Książka Richarda Weavera to klasyka myśli konserwatywnej. Wydana po raz pierwszy ponad 70 lat temu okazała się prorocza i wywarła wpływ na cały amerykański ruch konserwatywny w kolejnych dziesięcioleciach. To do niej odwoływali się Barry Goldwater oraz Ronald Reagan. Poniżej prezentujemy Państwu fragment Wstępu do II wydania amerykańskiego.
Wstęp
Jest to kolejna książka o rozpadzie Zachodu. Zmagam się z dwoma problemami, niezbyt często poruszanymi w rosnącej literaturze tego przedmiotu. Po pierwsze: prezentuję opis owego upadku oparty nie na analogii, ale na dedukcji. Przyjąłem założenie, że świat jest zrozumiały a człowiek wolny, i że konsekwencje, które teraz ponosimy, nie są wytworem konieczności biologicznej ani żadnej innej, lecz produktem nierozumnego wyboru. Po drugie: ośmielam się zaproponować całościowe rozwiązanie – albo przynajmniej początki takowego – wierząc, że człowiek nie powinien podążać za naukową analizą przy jednoczesnej niemocy moralnej.
Kiedy zastanawiałem się nad światem, do którego miałem kierować te rozważania, byłem pod wrażeniem tego, jak trudno przyjąć początkowe założenia. Trudność ta była częściowo wynikiem szeroko rozpowszechnionej „postępowej” teorii historii, z jej wiarą, że najdalszy punkt w czasie oznacza punkt najwyższego rozwoju. Owa teoria wspomagana jest bez wątpienia przez teorie ewolucji, które bezkrytycznie sugerują coś w rodzaju koniecznego przejścia od prostoty do zróżnicowania. Największy kłopot znajduje się jednak głębiej. Jest to potworny problem, pojawiający się, gdy przyjdzie do konkretów: jak nakłonić ludzi do zróżnicowania między lepszym a gorszym? Czy dzisiejsi ludzie są wystarczająco wyposażeni w racjonalną skalę wartości, by powiązać twierdzenia za pomocą rozumu? Są podstawy, by uznać, że współczesny człowiek stał się moralnym idiotą. Tak niewielu jest tych, którzy zadają sobie trud oceny swego życia lub trud akceptacji kary, mający swe źródło w uznaniu, że nasz obecny stan może być stanem upadku, iż rodzi się pytanie, czy ludzie dziś rozumieją, co to znaczy wyższość ideału. Można by przyjąć, że abstrakcyjne rozumowanie jest im obce, ale cóż pomyśleć, kiedy stawia im się przed oczy najbardziej konkretne świadectwa, a oni nadal nie są zdolni do wskazania różnicy lub wyciągnięcia wniosku? Od czterech stuleci każdy człowiek jest nie tylko swym własnym kapłanem, ale także swym własnym profesorem etyki, a konsekwencją tego jest anarchia zagrażająca nawet temu minimum uznawanych powszechnie wartości, które jest konieczne dla istnienia państwa.
Prawdziwie świadczy o nas przysłowie naszych czasów: „Jeśli szukasz pomnika głupoty – rozejrzyj się wokół siebie”. Za naszego życia widzieliśmy miasta starte z powierzchni ziemi, prastare wierzenia dotknięte klęską. Możemy słusznie zapytać słowami św. Mateusza, czy nie stoimy wobec „wielkiego zamętu, jakiego nie było od początku świata”? Od wielu lat żyliśmy z zuchwałą pewnością, że człowiek osiągnął stan niezależności, który sprawił, że dawne ograniczenia stały się bezużyteczne. I tak, w pierwszej połowie XX wieku, będąc na wyżynach nowoczesnego rozwoju obserwowaliśmy niebywałe wybuchy nienawiści i gwałtu; widzieliśmy całe narody spustoszone przez wojnę i zamknięte w obozy karne przez zdobywców; widzieliśmy jak połowa ludzkości traktuje drugą połowię niczym złoczyńców. Wszędzie ujawniają się symptomy masowej psychozy. Najbardziej złowrogi jest widok rozsypujących się podstaw wartości. Nasza jedyna planeta przedrzeźniania jest przez światy, które wartości te rozumieją w najróżniejszy sposób. Opisane oznaki rozpadu rodzą strach, zaś strach prowadzi do desperackich, jednostronnych wysiłków na rzecz ocalenia, co tylko pogłębia ten proces.
