Na wstępie postawię odważną tezę – uważam, że analizując dane demograficzne, możemy dość dokładnie przewidzieć trendy przyszłości; trendy dotyczące gospodarki, kultury, polityki, geopolityki i jeszcze wielu innych dziedzin życia społecznego oraz relacji międzynarodowych.
Dlaczego tak uważam?
Podstawą każdego państwa są ludzie, którzy w nim żyją, bez nich nie ma gospodarki, sił zbrojnych, kultury i sztuki. Nie ma przyszłości. Możemy zaklinać rzeczywistość, lecz nie zmieni to faktu, że bez ludzi każda dziedzina życia po prostu nie funkcjonuje. Oczywistym jest, że nie chodzi tylko o same liczby. Ważne jest wykorzystanie potencjału ludzi fachowo nazywanego kapitałem ludzkim (osobiście nie lubię tego uprzedmiotowiającego człowieka określenia); chodzi o odpowiednie spożytkowanie ludzkich talentów, kreatywności, pomysłowości, pracowitości czy wynalazczości. Ta sama liczba ludzi w jednym państwie może być wielokrotnie bardziej produktywna niż w innym. W końcu XVIII wieku robotnik angielski pracujący w przemyśle włókienniczym, dzięki kilku wynalazkom, takim jak: latające czółenko, później krosno mechaniczne i mechaniczna przędzarka, był kilkadziesiąt do kilkuset razy bardziej wydajny niż robotnik w Indiach. W XIX wieku sportem narodowym Amerykanów było tworzenie patentów, których mieszkańcy Stanów Zjednoczonych zgłaszali więcej niż jakakolwiek inna nacja na świecie. W Polsce obecnie mamy, jak się ocenia, 5000 pisarzy, natomiast na Islandii liczącej niewiele ponad 300 tysięcy mieszkańców 1 osoba na 10 opublikuje w swoim życiu książkę – zgodnie z tym, co głosi islandzkie powiedzenie „ad ganga med bok I maganum” – każdy Islandczyk „urodzi książkę”; jest to absolutny rekord świata!
Niezależnie jednak od tego, jak bardzo produktywni są ludzie, to struktura wieku, liczba urodzeń, dzietność mają dalekosiężne konsekwencje dla funkcjonowania danej społeczności, dlatego analizując dane demograficzne, możemy dość precyzyjne „przewidzieć przyszłość”. Możemy stać się futurologami.
Aby kolejne pokolenie było tak samo liczne jak poprzednie, kobieta w ciągu swojego życia powinna urodzić 2.07 – 2.15 dziecka. Jak pisałem we wcześniejszych artykułach, musi to być liczba nieznacznie większa niż 2.0, ponieważ rodzi się zawsze więcej chłopców i niestety, nie wszystkie dzieci dożywają dorosłości. W Polsce od roku 1990 dzietność nie przekroczyła 2.0., zatem kolejne pokolenia Polaków są coraz mniej liczne. Liczba ludności naszego kraju spada do 23 lat, jednym z powodów jest emigracja Polaków. Nadto obserwujemy od 2013 roku, czyli od 8 lat, przewagę zgonów nad urodzeniami i nic nie wskazuje, że 2021 rok będzie pod tym względem inny.
Co to oznacza w praktyce?
Liczba Polaków w Polsce spada, będzie spadać i tempo tego spadku będzie wzrastać. W roku 2020 przewaga zgonów nad urodzeniami wyniosła szokującą liczbę 120 tysięcy ludzi. To więcej niż liczy najstarsze miasto w Polsce, Kalisz.
