To, co się wokół nas dzieje jest na swój sposób fascynujące. Na naszych oczach rodzi się totalitaryzm. Rzadko można obserwować narodziny systemu od podstaw. Czy coś przeszkodzi jego narodzinom, tego jeszcze nie wiemy. Sytuacja jest nietypowa, dotąd nieznana – nigdy bowiem totalitaryzm nie miał tak wielkich szans zawładnąć jednocześnie całym światem. Ten istotny szczegół może przemawiać za tym, że wpadliśmy jak śliwka w kompot i szybko się z tego nie wygrzebiemy.
Gdy po II wojnie światowej instalował się w Polsce, i w innych państwach bloku wschodniego, „czerwony terror”, zawsze istniała alternatywa – Zachód. Teoretycznie przynajmniej było dokąd wiać. Oczywiście wyjazd z państwa socjalistycznego nie był taki prosty. Nawet, by wyjechać do innego państwa socjalistycznego potrzebny był paszport, a cóż dopiero na Zachód. Ale nawet jeśli przychodziło nam gnić w tym komunistycznym dziadostwie, to zawsze pozostawała świadomość, że gdzieś jest „lepszy świat”, że „tam jest wolność”, „inne życie”. Dziś tej alternatywy zaczyna brakować. Państwa, o wyjeździe do których wielu niegdyś marzyło, np. Australia czy Nowa Zelandia, stały się modelowymi przykładami „Nowej Normalności”, gdzie z zapałem wciela się w życie sanitarystyczny zamordyzm, włącznie z obozami dla „nieprzystosowanych”. Nie inaczej dzieje się w Europie. Totalitaryzm rodzi się w Austrii, Niemczech, Francji, Włoszech. Niejednoznaczna sytuacja jest również w Stanach Zjednoczonych. Prezydent Biden, gdyby tylko mógł już wszystkich wyszczepiłby jak krowy. Dochodzimy zatem do momentu, kiedy „nie ma dokąd wiać”…
Nie inaczej dzieje się w Polsce. Wygląda na to, że naszego kraju również nie ominie sanitaryzm. Rząd Prawa i Sprawiedliwości, wbrew wszelkiej logice i zdrowemu rozsądkowi, za wszelką cenę chce doprowadzić do wykluczenia znacznej części Polaków ze społeczeństwa. Odnieść można wrażenie, że dyspozycje do wcielania tych zamordystycznych pomysłów przychodzą z zewnątrz, że politycy w Polsce – od lewicy po PiS, wiszą na sznurkach sił, których na razie nie jesteśmy w stanie zdefiniować. Stwierdzenie, że to tylko żądne zysków firmy farmaceutyczne, nie tłumaczy wszystkiego. W tym tkwi głębszy plan – plan zniewolenia ludzkości, a fragment Apokalipsy św. Jana, chcąc nie chcąc, narzuca się sam: „(…) i sprawi, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i ubodzy i wolni i niewolnicy będą mieli cechę na swojej prawej ręce albo na czołach swoich i żeby nikt nie mógł kupować ani sprzedawać tylko ten co ma cechę, albo imię bestii, albo liczbę jej imienia. Tu jest mądrość. Kto ma rozum niech rozrachuje liczbę bestii. Albowiem jest to liczba człowieka, a liczba jego 666”.
Słusznie zauważył niedawno Sławomir Mentzen, że praw człowieka nie gwarantuje mu subskrypcja na produkty firmy farmaceutycznej Pfizer, lecz Konstytucja RP. Jaka by nie była ułomna, to jednak ona, a nie ta międzynarodowa korporacja, stanowi – jak dotąd – źródło prawa w naszym kraju.
Totalitaryzm, u progu którego stoi cały świat, ma na celu – co już teraz widać – zniszczenie własności prywatnej w tym znaczeniu, w jakim wykształciła się ona w naszym chrześcijańskim kręgu cywilizacyjnym. Prawo własności rozumiane jako możliwość swobodnego dysponowania tym, co do nas należy, zastąpić ma sterowana przez biurokratów atrapa własności. Jeśli urzędnicy SANEPID-u wraz z policją wchodzić będą do prywatnych firm kontrolować, czy pracodawcy – pod groźbą wysokich kar finansowych, a nawet więzienia – przestrzegają sanitarystycznych ustaw, to znaczy, że cofamy się do mrocznych czasów „czerwonego terroru”. Kiedyś czyniono to w imię dobra „mas proletariackich” i dla zachowania „czystości rasy”… Dziś, za nowy proletariat i rasą panów robić będą tzw. ZASZCZEPIENI. Świat „Nowej Normalności” dzielić się ma na „zaszczepionych”, czyli tych, co są „odpowiedzialni”, „posłuszni”, „prospołeczni”, a „niezaszczepionych” czyli – jak już dziś się to przedstawia – „faszystów”, „antysemitów”, „egoistów”. Tych drugich trzeba albo zmusić do stania się „zaszczepionymi”, albo wyeliminować. Eliminacja poprzez „(…) żeby nikt nie mógł kupować ani sprzedawać tylko ten co ma cechę, albo imię bestii”, być może zastąpi komory gazowe, ale też może być skuteczna w realizacji zamordystycznych celów. Przy jednoczesnym wdrażaniu systemów elektronicznej kontroli ludzi nie będzie łatwo – jak za komuny czy hitlerowskiej okupacji – funkcjonować w ramach tzw. czarnego rynku.
Jeśli zniszczy się tradycyjnie pojmowane prawo własności, całkowitej erozji ulegnie chrześcijaństwo. I to – jak się wydaje – również jeden z celów sanitarystycznego totalitaryzmu. Moralność wypływającą z Dekalogu zastąpić ma moralność hipochondryczna – organizacja życia społecznego, politycznego i gospodarczego oparta na manipulowaniu permanentnym strachem o własne zdrowie. Celnie ujął to Jakub Bożydar Wiśniewski: „W starożytności najbardziej przerażająca była dla człowieka utrata honoru, w średniowieczu – utrata zbawienia, w nowożytności – utrata wolności, a współcześnie – utrata wygody. Kto zaś oddaje na rzecz wygody honor, zbawienie i wolność, temu w chwili próby zostaje tylko strach”.
Przy całej grozie tego, co nas czeka raz jeszcze warto odwołać się do Jakuba Bożydara Wiśniewskiego, by – mimo wszystko – zachować odrobinę nadziei: „(…) totalitaryzm hipochondryczny jest bodaj najbardziej obmierzłym członkiem swojej rodziny, przed którym nie sposób odczuwać nawet szczerego strachu. Stąd czynne występowanie przeciwko niemu to kwestia nie żadnego heroizmu, tylko najzupełniej elementarnego poczucia własnej godności – nie da się przez to stracić niczego, co warto zachować, natomiast można dzięki temu zachować wszystko, czego nie warto stracić”.
Życie może stać się koszmarem. Jednak już teraz warto starać się żyć tak, jakbyśmy stali u progu konieczności budowy społeczeństwa alternatywnego – z „czarnym” czyli wolnym rynkiem, jako jedną z form przetrwania.
Paweł Sztąberek