Media poinformowały, iż Polska złożyła deklarację o gotowości całkowitego odejścia od węgla. Rząd PiS, z premierem Morawieckim na czele, po raz kolejny potwierdził, że znajduje się w awangardzie piewców ekologistycznej utopii. Węgiel ma nam zastąpić energia z tzw. źródeł odnawialnych, i ma się tak stać mimo tego, że ostatnia zima pokazała, co są one warte chociażby w Szwecji, która zmuszona była …kupować węgiel m.in. z Polski. Źródła odnawialne nie dawały rady w starciu z niskimi temperaturami…
Rezygnacja z polskiego bogactwa narodowego, z surowca, który dawał Polsce względną samowystarczalność energetyczną i łudzenie się przyszłą utopią, nosić może znamiona działania na szkodę interesu narodowego. Można zadać uzasadnione pytanie o zdradę stanu…
Problem jest o tyle ważny, że wpisuje się w cały szereg bardzo niekorzystnych dla Polski procesów – m.in. powstanie gazociągu Nord Stream 2, ochłodzenie relacji ze Stanami Zjednoczonymi oraz niejasna sytuacji na granicy z Białorusią. Ponadto Polacy cały czas ciśnięci są przez rządowych sanitarystów covidowych, którzy polityką łamania podstawowych wolności robią bardzo wiele, by zniszczyć zaufanie wielu obywateli do jakiejkolwiek krajowej władzy. A to, w sytuacji prawdziwego konfliktu, choćby z Białorusią czy Rosją, może przynieść katastrofalne skutki.
Rząd PiS deklarował ochronę polskiej przedsiębiorczości, zaklinał się, że węgiel to nasz narodowy skarb, z którego Polska nigdy nie zrezygnuje. Ówczesny minister Krzysztof Tchórzewski, w 2015 roku, mówił, że „naszym głównym surowcem energetycznym jest dziś, i przez wiele lat będzie, węgiel i w produkcji energii z niego nie zrezygnujemy. Musimy to otwarcie i jednoznacznie partnerom z UE przedstawiać”.
Te deklaracje okazały się pustymi frazesami, bo jeszcze w 2018 roku tenże sam minister Tchórzewski oświadczył, że Elektrownia Ostrołęka będzie ostatnią polską inwestycję w energetykę opartą na węglu. Dziś już wiemy, że także ta deklaracja okazała się pusta, tak samo jak bardzo często pustka zionie z kwiecistych wypowiedzi premiera Morawieckiego, wielkiego orędownika tzw. Agendy 2030. A cóż nam niesie ta agenda? Premier Morawiecki zapowiedział, że „rząd jest zdeterminowany, by wdrożyć wszystkie jej cele”.
Agenda 2030, dzieło na miarę „Manifestu Komunistycznego” Marksa i Engelsa, to dokument obszerny, ale już jej pierwsze zdania wystarczą, by wyrobić sobie wyobrażenie, z czym mamy do czynienia: „Agenda jest planem działań na rzecz ludzi, naszej planety i dobrobytu. Celem agendy jest również wzmocnienie powszechnego pokoju w warunkach większej wolności. Zdajemy sobie sprawę, że eliminacja ubóstwa we wszystkich jego formach i wymiarach, w tym skrajnego ubóstwa, stanowi największe wyzwanie w skali światowej i jest niezbędnym warunkiem zrównoważonego rozwoju. Niniejsza Agenda będzie wdrażana przez wszystkie kraje i wszystkich interesariuszy poprzez działania w ramach współpracy partnerskiej. Jesteśmy zdeterminowani uwolnić ludzkość od plagi ubóstwa i chcemy uzdrowić oraz zabezpieczyć naszą planetę. Jesteśmy zdecydowani na podjęcie śmiałych kroków ukierunkowanych na zmiany, które są pilnie potrzebne, aby skierować świat na ścieżkę zrównoważonego i trwałego rozwoju. Wyruszając w tę zbiorową podróż zobowiązujemy się, że nikt nie zostanie w niej pominięty”.
Rząd PiS w polityce odchodzenia od węgla pozyskał sojuszników w kręgach bankierskich. Kiedyś już wspominaliśmy o zapowiedziach wielu banków, że planują zaniechać kredytowania inwestycji opartych na węglu. Zatem, jeszcze buńczuczny w 2015 roku, a w 2018 już z podkulonym ogonem, minister Tchórzewski, mówiąc o Elektrowni Ostrołęka, że będzie ona ostatnią opartą na węglu, wiedział co mówi. W 2018 roku jeden z największych polskich banków – WBK, ten sam, w którym przez wiele lat jako prezes pracował Mateusz Morawiecki, przejęty został przez wielki hiszpański Santander Bank. Właśnie Santander jest jedną z tych instytucji, która zapowiedziała, że odchodzi od finansowania inwestycji opartych na węglu. Wcześniej, jak podawał chociażby dziennik „Rzeczpospolita”, uczyniły to BNP Paribas, ING Bank Śląski oraz mBank. „Rz” pisała wówczas: „Santander nie będzie już finansować węglowych bloków energetycznych oraz kopalni węgla – mówił podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy prezes banku Michał Gajewski. Zapowiedział, że do 2030 r. bank ma całkowicie zredukować swoje zaangażowanie w finansowanie producentów węgla energetycznego”.
I znów ta magiczna data – 2030 rok.
„Narody ze wszystkich zakątków świata jednoczą się w Glasgow, aby zadeklarować, że węgiel nie ma żadnej roli do odegrania w naszej przyszłej produkcji energii. Ambitne zobowiązania podjęte przez naszych międzynarodowych partnerów pokazują, że koniec węgla jest w zasięgu wzroku” – powiedział brytyjski minister energii podczas ostatniego szczytu w Glasgow. Polska, jako jedno z 18 państw, podpisało się pod tymi słowami. Na uwagę zasługuje fakt, iż na liście sygnatariuszy nie ma Chin, USA, Australii i Indii – czyli potentatów w przemyśle węglowym.
Niewykluczone więc, że wysiłki rządu PiS i – osobiście – premiera Morawieckiego w kwestii „ratowania klimatu” spełzną na niczym. Jedyne co nam zostanie to ruiny kopalń, niedokończone inwestycje, zalane złoża i … rosyjski gaz. Dlatego, zanim spełni się ta czarna wizja, warto, by politycy deklarujący się jako patrioci, opamiętali się, póki nie jest za późno. Polski rząd powołany jest po to, by służyć interesowi Polaków, a nie wcielaniu w życie utopijnych, lewicowych wizji „klimatycznej neutralności”. Jeśli ceną za jej wdrażanie ma być rezygnacja z energetycznej niezależności i oddanie nas na pastwę innych państw, wówczas postępowanie takie z troską o interes Polski nie ma nic wspólnego. A pytanie o możliwe dopuszczenie się zdrady stanu wraca jak bumerang. Czy to się komuś podoba czy nie…
PS