Lawrence Reed jest adiunktem ekonomii w Northwood Institute, Midland, Michigan. Ten artykuł został napisany na podstawie jego przemówienia wygłoszonego przed dorocznym spotkaniem Michigan Association of Timbermen, w dniu 21 kwietnia 1979. Źródło FEE.ORG
Istnieje stara historia, którą warto opowiedzieć, o grupie dzikich świń, która żyła wzdłuż rzeki w odosobnionym obszarze Gruzji. Te świnie były upartą, drażliwą i niezależną grupą. Przetrwały powodzie, pożary, mrozy, susze, myśliwych, psy i wszystkie inne katastrofy. Nikt nie sądził, że mogą zostać kiedykolwiek schwytane.
Pewnego dnia nieznajomy wędrowiec przybył do miasta niedaleko miejsca, gdzie mieszkały świnie i wszedł do sklepu. Zapytał sklepikarza: „Gdzie mogę znaleźć świnie? Chcę je schwytać”. Sklepikarz śmiał się z tego, lecz w końcu wskazał przybyszowi kierunek. Nieznajomy pojechał tam swoim jednokonnym wozem z siekierą i kilkoma workami kukurydzy.
Dwa miesiące później wrócił, wszedł do sklepu i poprosił o pomoc przy wyprowadzaniu świń. Powiedział, że złapał je wszystkie w lesie. Ludzie byli zdumieni, a niektórzy przybyli z bardzo daleka, by usłyszeć historię o tym, jak tego dokonał.
„Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem”, powiedział nieznajomy, „było wykarczowanie małej części lasu moją siekierą. Potem położyłem trochę kukurydzy na środku polany. Na początku żadna ze świń nie wzięła kukurydzy. Potem jednak, po kilku dniach, kilka młodych zechciało wyjść i porwać trochę kukurydzy, by następnie z powrotem czmychnąć w krzaki. Później starsze świnie również zaczęły podjadać kukurydzę, prawdopodobnie domyślając się, że jeśli one jej nie wezmą, ktoś inny to zrobi. Wkrótce wszystkie razem już jadły kukurydzę. Przestały nawet samodzielnie poszukiwać żołędzi i korzeni. Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem budować ogrodzenie wokół polany, każdego dnia trochę wyższe. W odpowiednim momencie zbudowałem drzwi pułapkę i zatrzasnąłem je. Oczywiście świnie piszczały i kwiczały, gdy zrozumiały że je schwytałem, ale ja mogę ujarzmić każde zwierzę na powierzchni ziemi, jeśli tylko sprawię że będzie ono zależne od mojej jałmużny!”
Proszę, pamiętajcie o tej historii, kiedy będę mówił o Rzymie i podawał kilka ważnych analogii między historią Rzymu a dzisiejszą sytuacją Ameryki.
Cywilizacja rzymska rozpoczęła się wiele wieków temu. W tamtych czasach społeczeństwo rzymskie było głównie rolnicze, składało się z drobnych rolników i pasterzy. W II wieku p.n.e zaczęły się pojawiać pierwsze większe przedsiębiorstwa. Półwysep Apeniński stawał się zurbanizowany. Imigracja przyspieszyła, ponieważ ludzie z wielu regionów zostali przyciągnięci przez dynamiczny rozwój i wielkie możliwości, jakie oferowała rzymska gospodarka. Rosnący dobrobyt był możliwy dzięki ogólnie panującym warunkom wolności gospodarczej, ograniczonemu rządowi i poszanowaniu własności prywatnej. Kupcy i biznesmeni byli podziwiani i naśladowani. Rozwijał się handel, a duże inwestycje były czymś powszechnym.
Historycy do dziś mówią o niezwykłych osiągnięciach Rzymu w dziedzinie kanalizacji, parków publicznych, bankowości, architektury, edukacji i administracji. Miasto miało nawet masową produkcję niektórych artykułów oraz swoją giełdę. Dzięki niskim podatkom i taryfom, wolnemu handlowi i własności prywatnej Rzym stał się centrum światowego bogactwa. Wszystko to jednak zniknęło w V wieku naszej ery, i wtedy świat pogrążył się w ciemności i rozpaczy, niewolnictwie i ubóstwie. Jakie są zatem wnioski, które powinniśmy wyciągnąć z historii Rzymu?
Dlaczego Rzym się stoczył i upadł? W moim przekonaniu Rzym upadł z powodu fundamentalnej zmiany sposobu myślenia ludu rzymskiego – myślenia w odniesieniu, przede wszystkim, do własnej odpowiedzialności i źródeł własnego dochodu. W pierwszych dniach swej świetności Rzymianie uważali samych siebie za główne źródło swojego dochodu. Mam przez to na myśli, że każda osoba szukała w sobie tego – co może dobrowolnie robić i oferować na rynku. I to stanowiło źródło jej utrzymania. Upadek Rzymu rozpoczął się, gdy ludzie odkryli inne źródło dochodu: pewien proces polityczny wpływający na rząd.
