Każdy z uczestników Novus Ordo Missae, czyli Mszy w rycie ukształtowanym po ostatnim soborze w Watykanie, wie czym jest „Modlitwa powszechna” następująca po Ewangelii, a przed Ofiarowaniem. Pośród różnych nakazanych wezwań są też i takie za władze państwowe i ogólniejsze, o tematyce społecznej.
Tak było i dziś, przy czym jedno z wezwań brzmiało: „Módlmy się za kraje biedne, by ustawodawstwo krajów bogatych poprawiło ich sytuację. Ciebie prosimy…”.
Trudno byłoby znaleźć autora tych wezwań. Ich źródłem są zazwyczaj specjalne opracowania, z przypadającymi na każdy dzień modlitwami. Ponieważ nie możemy zapytać autora co miał na myśli, spróbujmy rozważyć to sami.
Pytanie brzmi, czy ustawy parlamentów krajów bogatych mogą wpływać na bogactwo, bo o to chyba chodziło, krajów biednych?
Nasuwa się tu kilka uwag. Pierwsza, że bezpośredni wpływ ustawodawstwa kraju w którym mieszkają bogatsi ludzie miałby miejsce wówczas, gdyby kraj biedny podległy był zarządzeniom kraju bogatego. Z tym wiąże się jednak utrata suwerenności, jaka ma miejsce choćby po przyłączeniu krajów do UE, też rzekomo dla likwidacji biedy i „wyrównania”.
Inna rzecz, że przyczyną biedy, zwłaszcza w Afryce, choć i przecież w naszej części świata, był i jest zwyczajny socjalizm zaaplikowany jeszcze za czasów sowieckich tamtejszym dekolonizowanym państwom. Ustawodawca mógłby więc zdecydować o działaniach wojennych i wysłać wojska bogatego kraju dla przepędzenia socjalistycznych satrapów rozkradających pomoc i doprowadzających kraje biedne do ruiny. I choć znam osoby świeckie i duchowne, które twierdzą, że afrykańskim Murzynom najlepiej zrobiłaby ponowna kolonizacja przez „białych”, którzy ułożyliby im życie i wnieśli zasady na których zbudowali bogatą cywilizację to nie wiem, czy na pewno o to chodziło autorowi wezwania. Czasami wolność smakuje niektórym bardziej, niż nieco pełniejsza miska.
Jeśli więc wykluczyć ubezwłasnowolnienie krajów, które prowadzą politykę wewnętrzną skutkującą biedą, pozostaje opcja oddziaływania ustaw na odległość. Być może – zaryzykowałbym twierdzenie, że tak właśnie było – autor tego wezwania miał na myśli takie ustawy, które z jednej strony anulują długi krajów biednych wobec nich, a po drugie, sprawią, że nowa pomoc pieniężna i materialna będzie im przekazywana.
Na pozór wydaje się to pomocne, co więcej godne nawet wzywania w tym celu samego Pana Boga. Ale czy rzeczywiście? Prócz nakazu pomagania bliźnim, chrześcijanie mają też przykazania. W tym VII i X. Co musiałby zrobić ustawodawca chcąc komuś „pomóc” materialnie, zwłaszcza komuś nie podlegającemu jego przepisom? Musiałby pod przykrywką prawa zabrać własność osobom ze swojego terytorium i dać innym, albo oznajmić im, że zwrotu własności, którą w ich imieniu jedynie pożyczył, domagać się nie będzie. Czy jednak drogą do pomocy innym powinno być zwyczajne łamanie przykazań, okraszone przyzywaniem wstawiennictwa Pana Boga?
