Oznaczmy jako r taką ilość dóbr kapitałowych (stanowiących część przychodów brutto z produkcji w określonym czasie), która musi być reinwestowana w celu zastąpienia części p zużytej w tym procesie produkcyjnym. Jeśli do zastąpienia owej części zatrudni się r, to w kolejnym okresie będzie można ponownie uzyskać g. Jeśli wycofa się r z tego zatrudnienia, to p zostanie pomniejszone o r, a p – r przyniosą w kolejnym okresie tylko g – a. Można ponadto założyć, że system gospodarczy, w którym podjęto ekspansję kredytową, jest systemem rozwijającym się. W okresie poprzedzającym ekspansję kredytową wytwarzał normalnie nadwyżkę dóbr kapitałowych p1 + p2. Gdyby nie pojawiła się ekspansja kredytowa, p1 zostałoby zatrudnione do produkcji dodatkowej ilości g1 takiego rodzaju dóbr, który produkowano wcześniej, a p2 do produkcji g2 takiego rodzaju dóbr, którego dotychczas nie wytwarzano. Przedsiębiorcy dysponują dobrami kapitałowymi w ilości r + p1 + p2 i taką ilość mogą przeznaczać do realizacji swoich planów. Tymczasem wprowadzeni w błąd przez pojawienie się taniego pieniądza, postępują tak, jakby rozporządzali r + p + p+p + p i mogli wyprodukować nie tylko g + g1 + g2, lecz także g3 + g4. Konkurują ze sobą o udział w zapasach dóbr kapitałowych niewystarczających do realizacji ich planów.
Wzrost cen dóbr produkcyjnych, który jest wynikiem ekspansji kredytowej, może być z początku szybszy niż wzrost cen dóbr konsumpcyjnych. To z kolei może spowodować tendencję do spadku pierwotnej stopy procentowej. Jednak dalsza ekspansja skutkuje wzrostem cen dóbr konsumpcyjnych, który postępuje szybciej niż wzrost cen dóbr produkcyjnych. Wzrost płac, a także dodatkowych dochodów kapitalistów, przedsiębiorców i rolników – choć najczęściej jedynie pozorny – zwiększa popyt na dobra konsumpcyjne. Nie ma potrzeby zajmować się w tym miejscu twierdzeniem zwolenników ekspansji kredytowej jakoby boom wskutek wymuszonych oszczędności, rzeczywiście przyczyniał się do zwiększenia całkowitej podaży dóbr konsumpcyjnych. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że wzrost popytu na dobra konsumpcyjne oddziałuje na rynek w czasie, kiedy dodatkowe inwestycje nie mogą jeszcze zapewnić wytworzenia produktów. Rozziew między cenami dóbr teraźniejszych a cenami dóbr przyszłych znów zwiększa się. Stopa procentu pierwotnego zaczyna rosnąć, choć we wcześniejszych stadiach ekspansji kredytowej mogła spadać.
Tendencja do wzrostu stopy procentu pierwotnego i pojawienie się dodatniego ażio cenowego tłumaczą niektóre zjawiska towarzyszące boomowi. Banki mają do czynienia ze zwiększonym popytem na kredyty i rozwojem przedsiębiorstw. Przedsiębiorcy są gotowi zaciągać pożyczki, które mają wyższe rynkowe oprocentowanie brutto. Nadal pożyczają, mimo że banki żądają wyższych odsetek. Pod względem arytmetycznym rynkowe stopy procentowe brutto są wyższe niż przed rozpoczęciem ekspansji, ale w sensie katalaktycznym ich wysokość jest mniejsza od wysokości, która wynikałaby z dodania procentu pierwotnego, składnika związanego z przedsiębiorczością i ażio cenowego. Bankom wydaje się, że zrobiły wszystko, by powstrzymać „niezdrową” spekulację, skoro zwiększyły wymagania stawiane kredytobiorcom. Sądzą, że krytycy, którzy zarzucają im podgrzewanie temperatury na rozgorączkowanym rynku, są w błędzie. Nie dostrzegają tego, że wprowadzając na rynek coraz więcej środków fiducjarnych, w istocie rozniecają boom. Przyczyną pojawienia się boomu, a także jego utrzymywania się i rozwoju jest stały wzrost podaży fiducjarnych środków płatniczych. Poziom rynkowych stóp procentowych jest jedynie pochodną tego wzrostu. Jeśli chcemy się przekonać, czy trwa ekspansja kredytowa, musimy przyjrzeć się podaży fiducjarnych środków płatniczych, a nie temu, jak arytmetycznie wyraża się stan stóp procentowych.