Kiedy Rzymianie porzucili odpowiedzialność i samodzielność i zaczęli głosować na swoje korzyści, zaczęli używać rządu do rabowania Piotra by płacić Pawłowi, sprawili, że rząd wkładał rękę do kieszeni innych ludzi, zazdrościli ludziom produktywnym i pożądali ich bogactwa. Od tego momentu los Rzymu był już przesądzony. Jak to ujął dr Howard E. Kershner: „Kiedy samorządni ludzie przyznają własnemu rządowi prawo do zabierania jednym i dawania innym, proces ten nie ustąpi, dopóki ostatnia kość ostatniego podatnika nie zostanie dokładnie obgryziona”. Zalegalizowana grabież rzymskiego państwa opiekuńczego była niewątpliwie usankcjonowana przez ludzi, którzy chcieli uczynić dobro. Ale jak napisał Henry David Thoreau: „Gdybym wiedział na pewno, że jakiś mężczyzna przychodzi do mojego domu, aby zrobić mi coś dobrego, uciekałbym, by ratować swoje życie”. Ktoś inny ujął to tak: „Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami”. Nic po za złem nie może pochodzić ze społeczeństwa nastawionego na przymus, konfiskatę własności i degradację produktywności.
W 49 r. p.n.e. Juliusz Cezar skrócił żagle państwa opiekuńczego, zmniejszając liczbę uprawnionych do pomocy socjalnej z 320 000 do 200 000. Ale czterdzieści pięć lat później liczba ta wzrosła do ponad 300 000. Prawdziwym przełomem w rozwoju wydarzeń był rok 274. Cesarz Aurelian, chcąc zapewnić obywatelom opiekę od kołyski aż po grób, uznał prawo do dziedziczenia przywilejów socjalnych. Osoby, których rodzice otrzymywali zasiłki rządowe, również mieli prawo do otrzymywania zasiłków. Aurelian dawał odbiorcom socjalnym zasiłek w postaci pieczonego przez rząd chleba, zamiast starego zwyczaju dawania im pszenicy i pozwalania im na pieczenie własnego chleba oraz dodawał darmową sól, wieprzowinę i oliwę z oliwek. Nic więc dziwnego, że grupa nieproduktywnych ludzi stawała się coraz większa, a liczba osób produktywnych się zmniejszała.
Jestem pewien, że w tym późnym okresie było wielu Rzymian, którzy sprzeciwiali się państwu opiekuńczemu i trzymali się mocno starych cnót: pracy, oszczędności i samowystarczalności. Ale jestem równie pewien, że niektórzy z tych krzepkich ludzi poddali się i zaczęli brać z publicznego koryta w przekonaniu, że jeśli oni nie wezmą, to zrobi to za nich ktoś inny.
Ktoś kiedyś zauważył, że państwo opiekuńcze jest tak nazwane, ponieważ politycy mają się w nim bardzo dobrze, a ty po prostu za to płacisz! Jest wiele prawdy w tym stwierdzeniu. W Rzymie cesarze kupowali poparcie za pieniądze swoich obywateli. W końcu rząd może dać ludziom tylko to, co sam im najpierw zabierze. Cesarze, rozdając te wszystkie dobra, byli w stanie manipulować opinią publiczną. Alexander Hamilton zauważył: „Utrzymanie kontroli nad człowiekiem to utrzymanie kontroli nad jego wolą”. Niewiele osób ugryzie rękę, która je karmi!
Wojny domowe i inne tego typu konflikty nasiliły się, gdy jedna grupa walczyła przeciwko drugiej, aby przejąć kontrolę nad ogromnym aparatem państwowym i całym jego publicznym łupem. Masowa korupcja, ogromna biurokracja, wysokie podatki i uciążliwe regulacje prawne były na porządku dziennym. Na osobach przedsiębiorczych wymuszono wspieranie rosnącej liczby pasożytów publicznych.
Z czasem to rząd stał się głównym źródłem dochodów większości ludzi. Wysokie podatki potrzebne do finansowania państwa i rządu doprowadziły przedsiębiorstwa do bankructwa, a następnie do nacjonalizacji. Cały sektor gospodarczy znalazł się w ten sposób pod kontrolą rządu. Kapłani i intelektualiści wychwalali wszelkie cnoty wszechmocnego cesarza, dawcy wszystkich rzeczy i dobroci. Interesy jednostek uważano za sprawy drugorzędne wobec interesów cesarza i jego legionów.