Podobnie jak Makbet, człowiek Zachodu podjął jedną złą decyzję, która stała się wystarczającą i ostateczną przyczyną innych złych decyzji. Czyżbyśmy już zapomnieli o naszym spotkaniu z wiedźmami na pustkowiu? Stało się to pod koniec XIV wieku, a słowa wypowiedziane przez wiedźmy do bohatera naszego dramatu brzmiały: „Człowiek może się zrealizować pełniej, jeśli porzuci swą wiarę w rzeczy nadprzyrodzone”. Siły ciemności pracowały jak zwykle dyskretnie i ukryły tę propozycję w niewinnej formie ataku na uniwersalia. Porażka realizmu logicznego w wielkiej średniowiecznej debacie była punktem krytycznym w historii kultury zachodniej. Tam biorą początek czyny rodzące współczesną dekadencję.
Można mnie w tej chwili oskarżyć o nadmierne upraszczanie procesu historycznego, ja jednak przyjmuję pogląd, że świadome działania ludzi i narodów nie stanowią jedynie racjonalizacji tego, co przyniosły nam niewytłumaczalne siły. Działania te logicznie wynikają z naszych najbardziej podstawowych przekonań o przeznaczeniu człowieka, mających wielką, choć nie pozbawioną przeszkód, siłę determinowania naszego postępowania.
Z tego powodu odwołuję się do Williama Ockhama jako do najlepszego reprezentanta zmiany, która dokonała się w ludzkim pojmowaniu rzeczywistości w owym przełomowym momencie historycznym. To właśnie William Ockham zaproponował brzemienną w skutki doktrynę nominalizmu, która zaprzecza poglądowi, że uniwersalia istnieją rzeczywistą egzystencją. Jego triumf spowodował, że pojęcia uniwersalne stały się tylko nazwami służącymi naszej wygodzie. Ostateczny wynik tego rozumowania powoduje powstanie pytania: Czy istnieje źródło prawdy wyższe i niezależne od człowieka? Odpowiedź na to pytanie decyduje o czyimś poglądzie na naturę i przeznaczenie ludzkości. Praktycznym rezultatem filozofii nominalistycznej jest odrzucenie rzeczywistości poznawanej przez umysł i umieszczenie na jej miejscu tego, co poznawane jest przez zmysły. Wraz ze zmianą w afirmacji tego, co jest realne, dokonuje się zwrot w całej orientacji w kulturze; jesteśmy na prostej drodze do nowoczesnego empiryzmu.
Łatwo być ślepym na znaczenie tej zmiany, ponieważ jest odległa w czasie i abstrakcyjna. Ci, którzy nie dali się jeszcze przekonać, że pogląd na świat jest najważniejszą sprawą dotyczącą człowieka jako istoty tworzącej kulturę, niech zwrócą uwagę na łańcuch wydarzeń, który w doskonale logiczny sposób wyniknął z opisanej zmiany. Kiedy zaprzeczy się istnieniu uniwersaliów, musi się zaprzeczyć wszystkiemu, co wykracza poza doświadczenie. To z kolei oznacza nieuchronnie (choć na drodze tej na szczęście czasem widać przeszkody) zaprzeczenie istnienia prawdy. Jeśli zaprzeczy się istnieniu obiektywnej prawdy, nie ma już ucieczki przed relatywizmem hasła: „człowiek miarą wszystkich rzeczy”. Kiedy wiedźmy oznajmiały człowiekowi ze zwykłą dla przepowiedni dwuznacznością, że przez ten łatwy wybór może się pełniej zrealizować, w rzeczy samej rozpoczynałby proces całkowicie odcinający go od realności. I tak zaczęła się „obrzydliwość spustoszenia”, która objawia się dzisiaj jako poczucie wyalienowania z wszelkiej ustalonej prawdy. (…)
Tekst publikujemy za zgodą Wydawnictwa PROHIBITA. Pierwotna publikacja na naszej stronie – styczeń 2011.