Od samych początków ruchu socjalistycznego i wysiłków odnowienia polityki interwencyjnej czasów przedkapitalistycznych, zarówno socjalizm, jak i interwencjonizm zostały zdyskredytowane w oczach znawców podstaw ekonomii. Idee rewolucjonistów znalazły jednak uznanie u większości ignorantów działających wyłącznie pod wpływem silnych namiętności: zazdrości i nienawiści.
Filozofia społeczna wieku Oświecenia, która utorowała drogę do realizacji liberalnego programu wolności ekonomicznej, wprowadzonej w życie w ekonomii rynkowej (kapitalizm), i do jego konstytucyjnego wytworu – rządów reprezentatywnych, nie sugerowała likwidacji trzech starych potęg: monarchii, arystokracji i kościoła. Europejscy liberałowie dążyli do zastąpienia władzy króla monarchią parlamentarną, a nie do stworzenia rządu republikańskiego. Chcieli znieść przywileje arystokratów, ale nie pozbawić ich tytułów, herbów i posiadłości. Byli chętni do rozdawania każdemu wolności sumienia i do zaniechania prześladowań opozycji i heretyków, oraz do dania wszystkim kościołom i ich odłamom, całkowitej wolności w dążeniu do celów duchowych. Wobec tego trzy wielkie potęgi „ancien regime’u” zostały zachowane. Można byłoby się spodziewać, że książęta, arystokraci i kler, którzy niezmordowanie głosili swój konserwatyzm, byli przygotowani do przeciwstawiania się atakowi socjalistów na podstawy cywilizacji zachodniej. Ostatecznie przecież zwiastuni socjalizmu nie uchylali się przed ujawnieniem, że pod totalitaryzmem socjalistycznym nie będzie miejsca dla tego, co nazywają oni pozostałością tyranii, przywilejów i zabobonu.
Jednakże nawet w tych uprzywilejowanych grupach uraza i zazdrość były silniejsze niż zdrowy rozsądek. W istocie rzeczy wielu z nich połączyło się z socjalistami nie zważając na to, że socjalizm dążył także do konfiskaty własności i że nie może być żadnej wolności religijnej w systemie totalitarnym.
Hohenzollern w Niemczech zapoczątkował politykę, którą pewien amerykański obserwator nazwał socjalizmem monarchicznym. Autokratyczni przedstawiciele Romanowych w Rosji bawili się związkami zawodowymi jak bronią do zwalczania „burżuazyjnych” wysiłków stworzenia reprezentatywnego rządu. W każdym europejskim kraju arystokracja właściwie współpracowała z wrogami kapitalizmu. Wszędzie wybitni teologowie starali się zdyskredytować system wolnej przedsiębiorczości, i w ten sposób pośrednio popierać albo socjalizm albo radykalny interwencjonizm. Niektórzy ze znanych przywódców ówczesnego protestantyzmu – Barth i Brunner w Szwajcarii, Niebuhr i Tillich w Stanach Zjednoczonych, były Arcybiskup Canterbury – William Temple – jawnie potępiali kapitalizm i nawet obciążali odpowiedzialnością za nadużycia rosyjskiego bolszewizmu rzekome błędy kapitalizmu.
Ktoś mógłby się zastanawiać czy Sir William Harcourt miał rację, gdy 60 lat temu oświadczył: teraz my wszyscy jesteśmy socjalistami; ale obecne rządy, partie polityczne, nauczyciele i pisarze, wojujący bezbożnicy na równi z chrześcijańskimi teologami, są prawie jednogłośni w odrzuceniu ekonomii rynkowej i uchwaleniu rzekomych zalet wszechmocnego państwa. Obecne pokolenie jest wychowane w środowisku fascynowanym ideami socjalizmu.
Wpływ pro-socjalistycznej ideologii ujawnia się w sposobie w jaki opinia publiczna, prawie bez wyjątku, tłumaczy przyczyny wstępowania ludzi do partii socjalistycznych lub komunistycznych. Mając do czynienia z polityką wewnętrzną zakłada się, że ci, którzy nie są bogaci „naturalnie” i „nieodzownie” sprzyjają radykalnym programom – planowaniu, socjalizmowi, komunizmowi – podczas gdy tylko bogaci mają powód do głosowania za zachowaniem ekonomii rynkowej. To założenie przyjmuje za pewnik podstawową ideę socjalizmu, że działalność kapitalizmu szkodzi interesom gospodarczym mas, przynosząc korzyści jedynie „wyzyskiwaczom”, i że socjalizm polepszy standard życia szarego człowieka.
Tymczasem, ludzie chcą socjalizmu nie dlatego, że wiedzą, że socjalizm zapewni im lepsze jutro, a odrzucają kapitalizm gdyż wiedzą, że jest to system przeciwny ich życiowym interesom. W rzeczywistości są socjalistami ponieważ wierzą, że socjalizm polepszy ich warunki bytu, a nienawidzą kapitalizmu ponieważ wierzą, że ich krzywdzi. Są socjalistami ponieważ są zaślepieni przez zawiść i ignorancję. Uparcie odmawiają studiowania ekonomii i odrzucają miażdżącą krytykę programów socjalistycznych przez ekonomistów, gdyż w ich oczach ekonomia będąca teorią abstrakcyjną, jest zwykłym nonsensem. Udają, że wierzą tylko w doświadczenie; jednak niemniej uparcie odrzucają przyjęcie do wiadomości niezaprzeczalnych faktów takich jak ten, że standard życiowy przeciętnego człowieka jest nieporównywalnie wyższy w kapitalistycznej Ameryce niż w socjalistycznym raju sowieckim.
Rozważając sytuację w krajach ekonomicznie zacofanych ludzie wykazują to samo błędne rozumowanie. Myślą, że mieszkańcy tych krajów, ponieważ są dotknięci biedą, muszą „oczywiście” sympatyzować z komunizmem. Oczywiste jest, że biedne kraje chcą się wyzwolić z niedostatku. Ich mieszkańcy mając na celu polepszenie warunków gospodarczych winni więc przyjąć taki system społeczno-ekonomiczny, który najlepiej zagwarantuje osiągnięcie tego celu; czyli, logicznie rzecz biorąc, zdecydować się na kapitalizm. Tymczasem, zbałamuceni przez fałszywe idee antykapitalistyczne, są oni przychylnie nastawieni do komunizmu. Jest oczywiście paradoksem, że przywódcy owych krajów, rzucają metody, które uczyniły Zachód bogatym, a bywają oczarowani sowietyzmem, który jest odpowiedzialny za utrzymywanie Rosjan i ich satelitów w biedzie. Jeszcze większym paradoksem jest to, że są Amerykanie, którzy korzystając z wytworów wielkiego biznesu kapitalistycznego, chwalą system sowiecki i uważają za „zupełnie naturalne”, że biedne kraje Azji i Afryki powinny przedkładać komunizm nad kapitalizmem.
Ludzie mogą zgadzać się, lub nie, z tym czy każdy powinien poważnie studiować ekonomię. Jedna rzecz jest jednak pewna: człowieka, który publicznie mówi i pisze o przeciwieństwach między kapitalizmem a socjalizmem, a nie zapoznał się dokładnie z tym, co ekonomia ma do powiedzenia o tych systemach, nie należy brać poważnie.