Rzym cierpiał także z powodu typowej zmory wszystkich państw opiekuńczych – inflacji. Ogromne oczekiwania wobec rządu, aby sfinansował to i tamto, wywarły presję na tworzenie nowych pieniędzy. Moneta rzymska, denar, była osłabiana i deprecjonowana przez jednego cesarza po drugim, aby płacić za drogie programy. Składający się niegdyś w 94% ze srebra, denar, w 268 n.e., był niewiele więcej niż kawałkiem złomu zawierającym zaledwie 0,02% srebra. Zalanie gospodarki nowymi i mniej wartościowymi pieniędzmi przyniosło przewidywalne rezultaty: ceny poszybowały w górę, wartość oszczędności spadła, a ludzie stali się źli i sfrustrowani. Przedsiębiorców często oskarżano o wzrost cen, mimo że to rząd, i tylko on, był winny spadku wartości pieniądza.
W roku 301 cesarz Dioklecjan wystąpił ze swoim słynnym „Edyktem 301”. Prawo to ustanowiło system powszechnej kontroli płac i cen, który miał być egzekwowany pod karą śmierci. Chaos, który się zrodził, zainspirował historyka Laktancjusza do napisania w 314 r. n.e.: „Po tak wielu opresjach, które wdrożył on w praktykę, które wniosły ogólny zamęt do imperium, postanowił on jeszcze regulować ceny wszystkich sprzedawanych rzeczy. Dochodziło przez to do rozlewu krwi z powodu bardzo drobnych i błahych porachunków, ludzie nie przynosili już towarów na targi, ponieważ nie mogli uzyskać za nie rozsądnej ceny, a to zwiększyło niedostatek tak znacznie, że zginęło wielu ludzi. Dopiero wtedy prawo to zostało odsunięte na bok.”
Cały ten rabunek i tyrania ze strony rządu były odzwierciedleniem załamania się prawa moralnego w społeczeństwie rzymskim. Ludzie stracili wszelki szacunek do prywatnej własności. Przypomina mi się awaria prądu w Nowym Jorku w 1977 roku, kiedy tylko wystarczyło zgasić światło, by setki ludzi wybrało się na plądrowanie sklepów.
Chrześcijanie byli ostatnimi, którzy jeszcze opierali się tyranii rzymskiego państwa opiekuńczego. Do 313 r. n.e. byli prześladowani z powodu niechęci do czczenia cesarza. Ale w tym samym roku zawarli układ z cesarzem Konstantynem, który zagwarantował im tolerancję w zamian za uznanie jego autorytetu. W roku 380 n.e. chrześcijaństwo stało się oficjalną religią państwową za cesarza Teodozjusza. Upadek Rzymu od tego momentu był przesądzony, jak los spadającego kamienia.
W 410 r. n.e., Alaric Got i jego prymitywne germańskie plemiona napadli na miasto i splądrowali jego skarby. Niegdyś dumna armia rzymska, która przedtem zawsze odpierała najazdy barbarzyńców, teraz padła na twarz wobec najeźdźców. Po co ryzykować życiem i zdrowiem, by bronić skorumpowanego i gnijącego społeczeństwa?
Koniec nadszedł, dość nieoczekiwanie, w 476 r. n.e., kiedy wódz niemiecki Odoacer zrzucił z tronu rzymskiego cesarza i uczynił siebie nowym władcą. Niektórzy twierdzą, że Rzym upadł z powodu ataku tych plemion. Ale takie twierdzenie pomija to, co Rzymianie sami sobie zrobili. Kiedy Wandalowie, Goci, Hunowie i inni dotarli do Rzymu, wielu obywateli witało ich w przekonaniu, że wszystko jest lepsze niż ich właśni poborcy podatkowi i prawnicy. Myślę, że trafne jest stwierdzenie, że Rzym popełnił samobójstwo. Najpierw zaprzedał swoją wolność, potem stracił życie.
Wydaje się, że historia ma niesamowity talent do powtarzania się. Jeśli jest jedna rzecz, której możemy się nauczyć z historii, to to, że ludzie nigdy nie wydają się z niej czegokolwiek uczyć! Ameryka i Europa popełniają dziś te same błędy, które Rzym popełnił wieki temu.
Pod wieloma względami amerykańskie państwo opiekuńcze przypomina rzymskiego państwo . Mamy własne legiony beneficjentów, konfiskaty podatkowe, uciążliwe regulacje i oczywiście inflację. Pozwólcie, że opowiem konkretnie o inflacji, którą uważam za najniebezpieczniejszą rzecz naszych czasów.
Każdy mówi że jest przeciwny inflacji. Każdy prezydent miał z nią swoją wojnę. A jednak ciągle ona szaleje. Czemu? Z dwóch powodów. Po pierwsze, większość ludzi, zwłaszcza tych na wysokich stanowiskach, tak naprawdę nie wie, co to jest. Po drugie, nasze społeczeństwo przenika inflacyjna mentalność.
