Od dłuższego czasu kapitalizm poddawany jest krytyce ze strony lewicy. Po upadku Związku Sowieckiego wymyślono nowy argument, a mianowicie, że kapitalizm produkuje zbyt wiele dóbr materialnych. Oskarżenie to, jak na ironię, pochodziło zawsze ze strony rodu Guccich, który to ród najwięcej akurat czerpał z tego, co system rynkowy miał do zaoferowania. Teraz jednak podobne ataki nadchodzą, co jest bardzo dziwne, z prawej strony. Twierdzi się, że rynek jest zagrożeniem dla rodziny, stosunków międzyludzkich, wartości, uczciwości i prawości. Natomiast programy rządowe, takie chociażby, jak program opieki społecznej, uważane są za prorodzinne.
Zarówno wolność, o którą chodzi głównie w kapitalizmie, jak i uczciwość są dziś z lubością atakowane. Rząd zabiera i wydaje mniej więcej połowę dochodu narodowego. Co więcej, różne ustawy rozszerzają władzę państwa w każdej właściwie sferze ludzkiego życia. Coraz więcej zależeć zaczyna od decyzji urzędników.
Z dnia na dzień uczciwość również zdaje się tracić grunt pod nogami. Dowodów na upadek tej wartości jest dość dużo w kręgach politycznych przywódców Ameryki. Niewiele lepiej jest gdzie indziej, ponieważ upadek, tak społeczeństwa jak i rodziny postępuje w szybkim tempie. Niestety, problem się komplikuje gdyż byli zwolennicy wolności i uczciwości zaczynają stawać po przeciwnych stronach barykady, traktując się często jako antagonistów, a często jako permanentnych przeciwników. W końcu – sugerują oni – nie można maksymalizować obu, tj. wolności i uczciwości, lecz należy skoncentrować się tylko na jednej z tych wartości, drugą zaś zarzucić, bądź systematycznie ograniczać.
Błędem byłoby jednak przypuszczać, że należy poświęcić jedną wartość dla drugiej. Wolność i uczciwość wzajemnie się uzupełniają. Oznacza to, że wolność, czyli prawo dokonywania wyboru w sposób nieograniczony rządowymi regulacjami, jest warunkiem niezbędnym dla uczciwości. Uczciwość natomiast jest konieczna dla przetrwania wolności.
Uczciwość nie istnieje bez wolności, bez prawa do podejmowania wyborów moralnych. Wymuszone akty dostosowywania się do jakiejś moralnej normy, jak dobra by ona nie była, nie reprezentują uczciwości. Dostosowywanie się do tej normy musi być dobrowolne.
Istnieją jednakże sytuacje, w których przymus jest absolutnie konieczny – przede wszystkim w przypadku ochrony praw innych, poprzez narzucenie międzyosobowego kodu moralnego regulującego relacje między ludźmi. Oczywistym przykładem jest prawo karne.
Oczywiście dzisiejsza Ameryka nie wydaje się być miejscem szczególnej uczciwości. Ale również w historii i teologii chrześcijańskiej nie brak dowodów na to, że natura ludzka pozbawiona była tej cnoty. „Nikt nie jest prawy, ani jeden”, pisał św. Paweł w jednym z listów cytując Psalmy. Wyjaśnia to konieczność niezwykłego planu zbawienia.
Czego rząd nie może robić
Rząd dowiódł, że nie jest szczególnie dobrym nauczycielem jeśli chodzi o uczciwość. Państwo jest efektywne w przypadku prostych zadań, takich jak zabijanie ludzi czy zamykanie ich do więzień. O wiele mniejsze sukcesy odnosi ono na polu przekształcania świadomości jednostki. Nawet gdyby można było wdrożyć prawa bez konieczności zmiany obecnej etyki moralnej Ameryki, rezultatem byłby uczciwszy naród. Być może mniej byłoby jawnych aktów niemoralności, ale nie byłoby zmiany w ludzkich sercach. Powstrzymywanie ludzi siłą przed oszukiwaniem nie czyni ich automatycznie uczciwymi, prawymi i dobrymi. Krótko mówiąc, poprawienie wizerunku to jedno, a poprawienie kręgosłupa moralnego społeczeństwa to drugie.