W Polsce w 2019 roku przeciętna długość życia mężczyzn wyniosła 74,1 roku, natomiast kobiet 81,8. Oznacza to, że roczniki powojennego wyżu demograficznego osiągnęły już wiek prognozowany jako maksimum ich życia lub zbliżają się do tego wieku. Łatwo przewidzieć konsekwencje tej sytuacji – roczna liczba zgonów, niestety, zacznie wzrastać. A przy tym jeśli nie podejmiemy żadnych działań, liczba urodzeń pozostanie na obecnym niskim poziomie lub stopniowo zacznie spadać, gdyż w wiek rozrodczy wchodzą teraz kobiety z tak zwanego niżu demograficznego. Oznacza to, że liczba Polaków za kilka do kilkunastu lat będzie spadać o 200 do 300 tysięcy na rok. W każdym dziesięcioleciu może ubywać nas 2-3 miliony. Według długoterminowych prognoz, już w roku 2060 liczba Polaków może się zmniejszyć o 8 milionów (w stosunku do obecnej liczebności) Bardziej optymistyczne prognozy mówią o 5-6 milionach. Oficjalne analizy prezentowane przez GUS przewidują, że w roku 2050 liczba ludności Polski będzie na poziomie 34 milionów, czyli o 4,7 miliona mniej niż w roku 1998, kiedy nasz kraj osiągnął maksymalną dotąd liczbę ludności.
Mowa tu przecież o konkretnych realnych ludziach, którzy gdzieś mieszkają, chodzą na zakupy, są odbiorcami towarów i usług oraz mówią po polsku. Zwróćmy uwagę na parę kwestii : język, którym mówi coraz mniej ludzi, traci na znaczeniu; coraz mniej osób będzie kultywowało polskie tradycje i obyczaj oraz co oczywiste zmniejszy się liczba ludzi aktywnych zawodowo (producentów).
I co bardzo ciekawe! zauważmy, że tak duży spadek ludności obserwujemy w czasach pokoju, powszechnej dostępności żywności, odzieży, opieki medycznej oraz towarów i usług potrzebnych do życia.
Można bez trudu przewidzieć, że wraz ze spadkiem liczebności narodu będzie rosła liczba tzw. pustostanów, bo nie będzie miał kto zasiedlać wybudowanych mieszkań. To będzie oznaczało zastój w budownictwie, bo po co wznosić nowe budynki, skoro jest i tak wiele niezamieszkanych.
Nie nastąpi to oczywiście od razu, z dnia na dzień; bo przykładowo możemy sobie wyobrazić prawdopodobny scenariusz sytuację: rodzina z 3 dzieci mieszkająca na chwilę obecną w jednym mieszkaniu lub domu będzie w krótkim czasie potrzebowała 5 mieszkań – dla każdego dorosłego dziecka i dla każdego z rodziców (dajmy na to – po rozwodzie). Skąd taki pomysł? Już teraz w Polsce rozwodem kończy się co trzecie małżeństwo.
Z czasem jednak przy szybko zmniejszającej się liczbie ludzi popyt na lokale przekroczy podaż. Za kilkadziesiąt lat wyburzenia będą głównym zajęciem pracowników branży budowlanej. (Widzimy to już na terenie byłego NRD i w wielu miejscowościach w Japonii). Polski jedynak, który odziedziczy dwa mieszkania po dziadkach i mieszkanie po rodzicach, przy braku popytu (lub ograniczonym popycie) na lokale może nie znaleźć zainteresowanych kupnem.
Wraz z malejącą liczbą ludności znikną z powierzchni ziemi tysiące wsi i małych miasteczek, często będą to miejscowości, które liczą sobie po 700 i więcej lat. Z tego powodu zubożeje krajobraz architektoniczny naszego kraju. Migracja ze wsi do miast (głównie wielkich) przyspieszy procesy starzenia się społeczeństwa, gdyż dzietność w miastach jest zawsze niższa niż na wsiach i w małych miasteczkach. Doskonałym przykładem takiej sytuacji jest np. Łódź, gdzie dzietność jest skrajnie niska, na poziomie 1.17, podczas gdy podłódzkie wsie mają dzietność na poziomie 1.45-1.49.
Dzietność ma bezpośredni wpływ na strukturę wieku ludności. Większość demografów dzieli populację na 3 grupy wiekowe. Dzieci do 15 roku życia, ludzi w wieku 15-65 lat oraz seniorów mających powyżej 65 lat. Jest to podział bardzo praktyczny i wiele mówiący.
Jeśli chodzi o dzieci, to w większości przypadków (poza nielicznymi wyjątkami dotyczącymi np. wsi) ich posiadanie oznacza dla rodziców ponoszenie pewnych kosztów. Trzeba je odziać, nakarmić, ogrzać i wykształcić (przynajmniej w stopniu podstawowym). Dzieci są jednocześnie długoterminową inwestycją na przyszłość, w realnym życiu dla większości ludzi najlepszą.