Właściwe zdefiniowanie inflacji ma kluczowe znaczenie dla jej zrozumienia. Typowy Amerykanin myśli, że inflacja to „wzrost cen”. Ale klasyczna, słownikowa definicja tego terminu to „wzrost ilości pieniądza”. W tej dyskusji zmiana definicji zmienia źródło odpowiedzialności! Jeśli uważasz, że „inflacja” to „wzrost cen”, a następnie zapytasz: „Kto podnosi ceny?” prawdopodobnie odpowiesz, że to „Biznes i przedsiębiorcy podnoszą ceny, więc biznes musi być tu winowajcą”. Ale jeśli zdefiniujesz „inflację” jako „wzrost ilości pieniądza”, a następnie zapytasz: „Kto zwiększa podaż pieniądza?” pozostaje ci tylko jedna dobra odpowiedź: RZĄD! Dopóki nie zrozumiemy, kto to robi, to jak możemy to powstrzymać?
Dlaczego rząd zwiększa podaż pieniądza? Zdecydowanie głównym powodem jest to, że ludzie coraz więcej żądają od rządu i nie chcą za to płacić. To powoduje, że rząd generuje deficyt, który w dużej mierze składa się z ekspansji pieniądza. Prowadzi to do tego, że inflacja nie zatrzyma się, dopóki Amerykanie nie przywrócą starych wartości odpowiedzialności za siebie i poszanowania własności prywatnej innych.
Pokażę wam, jak nasza mentalność państwa opiekuńczego rozdęła budżet federalny. W 1928 roku rząd federalny wydał łącznie 2,6 miliarda dolarów. W 1979 roku podatkowym wydał ponad 530 miliardów dolarów. Skumulowany dług w ciągu ostatnich pięciu lat wyniósł ponad 200 miliardów dolarów. Na naszą prośbę autor podał również te dane za rok 2022: prognozowane łączne wydatki rządu ponad 6200 miliardów dolarów. Skumulowany dług w ciągu ostatnich pięciu lat wyniesie ponad 8 000 miliardów dolarów.
Przy innych okazjach cytowałem list pensjonariuszki do jej lokalnego biura pomocy społecznej: „To moje szóste dziecko. Co zamierzacie z tym zrobić?” Zawarte w tym liście było przekonanie, że problemy indywidualnej osoby wcale nie są jej, lecz należą do całego społeczeństwa. A jeśli społeczeństwo ich nie rozwiąże i to szybko, będą z tego kłopoty. Twierdzę, że nasza gospodarka jest w stanie wytrzymać kilka tysięcy, a nawet milion ludzi myślących w ten sposób, ale nie podoła dziesiątkom milionów roszczeniowców praktykujących takie destrukcyjne podejście. Jaka firma, jaka szkoła, jaki związek, jaka grupa osób nie otrzymuje dziś jakiejś specjalnej ulgi, zasiłku lub dotacji od rządu, albo przynajmniej o się o nią nie stara? Nie ma już więc powodu do zastanawiania się, dlaczego mamy inflację.
Według dr Hansa Sennholza z Grove City College, rozwój amerykańskiego państwa opiekuńczego przebiegał w dwóch fazach. W pierwszej fazie, mniej więcej od przełomu wieków do 1960 roku, w celu finansowania kosztownych programów rządowych polegaliśmy głównie na stale rosnących stawkach podatkowych. Najwyższa stawka podatkowa wzrosła z 24% do 65% za Herberta Hoovera i do 92% za Franklina D. Roosevelta. Dekada lat pięćdziesiątych była okresem stagnacji pod wpływem tych opresyjnych, konfiskujących kapitał stawek podatkowych. Musieliśmy więc znaleźć dodatkowy sposób na zwiększenie potrzebnych dochodów. Druga faza państwa opiekuńczego rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych XX wieku od świadomie prowadzonej polityki ogromnych, rocznych deficytów w budżecie federalnym i uzależnienia rządu od prasy drukującej pieniądze. Żądania wydawania na to i tamto, o których wspomniałem wcześniej, dolały jedynie paliwa dla tych ogromnych deficytów w budżecie.
Dylemat Ameryki ma z pewnością rozmiary kryzysu. Jeśli inflacja nie zostanie zatrzymana, a rozrost rządu ograniczony, grozi nam upadek i idąca w ślad za nim dyktatura. Ale nie musimy podzielić losu Rzymu. Nasze problemy wywodzą się z destrukcyjnych idei, ale jeśli te idee zostaną zmienione, możemy odwrócić nasz los. Naród, który może umieścić człowieka na Księżycu, może również postanowić, że ukształtuje lepszą przyszłość. Odrzućmy zatem destrukcyjne idee państwa opiekuńczego i przyjmijmy podnoszące na duchu idee wolności, samodzielności oraz szacunku dla życia i własności prywatnej.
Lawrence Reed
Tłumaczył Paweł Dąbkowski