdy piątek, wraz z kolegą z grupy, spędzałem popołudnie pomagając przy zastawianiu stołu, podawaniu potraw i sprzątaniu po darmowym posiłku, który oferowano w miejscowym kościele protestanckim.
W pierwszym dniu naszej pracy spotkaliśmy katolicką zakonnicę. To ona prowadziła tę akcję, podczas której żywiło się 200-500 osób. Wyjaśniła nam, że ilość osób może się wahać, a najmniej jest ich w dniu, zaraz po otrzymaniu czeków z opieki społecznej. Zakonnica ta powiedziała również, że jadłodajnia kieruje się zasadą: każdy kto chce może przyjść. Nikt nie jest sprawdzany.
Zaiste. Całe rodziny przyjeżdżają na posiłki. Byłem świadkiem jak jedna osoba przyjechała taksówką. Następna para powiedziała mi, że muszą zjeść szybko ponieważ planują iść po obiedzie na zakupy. Pewnego piątku podczas Wielkiego Postu pracowaliśmy wraz z kolegą jak zwykle w kuchni. Po podaniu posiłku i zmyciu naczyń nie zjedliśmy – jak to było w naszym zwyczaju – w jadłodajni, gdyż serwowano mięso, a jako katolicy powstrzymujemy się od jedzenia mięsa w piątki. Poszliśmy do znajdującego się nieopodal baru rybnego. Jedząc zwykły obiad rybny dotarło do mnie coś, co wiązało się z naszą pracą charytatywną. Wiedzieliśmy, że właściciel baru mieszkał w sąsiedztwie, i że jego rodzina pracowała ciężko na to, żeby ich biznes jakoś się „kręcił”. Uświadomiłem sobie, że ja, mój brat zakonny i mnóstwo innych ludzi z dobrymi intencjami, angażujących się w działalność charytatywną, inwestujących swoje pieniądze i poświęcających swój czas pracując w jadłodajni – wszyscy jesteśmy jego konkurentami. Tuż za rogiem dostarczaliśmy gotowy produkt oraz obsługę, co czyniło jego wysiłek – by utrzymać własną rodzinę – jeszcze większym.
Historia ta naświetla moralny dylemat, który powstaje na gruncie działalności charytatywnej dla osób potrzebujących. Z pozoru, jadłodajnia zdaje się być oczywistym dobrem. Wymaga to jednak głębszej analizy. Pierwszą rzecz, którą musimy zrobić, jeśli poważnie myślimy o polepszeniu losu biednych, jest rozważenie, jakie skutki przyniesie wdrożenie, realizowanego w ich imieniu, programu.
Kiedy pracowałem w jadłodajni zadowalała mnie sama myśl o osobie, która przychodziła do nas głodna, a wychodziła z pełnym żołądkiem. Ale dla wielu – a może nawet dla większości – naszych klientów posiłek był udogodnieniem, a nie palącą koniecznością. Być może powinniśmy byli ich prosić, aby chociaż pomogli posprzątać lub przygotować posiłek w zamian za jedzenie. To mogłoby wkrótce oddzielić tych, którzy naprawdę potrzebowali posiłku od tych, dla których był on czystym udogodnieniem. Musimy również zbadać, w jakim stopniu programy walki z biedą, zahamują jej rozwój na objętych nią terenach. Przypuśćmy, że serwowalibyśmy jakieś zwyczajne posiłki – z naciskiem na ich odżywczość, a nie na smak czy różnorodność. Czy wówczas stalibyśmy się mniej konkurencyjni w stosunku do właściciela baru rybnego? Czy otworzonoby wtedy kolejną tanią restaurację zatrudniającą miejscowych bezrobotnych?
Niebezpieczeństwo prywatnej działalności charytatywnej tkwi w tym, że nie czyni ona obdarowanego ogniwem w podziale pracy. Tu leży dylemat samarytanina: oczekiwanie jałmużny może wytworzyć u tych ludzi postawę bierności, utrzymującą ich w ciągłej biedzie. Wyrwanie ich z bierności wymaga od nas czasami odmówienia im pomocy.
Gdy wśród przywódców religijnych rozmawiamy o charytatywności, często mówimy o świętości ludzkiej istoty. Jednak w naszych staraniach by pomóc dzieciom Boga nie powinniśmy ignorować znaczenia pracy. Nie powinniśmy zignorować tego, że praca uszlachetnia człowieka. W tradycji Judeo-Chrześcijańskiej lenistwo jest grzechem. Bóg dał Adamowi i Ewie ziemię i jej bogactwa jako dar, ale oczekiwał od nich, że połączą te bogactwa z pracą.
Gdy działalność charytatywna wyzwala u osoby zdolnej do pracy brak motywacji do jej podjęcia, sprowadza wówczas tę osobę na niewłaściwe tory. Pobudza bezczynność. Prawdziwa praca jest dla jednostki motorem do produktywnego i prawego życia. Daje ona człowiekowi poczucie własnej wartości oraz świadomość, że ma on do odegrania pewną rolę w społeczeństwie.
Kiedy rząd zmniejszy skalę zasiłków, a na pewno tak będzie, wówczas prywatna działalność charytatywna będzie pożądana w jeszcze większym stopniu. Będziemy jednak musieli być ostrożni w wyborze akcji charytatywnych, które będziemy wspierać. Jak je odróżnić? Złą akcję charytatywną charakteryzuje zaniedbanie wnikliwego przyjrzenia się i odkrycia strukturalnych i moralnych przyczyn ubóstwa. Ludzie wierzący będą wzywani nie tylko do tego, by koncentrować się na materialnych potrzebach biednych jednostek, ale także na ich potrzebach duchowych.
Ks. Robert A. Sirico
Artykuł stanowi część naszej Biblioteki Wolnorynkowej Online