Zwykle przedstawia się boom jako przeinwestowanie. Tymczasem dodatkowe inwestycje są możliwe jedynie wtedy, gdy istnieje dodatkowa podaż dostępnych dóbr kapitałowych. Boom jako taki, pominąwszy wymuszone oszczędności, nie prowadzi do ograniczenia konsumpcji, lecz raczej ją zwiększa, toteż nie zapewnia wzrostu ilości dóbr kapitałowych, które można by przeznaczyć na nowe inwestycje. Istota ekspansji kredytowej nie polega na przeinwestowaniu, lecz na inwestowaniu w nieodpowiednie branże, czyli na inwestycjach chybionych. Przedsiębiorcy zatrudniają dostępne zapasy r + p1 + p2 tak, jakby mieli możliwość zatrudnienia zapasów r + p+ p+ p+ p. Rozszerzają inwestycje na tak dużą skalę, że może im zbraknąć dóbr kapitałowych [do ich realizacji]. Nie mogą ukończyć inwestycji z powodu zbyt małej ich podaży. Wcześniej czy później wszystkie przedsięwzięcia zakończą się fiaskiem. Nieuchronny koniec ekspansji kredytowej sprawia, że popełnione błędy stają się widoczne. Okazuje się wtedy, że niektórych fabryk nie można wykorzystać, ponieważ nie istnieją zakłady, które wytwarzałyby niezbędne komplementarne czynniki produkcji; że część fabryk produkuje towary, których nie można sprzedać, gdyż konsumenci wolą kupować inne dobra, a tych z kolei brakuje na rynku; że budowa innych zakładów nie zostanie ukończona, bo stało się oczywiste, że nie przyniosą one zysku.
Błędne przekonanie o tym, że istotą boomu jest przeinwestowanie, a nie chybione inwestycje, to wynik oceny sytuacji, która opiera się wyłącznie na tym, co się widzi. Obserwator zauważa jedynie nietrafne inwestycje, które można zobaczyć, lecz nie pojmuje, że owe nietrafne inwestycje pojawiły się tylko dlatego, iż nie powstały zakłady wytwarzające komplementarne czynniki produkcji oraz produkujące towary konsumpcyjne, na które istnieje popyt wymagający pilniejszego zaspokojenia. Z powodów technicznych rozszerzenie produkcji trzeba rozpocząć od rozbudowy fabryk wytwarzających dobra tych rzędów, które są najbardziej oddalone od gotowych dóbr konsumpcyjnych. Aby zwiększyć produkcję butów, ubrań, motocykli, mebli, domów, trzeba najpierw zwiększyć produkcję żelaza, stali, miedzi itd. Jeśli wykorzystuje się zapas r + p1 + p2, wystarczający do produkcji a + g + g, w przekonaniu, że jest to zapas r + p + p+ p + p wystarczający do wytworzenia a + g1 + g2 + g3 + g4, to najpierw konieczne jest zwiększenie produkcji tych towarów, a więc budowa zakładów, które z powodów technicznych będą potrzebne w pierwszej kolejności. Cała klasa przedsiębiorców znajduje się, można powiedzieć, w położeniu architekta, który ma zaprojektować budowę domu z użyciem ograniczonej ilości materiałów. Jeśli mylnie oceni ilość dostępnych materiałów, powstanie plan, do którego realizacji nie będzie miał wystarczających środków. Przygotuje za duże wykopy i fundamenty, a w późniejszej fazie budowy zauważy, że nie ma dość materiałów, by ją ukończyć. Jest oczywiste, że błąd owego architekta nie polegał na przeinwestowaniu, lecz na nieodpowiednim wykorzystaniu środków, jakie miał do dyspozycji.
Równie bezpodstawny jest pogląd, że wydarzenia, które doprowadziły do kryzysu, polegały na nieuzasadnionym przekształceniu kapitału „obrotowego” w „trwały”. Pojedynczy przedsiębiorca, który ma trudności z zaciągnięciem kredytu w trakcie kryzysu, nie bez powodu żałuje, że wydał zbyt dużo na powiększenie fabryki i zakup wyposażenia trwałego. Byłby w lepszym położeniu, gdyby dysponując nadal funduszami, które wydał na te cele, mógł je przeznaczyć na wydatki związane z bieżącą działalnością firmy. Jednak kiedy tendencja wzrostowa opada i przechodzi w depresję, nie brakuje surowców, materiałów, półfabrykatów i żywności. Przeciwnie, kryzys charakteryzuje się właśnie tym, że dobra te są oferowane w ilościach, które muszą doprowadzić do gwałtownego spadku ich cen.