Ekonomia błędów

Do czego powinny dążyć osoby zajmujące się działalnością na gruncie naukowym? Czy tworzenie nieskazitelnego wizerunku człowieka nieomylnego jest uczciwe wobec czytelników? Czy dobre imię autora powinno być ważniejsze od dobra osób, które mogłyby uczyć się na jego błędach?

foto. pixabay.com
PAFERE WIDEO

Trudno wyobrazić sobie ekonomistę sympatyzującego ze Szkołą Austriacką który nie rozumiałby aksjomatu human action. Z pozoru banalne założenie mówiące o tym, że ludzie działają, ma wiele całkowicie niebanalnych implikacji, a jedna z nich mówi o możliwości popełniania błędów.

Ludzie nie są doskonali, tak więc naturalnym zachowaniem jest podejmowanie decyzji które ex post mogą okazać się złe. Problem ten nabiera bardzo ciekawego wydźwięku, jeśli zastanowimy się nad nim w kontekście pracy wykonywanej przez ekonomistów, czy szerzej rozumianej grupy naukowców. Rothbard, Mises, Friedman czy Keynes nie są „wolni od konsekwencji” tego twierdzenia i czytając ich dzieła należy zachować krytycyzm. Dzięki temu możliwy jest rozwój idei i dążenie do coraz obszerniejszego poznania.

Nie jest moim zamiarem podsumowywanie dorobku wymienionych twórców, czy też wytykanie im ich błędów. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na sam fakt niedoskonałości oraz na to, że człowiek podejmując decyzje o działaniu powinien być świadom ryzyka niepowodzenia, a wybierając cel i dobierając odpowiednie rzadkie środki nie ma gwarancji sukcesu. Próbując przewidywać bez posiadania doskonałej informacji o zachowaniu wszystkich zmiennych mających wpływ na rzeczywistość (inni ludzie, czy zjawiska atmosferyczne), zawsze jesteśmy narażeni na porażkę.

Problemu tego nie ma w matematyce, fizyce, czy chemii, gdzie możemy wyizolować otoczenie, w którym, przeprowadzając obserwacje dynamicznych zjawisk, będziemy mogli być pewni wyników. Jednak dla Austriackiej Szkoły ekonomia nie jest nauką ścisłą, a przedmiot analizy – ludzie – nie podejmują decyzji schematycznie. Tak więc z powodu zbyt wielu zmiennych (nieskończona ilość) są nieprzewidywalni. Taka wizja pozycjonująca ekonomię wśród nieempirycznych nauk humanistycznych umożliwia wyznaczenie praw – aksjomatów, czyli zasad na których możliwe będzie kompleksowe zbudowanie teorii. Właśnie jednym z nich jest ten, który mówi o ludzkim działaniu.

Tak więc mylenie się nie powinno powodować poczucia wstydu, gdyż jest czymś normalnym. Można jednak dyskutować o tym jak należy postępować post factum? Czy twórca (ekonomista), który doszedł do wniosków sprzecznych z dotychczas wyznawanymi, ma prawo odciąć się od przeszłości? Czy próby ukrycia swych niekonsekwencji, niekompetencji, innego, niż obecnie akceptowany, stylu, są fair wobec czytelników? Czy ten, któremu udowodni się błędy w jego rozumowaniu, ma prawo obrazić się, zareagować agresją, czy też zignorować inne zdanie?

Aby przybliżyć się do wyjaśnienia tych problemów zastanówmy się nad celem pracy naukowej. Do czego powinny dążyć osoby zajmujące się działalnością na gruncie naukowym? Czy tworzenie nieskazitelnego wizerunku człowieka nieomylnego jest uczciwe wobec czytelników? Czy dobre imię (wizerunek czysty jak łza) autora powinno być ważniejsze od dobra osób, które mogłyby uczyć się na jego błędach?

Może najlepszym rozwiązaniem byłby publiczny rachunek sumienia? Cały dylemat można porównać do drogi o kształcie sinusoidy. Prowadzi ona w konkretnym kierunku, ale przy tym przechodzi z jednego ekstremum w drugie (rozwój doktryn ekonomicznych ma często bardzo wiele wątków pobocznych, które wyraźnie odchodzą od głównego nurtu, ale jednak mieszczą się w nim). Może autor, który doszedł do poglądów odbiegających od wyznawanych wcześniej, zamiast rezygnacji, odcięcia się od dotychczasowego toku rozumowania, powinien wskazać znajdujące się na niej miejsca, w których odbiorca przekazu mógłby zbłądzić i ustawić w nich zgodne z wolą twórcy drogowskazy? Może dobrym wyjściem byłoby położenie nacisku na kierunek, w którym się podążało?

Mylenie się jest częścią rzeczywistości i nie należy jej traktować jak grzech śmiertelny. Natomiast takim grzechem wydaje się być ignorancja, udawanie, że przeszłość nie istnieje, a przez to pozbawianie innych możliwości uczenia się na cudzych błędach.

Sam fakt, że ludzie poszukają idei, która przybliży ich do poznania prawdy, usprawiedliwia nazwanie ich inteligentnymi. W mojej ocenie efektywności przekazu szacunek jednego człowieka szukającego „czegoś więcej” powinien być cenniejszy niż drwina stu głupców. Można go zdobyć szczerością, brakiem lekceważącego stosunku do odbiorcy, czy wkładem (poprzez wskazywanie właściwych kierunków) w indywidualny rozwój. Tak więc dla osoby starającej się o niego, samoocena dorobku powinna być czymś naturalnym.

W pewnym sensie warto popełniać błędy, aby później móc zrozumieć ich przyczynę, a przez to zwiększyć szanse na bardziej efektywne działanie w przyszłości. Pan Milton Friedman prawdopodobnie nigdy nie przyzna się do tego, że jego metoda jest zła, a Pan Marek Belka nie będzie publicznie oceniał na gruncie ekonomicznym zasadności podejmowanych przez siebie decyzji. Ci ludzie cenią osobiste profity, obecną reputację bardziej od intelektualnego rozwoju innych. Czy tak powinni postępować naukowcy?

Paweł Skrzynecki

Tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej w 2004 roku.

PRZEZPaweł Skrzynecki
Poprzedni artykułInflacja i Matrix
Następny artykułGwiazdowski: Sprawiedliwość a efektywność

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj