Z tego względu zwolennicy totalitaryzmu przyjęli inną taktykę. Odwrócili znaczenie słów. Prawdziwą lub właściwą wolnością nazywają sytuację jednostki w takim systemie, w którym jej jedynym prawem jest posłuszeństwo rozkazom. W Stanach Zjednoczonych nazywają samych siebie prawdziwymi liberałami, ponieważ dążą do takiego porządku społecznego. Demokracją nazywają rosyjskie metody dyktatorskiego rządu. Stosowane przez związki zawodowe przymus i przemoc określają jako „demokrację przemysłową”. Wolnością prasy nazywają taką sytuację, w której wyłącznie rząd może publikować książki i gazety. Wolność definiują jako możliwość czynienia „dobrych” rzeczy, przyznając oczywiście sobie prawo decydowania o tym, co jest dobre, a co nie. Według nich wszechwładza rządu oznacza całkowitą wolność. Prawdziwy sens ich walki o wolność to zdjęcie z policji wszelkich ograniczeń.
Gospodarka rynkowa – utrzymują owi samozwańczy liberałowie – daje wolność jedynie pasożytniczej klasie wyzyskiwaczy, burżuazji. Ci łajdacy korzystają ze swobody zniewalania mas. Pracownik najemny nie jest wolny; na tym, że musi się trudzić, zyskują jedynie jego panowie, pracodawcy. Kapitaliści przywłaszczają sobie to, co w świetle niezbywalnych praw człowieka powinno należeć do robotnika. W socjalizmie robotnik będzie się cieszył wolnością i godnością, ponieważ nie będzie już musiał wykonywać niewolniczej pracy na rzecz kapitalisty. Socjalizm oznacza emancypację zwykłego człowieka, wolność dla wszystkich. Oznacza także bogactwo dla wszystkich.
Doktryny te mogły zatriumfować dzięki temu, że nie spotkały się ze skuteczną racjonalną krytyką. Niektórzy ekonomiści w błyskotliwy sposób obnażyli ich ordynarne kłamstwa i sprzeczności, ale ogół ludzi nie zwraca uwagi na to, co mówią ekonomiści. Argumenty przeciw socjalizmowi, na które powołują się politycy i pisarze, są albo niemądre, albo nietrafne. Bezcelowe jest odwoływanie się do argumentu o rzekomym „naturalnym” prawie jednostki do posiadania własności, jeśli inni twierdzą, że najważniejszym „naturalnym” prawem jest równość dochodów. Takie dyskusje donikąd nie prowadzą. Nie ma sensu poddawać krytyce nieistotnych, ubocznych cech programu socjalistycznego. Nie da się podważyć socjalizmu w ten sposób, że atakuje się jego stanowisko wobec religii, małżeństwa, kontroli urodzeń i sztuki. Co więcej, krytycy socjalizmu, którzy odwoływali się do takich argumentów, często nie mieli racji.
Chociaż obrońcy wolności gospodarczej popełniali poważne błędy w argumentacji, socjaliści nie byli w stanie ogłupić wszystkich co do zasadniczych właściwości socjalizmu. Nawet najbardziej fanatyczni planiści musieli przyznać, że ich programy wymagają zniesienia wielu rodzajów wolności, z których korzystają ludzie żyjący w kapitalizmie i w ustroju „plutodemokratycznym”. Przyciśnięci do muru, sięgnęli po nowy fortel. Wolność, którą trzeba znieść, to jedynie fałszywa wolność „gospodarcza” kapitalistów, która krzywdzi zwykłego człowieka. Poza „sferą gospodarczą” wolność będzie nie tylko zachowana, lecz znacznie poszerzona. „Planowanie dla wolności” stało się ostatnio najpopularniejszym hasłem zwolenników totalitarnego rządu i sowietyzacji wszystkich narodów.
Fałszywość tego argumentu wynika z nieuprawnionego oddzielenia dwóch, rzekomo całkowicie odrębnych sfer życia i działania człowieka, a mianowicie sfery „gospodarczej” od „pozagospodarczej”. W tej sprawie nie musimy już dodawać nic do tego, co zostało powiedziane wcześniej. Należy jednak zwrócić uwagę na inny problem.
Wolność, z której korzystali mieszkańcy demokratycznych krajów cywilizacji Zachodu w czasach triumfu dawnego liberalizmu, nie była wytworem konstytucji, ustaw gwarantujących swobody obywatelskie, przepisów i nakazów. Dokumenty te miały jedynie chronić swobody polityczne i wolność, które zostały na trwałe wprowadzone dzięki funkcjonowaniu gospodarki rynkowej, przed naruszaniem przez urzędników. Żaden rząd ani żadne prawo cywilne nie może zagwarantować i ustanowić wolności w inny sposób niż przez wspieranie i obronę podstawowych instytucji gospodarki rynkowej. Rząd zawsze oznacza przymus i przemoc; jest więc z konieczności przeciwieństwem wolności. Rząd jest gwarantem wolności i daje się z nią pogodzić jedynie pod warunkiem, że jego uprawnienia ograniczy się do ochrony sfery określanej jako wolność gospodarcza. Tam gdzie nie istnieje wolność gospodarcza, ustanowione w najlepszych intencjach zapisy konstytucji i kodeksów prawnych pozostaną jedynie martwą literą.