Grupa ludzi w wieku 15-65 lat to osoby w wieku produkcyjnym (w przypadku kobiet: 18-59, w przypadku mężczyzn: 18-64). W obrębie tej grupy mamy jeszcze szczególny przedział – kobiety w wieku 15-49 lat, czyli w wieku rozrodczym. Innymi słowy, mowa o grupie, którą stanowią: producenci – osoby tworzące towary i usługi potrzebne do funkcjonowania społeczeństwa oraz kobiety rodzące kolejne pokolenia.
Ludzie w wieku powyżej 65 roku życia to seniorzy (zwykle emeryci) korzystający ze zgromadzonych zasobów. Ta grupa (również z nielicznymi wyjątkami) więcej konsumuje niż produkuje.
Jeśli analizujemy strukturę ludności ściśle według kryteriów ekonomicznych, czyli tak zwanego ekonomizmu, możemy wprowadzić pojęcie dywidendy demograficznej, czyli stanu populacji idealnego dla rozwoju gospodarki. Jest to sytuacja, w której maksymalny odsetek stanowią ludzie w wieku produkcyjnym, aktywni zawodowo w połączeniu z możliwie małą grupą ludzi w wieku przed- i poprodukcyjnym. W takiej sytuacji koszty utrzymania dzieci i ludzi starszych są niewielkie, ponieważ zarówno liczba dzieci, jak i liczba ludzi w podeszłym wieku jest mała. Stan maksymalnej dywidendy demograficznej trwa zwykle kilkadziesiąt lat. Tajwan i Kora Południowa były krajami, które swoją dywidendę demograficzną bardzo dobrze wykorzystały. Co się w tych krajach zadziało? Były to państwa, w których dzietność początkowo bardzo wysoka sięgająca 6.5 do 7.5 w bardzo krótkim czasie spadła dramatycznie do 0.84 w przypadku Korei Południowej i do 0.99 w Tajwanie. Na rynek pracy wchodziły ogromne rzesze młodych, głodnych sukcesu ludzi, natomiast koszty utrzymania ludzi starszych i małej liczby dzieci były stosunkowo niewielkie. W tym czasie poziom i jakość życia obywateli wzrosły wielokrotnie. Ceną za ten niemal idealny stan jest obecnie najszybsze na świecie tempo starzenia się populacji ww. krajów, bo należy pamiętać, że dywidenda demograficzna nie może trwać wiecznie.
Jak wygląda struktura wieku ludności Polski? Według danych GUS, okres naszej dywidendy demograficznej mamy już, niestety, za sobą. Ludzie młodzi w wieku 0-14 lat stanowią zaledwie 15,3% naszego społeczeństwa, natomiast ludzie w wieku powyżej 65 lat już 18.1%. Odsetek ludzi starszych będzie stopniowo wzrastał; przy zachowaniu obecnych tendencji będzie wzrastał średnio o 0.5% rocznie. Oznacza to, że w roku 2040 może zbliżyć się do 30%. Według prognoz GUS, w 2050 roku ludzie w wieku powyżej 65 lat będą stanowić 32.6% ogółu, natomiast liczba osób mających nie więcej niż 20 lat spadnie do poziomu 18.4%. Liczba Polaków w wieku produkcyjnym 18-59/64 w latach 2010-2019 zmniejszyła się o 1.8 miliona (z 24.831 do 23.025). Roczny ubytek ludzi w wieku produkcyjnym przekracza obecnie 200 tysięcy ludzi. Będzie się on stopniowo zwiększał z uwagi na to, że wiek produkcyjny osiągają teraz ludzie urodzeniu już w czasie niżu demograficznego. Proszę jeszcze raz spojrzeć na tabelę umieszczoną wyżej. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, którego nie można dłużej ignorować – jednoczesnym wzrostem liczby ludzi osiągających wiek emerytalny, gdyż na emeryturę przechodzą roczniki wyżu demograficznego oraz spadkiem liczby ludzi osiągających wiek produkcyjny, bo na rynek pracy wchodzą roczniki niżu demograficznego. Liczba osób w wieku powyżej 65 lat w latach 2010-2019 wzrosła z 5.19 miliona do prawie 6.95, czyli o 1.76 mln. Stąd się bierze tak niskie bezrobocie w Polsce. Nie jest ono wynikiem fenomenalnego rozwoju gospodarki. W ciągu 20 lat (2020-2040) na emeryturę będą odchodziły roczniki urodzone w latach 1955-1975, a urodziło się wtedy 13.1 miliona ludzi. Oczywiście nie wszyscy zostali w Polsce, nie