Robienie ludzi uczciwymi na siłę, samo społeczeństwo uczyniłoby mniej uczciwym na trzy istotne sposoby:
– jednostki straciłyby możliwość wypracowania w sobie uczciwości. Nie byłyby już zmuszone stawiać czoła pokusom ani wybierać pomiędzy dobrem a złem. Takie podejście do zagadnienia mogłoby uczynić ich życie łatwiejszym, ale oni nie byliby uczciwsi, społeczeństwo zaś w rezultacie ucierpiałoby. Dylemat ten ukazuje paradoks chrześcijaństwa: Bóg miłości stwarza człowieka; dostarcza mu środków niezbędnych do zbawienia, a jednocześnie zezwala mu wybrać między czynieniem zła lub dobra.
– nadanie rządowi obowiązku promowania uczciwości zmienia inne instytucje, takie jak rodzina czy Kościół, wysysając z nich życie. Prywatnym instytucjom społecznym łatwiej jest polegać na sile wymuszania aniżeli np. używać perswazji w celu rozwiązania problemu. Co więcej, prawo jest lepsze w maskowaniu niemoralności niż w eliminowaniu jej. W rezultacie problemy moralne stają się mniej wyraźne, a ludzie mogą przestać czuć dyskomfort.
– czynienie rządu moralnym strażnikiem owocuje nadużywaniem zdobywania władzy przez większość lub też wpływowe mniejszości. Jeżeli cokolwiek jest pewnego w tym życiu, jest to fakt, że człowiek jest istotą grzeszną. Na dodatek wynik tego grzechu jest spotęgowany posiadaniem i użyciem władzy wymuszania. Oczywiście posiadacze tej władzy mogą czynić dobro, ale jak pokazuje historia, najbardziej prawdopodobne jest, że uczynią zło. Na początku ich intencje mogą być jak najlepsze, ale to nie powstrzymuje ich od nagłego zwrotu od przyjaznej rodzinie opieki społecznej do wymuszającego schematu, chylącego się ku katastrofie finansowej.
Ponieważ tradycyjny konsensus chrześcijański Ameryki rozsypuje się, możemy prawdopodobnie być świadkami promowania alternatywnych poglądów moralnych. Będzie to możliwe wówczas, gdy rząd otrzyma władzę formowania dusz siłą, w celu „promowania uczciwości”. Pomimo najlepszych intencji zwolenników państwa modelującego dusze, istnieje duże prawdopodobieństwo, że rząd taki skończy oddawaniem czci czemuś innemu, aniżeli tradycyjnej moralności. Mało prawdopodobne, by nie-wolne społeczeństwo miało być uczciwym.
Ostatecznie ludzie powinni tolerować wypadki i upadki, a nawet poważne odstępstwa od uczciwości swoich sąsiadów tak długo, dopóki te nie są uciążliwe dla innych. Bogu natomiast winni zostawić przywilej karania za większość grzechów.
To, że rząd może zrobić niewiele by pomóc nie oznacza, że nie ma niczego, czego by nie powinien robić. Byłoby rozsądniej gdyby urzędnicy publiczni zaadoptowali jako swoją maksymę: „Po pierwsze, nie robić krzywdy”. Choć powszechny upadek moralny najbardziej widoczny w wielkich miastach ma wiele przyczyn, polityka rządu pogorszyła ten problem na każdym prawie poziomie. Rządy poprzez politykę podatkową karzą zarówno za małżeństwo, jak i za oszczędność. Państwo poświęciło lata usiłując wyrugować nie tylko praktyki religijne, ale również wartości religijne z sektora publicznego. Zmonopolizowana szkoła publiczna jest przeciwna edukacji moralnej.
Sama wolność jednak nie wystarczy. Podczas gdy wolność jest ostatecznym celem politycznym, nie jest ona najważniejszym celem w życiu człowieka. Co więcej – liberalny, w sensie klasycznym, ekonomiczny i polityczny system jest najlepszym z możliwych i będzie on działał najlepiej jeśli umiejscowimy go w uczciwym otoczeniu społecznym. Uformowanie tego otoczenia wymaga wysiłku, włączając w to presję społeczną nałożoną na nieuczciwych przedsiębiorców.
Ci, którzy wierzą w wolne i uczciwe społeczeństwo stoją twarzą w twarz z poważnym wyzwaniem w nadchodzących latach. Ale poprzez stawianie wolności i uczciwości przeciw sobie, nie pomożemy żadnej z nich. Jedna bez drugiej po prostu nie przetrwa.
Doug Bandow
Tłum. Agnieszka Łaska.
Tekst publikujemy za zgodą The Foundation for Economic Education i dzięki Polish-American Foundation for Economic Research and Education Pro Publico Bono. Pierwotnie opublikowany w 2001 roku.