W czasie konferencji Etyczne Fundamenty Gospodarki, która odbyła się w Krakowie w roku 2003, pan prof. Michał Wojciechowski mówił m.in.: „Chodzi też o samą (…) zasadę, którą jest zabieranie przez urzędników jednym, by dać drugim. W ten sposób wpaja się biedniejszym przekonanie, że jeśli potrzebują, mogą zabrać innym, należy się im to. Jest to utajona forma kradzieży; ma też ona ten sam co kradzież skutek społeczny, zniechęca do uczciwej pracy”. I dodawał: „Troszcząc się o biednych, niektórzy chrześcijanie uważają, że może tę sprawę załatwić państwo, zabierając bogatszym. Na miejsce stanowczego potwierdzenia, że prawo własności jest święte, jakie można znaleźć w pierwszej nowoczesnej encyklice społecznej, Rerum novarum (1891) papieża Leona XIII, pojawia się dziś >>społeczne przeznaczenie własności<<. Rozumiane ono jest zwykle tak, że własność jest prywatna, zaś pożytki z niej może przejąć ogół. W takim razie nie byłaby to w ogóle własność, gdyż do jej definicji należy władztwo nad rzeczą i czerpanie z niej pożytków! Błąd pojawia się wtedy, gdy się przyjmuje, iż o wydobycie z własności użyteczności społecznej ma zadbać państwo. Tymczasem z antropologii i etyki chrześcijańskiej wynika jasno, że odpowiada za to sam właściciel. Czyni to np. podejmując przedsięwzięcia pożyteczne społecznie, produkując i dając zatrudnienie. Reasumując, przykazanie >>nie kradnij<< demaskuje teorię i praktykę socjalizmu jako niemoralną i pozwala wykluczyć socjalizm z listy uczciwych propozycji ustrojowych.” Pomijając wreszcie etyczny aspekt takiego rozwiązania, warto spojrzeć, czy taki sposób byłby rzeczywiście rozwiązaniem problemu biedy w niektórych krajach. Są osoby (np. Doug Bandow – Czy pomoc zagraniczna pomaga biednym narodom?) twierdzące, że nie jest to niczym innym, tylko podtrzymywaniem fikcji, które nie przynosi niczego dobrego, poza korzyściami biurokracji jak zawsze pasożytującej na przelewaniu pieniędzy podatników z miejsca na miejsce. Czy warto więc fatygować Pana Boga do słuchania naszego wezwania brzmiącego „Módlmy się za kraje biedne, by ustawodawstwo krajów bogatych poprawiło ich sytuację”? Sądzę że można próbować, i to pomimo głupot jakich dopuszczają się coraz częściej parlamenty krajów bogatych, polegających na legalizowaniu kradzieży za pośrednictwem państwa albo gnębieniu ludzi za poglądy. Nawet tak zwyczajne, jak choćby pogląd właśnie ustępującego z funkcji, katolika zaszczutego przez lewactwo różnych partii i krajów, Rocco Buttiglione o tym, że homoseksualizm jest grzechem, a rodzina pozwala kobiecie na bezpieczniejsze niż w innej konstelacji macierzyństwo i wsparcie męża. Gdyby w krajach bogatych panowała większa wolność, nie musielibyśmy naprzykrzać się Panu Bogu z takimi sprawami. Po prostu wolni ludzie mogliby używać swojego majątku jak by tylko chcieli, w tym do pomocy ludziom od nich biedniejszym. Ponieważ aż tak dobrze nie jest, ustawodawstwo krajów bogatych może zwiększać wolność handlu; znosić cła i bariery biurokratyczne; które utrudniają krajom biedniejszym dostęp do ich rynków i wymianę towarów i usług. Może też zmniejszyć obciążenia podatkowe swoich obywateli, w tym katolików czy szerzej chrześcijan, dzięki czemu będą oni mogli bardziej pomagać tym, którym pomoc jest potrzebna. Także ludziom w krajach biednych. Ustawodawcy mogliby zrobić coś jeszcze. Ułatwić wywożenie z kraju własnych pieniędzy, czyli pozwolić na eksport kapitału, w tym do krajów biednych. O ile rządzący tam rabusie nie zniweczą tej szansy, nowy kapitał pozwoli na powstanie płatnych miejsc pracy dla ludzi nie mających zadowalającego zajęcia i podniesienie płac w krajach uważanych za biedne. Kraje bogate, mogłyby także zaprzestać finansowania organizacji promujących mordy i głupotę, namawiających kraje biedne do popełniania tych samych błędów co kraje bogate i propagujących socjalizm w różnych jego odmianach. Nie bez znaczenia byłoby zaprzestanie finansowania przez podatników z krajów bogatych różnych ONZ-towskich pomysłów, których marnotrawstwo jest niezmiennie liderem każdego chyba rankingu. Jak powiedział filozof amerykański Eric Hoffer „Istnieje duża liczba ludzi, którzy z tego wszystkiego wyśmienicie żyją.” Warto zauważyć, że najmniej z nich jest w krajach do których rzekomo trafiać miała pomoc. Pozostaje wierzyć, że ogólne dość sformułowanie wezwania „Modlitwy powszechnej” zostanie rozpatrzone w najlepszej z interpretacji, co więcej warto byśmy sami realizując takie rozwiązania na ziemi i głosując na tych, którzy je deklarują, dali Panu Bogu jakąś szansę. Niestety obawiam się, że autor czy autorka miała co innego na myśli, a warto pamiętać, że jak twierdzą niektórzy, gdy Pan Bóg chce kogoś ukarać – spełnia jego życzenia. Lepiej więc byśmy sami, a także ludzie w krajach od naszego biedniejszych, zanosili prośby brzmiące jak u króla Salomona: „Daj słudze Twemu serce rozumne aby mógł rozeznać między dobrem a złem. Ciebie prosimy…”. To powinno w zupełności wystarczyć, nie tylko dla ulżenia biednym.
Wojciech Popiela
Artykuł ukazał się pierwotnie na nieistniejącej już Stronie Prokapitalistycznej 8 listopada 2004 roku.