wszyscy przestaną pracować, jednak ogromna większość w ciągu najbliższych 20 lat przestanie być czynna zawodowo. W tym samym czasie wiek aktywności zawodowej osiągną ludzie urodzeni w latach 2000–2020, czyli zaledwie 7.97 miliona ludzi. Z tej grupy już teraz część wyjechała za granicę. To gigantyczna zmiana w kierunku mniejszej liczby ludzi aktywnych zawodowo. Oczywistym jest, że wraz z postępem technologii, usprawnieniami procesów produkcji, zarządzania czy nowymi odkryciami wzrasta wydajność pracy. Obecnie toczy się jednak wyścig między postępem technicznym a starzeniem się społeczeństwa polskiego. Przy narastającej dysproporcji pomiędzy ludźmi czynnymi zawodowo a niepracującymi postęp techniczny może nie nadążyć za zmianami. W systemie istnieją oczywiście ogromne rezerwy umożliwiające poprawę sytuacji np. poprzez przesunięcie zatrudnienia w kierunku dziedzin gospodarki tworzących dobrobyt. Podajmy prosty przykład. Bardzo skomplikowany system podatkowy powoduje, że tysiące inteligentnych, kreatywnych ludzi pracuje w charakterze księgowych, zamiast tworzyć nowe, realnie potrzebne produkty czy świadczyć takież usługi. Po uproszczeniu przepisów, mogliby oni znaleźć zatrudnienie w innych dziedzinach gospodarki. Uproszczenie przepisów zaowocowałoby możliwością zatrudnienia tych osób w innych dziedzinach gospodarki z korzyścią dla społeczeństwa. Podobnie rzecz ma się z setkami tysięcy urzędników, którzy mogliby wykonywać lepiej płatne i potrzebne prace. Rosnąca liczba ludzi w wieku powyżej 65 lat wymusi podwyższenie wieku emerytalnego. Być może zmiany demograficzne wymuszą również głębokie reformy strukturalne systemu emerytalno-rentowego, podatkowego i racjonalne podejście do gospodarki i to są, moim zdaniem, realne wyzwania dla ekonomistów i polityków na dzień dzisiejszy.
Na koniec podywagujmy o tym, jak będzie wyglądała Polska w przyszłości, tej niedalekiej i trochę dalszej. Wraz ze zmniejszaniem się liczby dzieci, będzie zmniejszać się zapotrzebowanie na szkoły i nauczycieli. Proces ten można spowolnić, na przykład zmniejszając liczbę dzieci w klasie. Pamiętamy, że w latach 70. liczba ta często przekraczała 30 osób. Za lat kilkanaście klasy będą liczyły prawdopodobnie 15 dzieci. Zmniejszy się liczba placówek edukacyjnych, w pierwszej kolejności na wsiach i w małych miasteczkach. Można to obserwować np. w Japonii, która przemiany demograficzne zaczęła około 20 lat wcześniej niż Polska. Część budynków szkolnych będzie zamieniana na domy opieki nad osobami starszymi. Popyt na tego rodzaju usługi będzie znacząco wzrastał. Zmieni się również profil konsumpcji; seniorzy mają inne potrzeby i upodobania niż osoby młodsze. Już teraz w Japonii sprzedaje się więcej pieluch dla dorosłych niż dla dzieci. Polskę czeka to samo. Wzrośnie liczba sklepów ze sprzętem medycznym np. aparatami słuchowymi, ośrodków rehabilitacji, a zmniejszy ilość np. klubów nocnych i dyskotek oraz prawdopodobnie kin. Zmniejszy się liczba placów zabaw i parków rozrywki. Większy nacisk zostanie położony na ułatwienia komunikacyjne dla ludzi niedołężnych lub niepełnosprawnych. Na ulicach będziemy widzieli znacznie więcej starszych, samotnych kobiet, gdyż żyją one prawie 8 lat dłużej od swoich partnerów. W miastach będzie ciszej, ale też smutniej. To dzieci z jednej strony hałasują, a z drugiej tryskają energią i radością życia, a z kolei należy zauważyć, że anhedonia, depresja pojawią się znacznie częściej u ludzi w podeszłym wieku. Nawet w dużych miastach ludzi będzie ubywać, a wyludnione i opuszczone wsie nie będą zasilać miejskich aglomeracji (jak kiedyś) młodymi i energicznymi, żądnymi kariery nowymi mieszkańcami.
Siła państwa będzie słabnąć. Już teraz liczba młodych mężczyzn w wieku poborowym stanowi ledwie 44.5% ich rówieśników z 1975. Wydatki na obronność będą musiały konkurować z wydatkami na opiekę nad osobami starszymi. Armia kraju, w którym ludzie powyżej 65 roku życia stanowią ponad 50% populacji, z założenia nie może być liczna i potężna. A z taką sytuacją możemy mieć do czynienia w Polsce już w latach 2070-2075.
Wraz ze spadkiem liczby ludzi i starzeniem się społeczeństwa znaczenie polskiej kultury i polskiego języka będzie się zmniejszać. Mniej będzie polskich książek, filmów i dzieł sztuki. Inaczej być nie może.
Polska obecnie przy stosunkowo dużej liczbie ludzi w wieku produkcyjnym (sięgającej 23.025) zdołała osiągnąć zadłużenie na poziomie 1312.5 mld złotych. Daje to 57 tysięcy złotych na obywatela w wieku produkcyjnym. Nic nie wskazuje na to, że zadłużenie będzie spadać. Nie ma takich znaków na ziemi i niebie, które by o tym świadczyły. Za lat 20 liczba ludzi w wieku produkcyjnym może spaść do 19 milionów, a wtedy zadłużenie na głowę pracującego przekroczy na pewno 100 tysięcy złotych, a być może 200 tysięcy – w zależności od tempa wzrostu zadłużenia. Są to kwoty niewyobrażalne. Jak zdołamy spłacić te długi i kto będzie to robił? Założenie niepoprawnych optymistów, że zrobią to za nas cudzoziemcy, jest, moim zdaniem, całkowicie nieuzasadnione. Ukraińcy mogą po prostu nie chcieć spłacać naszych zobowiązań, szczególnie, że mają swoje. Poza tym mogą nie być w stanie tego zrobić. Wystarczy również spojrzeć na demografię Ukrainy, by zauważyć, że kraj ten boryka się z jeszcze poważniejszymi problemami niż Polska. Od 4 lat rodzi się tam mniej dzieci niż w Polsce, choć Ukraina jest krajem wciąż ludniejszym niż nasz (w 2020 było to 293.5 tysiąca, a u nas 358 tysięcy), a przewaga zgonów nad urodzeniami trwa nieprzerwanie od 1991 roku.
Również nasze marzenia senne, jakie snuliśmy my czy nasi rodzice o zaludnieniu rodakami i w konsekwencji przejęciu (odzyskaniu) dawnych terenów Słowian Połabskich, czyli terenów dawnego NRD się nie spełnią. W latach siedemdziesiątych sytuacja demograficzna Polski była bardzo dobra i kontrastowała z ówczesnym NRD. Byliśmy społeczeństwem młodym na tle Europy. Tylko Albania, Malta i Słowacja były młodsze niż Polska. Obecnie starzejemy się szybciej niż wskazania przeciętnej europejskiej.
Wszystkie te kasandryczne analizy nie muszą się sprawdzić. Możemy zmienić bieg wydarzeń, trzeba tylko zmierzyć się z prawdą i otwarcie rozmawiać o naszej sytuacji, opierając się na faktach. Ignorowanie problemu czy chowanie głowy w piasek niczego nie da. Negatywne trendy da się zahamować i odwrócić. Jest to jak najbardziej możliwe.
Radomir Nowakowski