którą wygłosił, opuszczając stanowisko Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki
Przedmowa Jana Kubania, prezesa PAFERE, do uzupełnionego wydania internetowego z roku 2020.
Oddajemy w Państwa ręce list pożegnalny napisany przez 64 letniego Jerzego Waszyngtona, który po 20 latach pełnienia służby publicznej dla dobra Stanów Zjednoczonych postanowił wycofać się z polityki. Jerzy Waszyngton (1732-1799) to amerykański generał, polityk, mąż stanu, wódz naczelny Armii Kontynentalnej (1775–1784), deputowany do Kongresu Kontynentalnego, pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych (1789–1797). Jest uważany za jednego z najwybitniejszych Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Pożegnalna mowa pierwszego prezydenta jest próbą ostrzeżenia Amerykanów przed zagrożeniami politycznymi oraz radą w jaki sposób należy ich unikać, by pozostać wiernym wyznawanym wartościom. Bycie, przez tak długi okres, centralną osobą w wirze historycznych wielkich wydarzeń niewątpliwie przyczyniło się do głębokiego zrozumienia przez Waszyngtona procesów społecznych, w tym mechanizmów rządzenia. I tą właśnie wiedzą chce się Waszyngton podzielić ze swoimi rodakami. A mechanizmy te są uniwersalne i ponadczasowe, co sprawia, że nie tylko Amerykanie mogą skorzystać z rad swego byłego prezydenta.
Niektóre z tych mechanizmów, te negatywne, nieuchronnie prowadzą społeczeństwa do napięć wewnętrznych, zapaści gospodarczych, tyranii lub wojen. Życie społeczne jest arcyskomplikowane, a prostych recept nie ma. Jak zatem sprostać wyzwaniom? Według Waszyngtona o wolność każdy z obywateli musi aktywnie dbać, a rządzący powinni przestrzegać kilku, fundamentalnych zasad.
Przesłanie choć napisane ponad 200 lat temu jest nadal aktualne. Jest aktualne, bo ludzkość nie wyciąga żadnych wniosków z kryzysów społecznych i wojen – żadnych. Wszystko niestety, jak zaklęta mantra, się ciągle powtarza. A główną tego przyczyną jest, jak ujął to Waszyngton: umiłowanie (czytaj żądza – przyp. JK) władzy i skłonności do jej nadużywania.
Z problemami technicznym ludzkość radzi sobie wspaniale, w społecznych niestety ugrzęzła i nie potrafi z nich wyjść. Ciągle powtarzają się jak, jakieś przeklęte, perpetuum mobile. Przesłanie Waszyngtona jest uniwersalne, i dotyczy nie tylko Amerykanów, lecz wszystkich ludzi na świecie. Żywię nadzieję, że ponowna jego publikacja poruszy serca wielu ludzi i że dołączą oni do budowania lepszego społeczeństwa.
Zaangażujmy się w to!
06.10.2020 r.
Jan Kubań
Prezes PAFERE,
Twórca Fizyki Życia
Przedmowa Edmunda Chambersa do polskiego tłumaczenia z 1920 wydanego staraniem Związku Młodzieży Chrześcijańskiej.
Tłumaczenie to kończy się na akapicie zaczynającym się od słów: Zachowujcie dobrą wiarę i sprawiedliwość wobec wszystkich narodów…
Wielu ludzi myśli, że zaniepokojenia i wątpliwości, które panują obecnie w Polsce, są jedynymi swego rodzaju w historii świata. Kto choć trochę jednak wgłębi się w historię, ten zrozumie, że te wady społeczne, nad którymi bolejemy i te niepewności, które wciąż niemało nam sprawiają kłopotu w ocenianiu wartości chwili – nawet same pokusy pojedynczego człowieka – są tylko objawami przejściowego ustroju społecznego na drodze rozwoju wolności.
Pożegnalna mowa Jerzego Waszyngtona pokazuje, że Stany Zjednoczone rozpoczęły swój byt w podobnej epoce słabości i niepewności względem swej przyszłości – właśnie tak, jak Rzeczpospolita Polska. Jednak potrafiły się one wydobyć z bagna i stanąć na stopie wysokiej kultury, znającej swą siłę, tj. zupełną wolność jednostek, które żywią równocześnie należyte uszanowanie dla prawa państwa. Pojednanie tych dwóch zadań jest właśnie zagadnieniem chwili dla mężów stanu w Polsce. Mowa starego bohatera Ameryki pokazuje całemu narodowi drogę, którą trzeba iść do zupełnej wolności. Zdaje mi się, że trzeba dzisiaj szczególniej zapamiętać słowa gorącego patrioty i zastosować nasze różne zapatrywania, nasze spory partyjne i nasze osobiste ambicje do górnolotnych słów przez niego wygłoszonych.
06.10.1920 r.
Edmund Chambers
Sir Edmund Kerchever Chambers
angielski krytyk literacki i szekspirolog
* * *
Pożegnalna mowa Jerzego Waszyngtona,
którą wygłosił, opuszczając stanowisko Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki
Tłumaczenie: Związku Młodzieży Chrześcijańskiej 1920 r. i Dawid Świonder 2020 r.
Wyróżnienia pochodzą od redakcji PAFERE.
Przyjaciele i Obywatele,
Jako że zbliża się dzień, w którym wybierzecie obywatela mającego stanąć na czele władzy wykonawczej Stanów Zjednoczonych – wszak czas już, abyście przemyśleli, kogo obdarzycie tak ważkim zaufaniem – uważam za stosowne, a zapewne i sprzyjające dosadniejszemu wyrażeniu opinii publicznej, powiadomić Was o podjętym przez siebie postanowieniu, iż nie dołączę do grona tych, spośród których dokonacie owego wyboru.
Proszę Was jednocześnie, abyście uszanowali tę decyzję, i zapewniam, że podjąłem ją po dokładnym namyśle, uwzględniwszy wszelkie okoliczności wynikające z więzi łączącej oddanego obywatela z jego krajem, oraz że rezygnując z owej posługi, co w tejże sytuacji zasugerować by mogło milczenie z mojej strony, bynajmniej nie kierowałem się brakiem wiary co do Waszego przyszłego powodzenia tudzież niewdzięcznością za okazaną mi dotychczas dobroć, lecz całkowitym przekonaniem, iż akt ten w pełni harmonizuje z jednym, jak i drugim.
Przyjęcie i kontynuowanie dotychczasowego urzędu, na który dwukrotnie mnie wybraliście, było jednorodną ofiarą polegającą na ważeniu tego, czego wymaga pełniona służba i poszanowaniu tego, co jawiło się jako Wasze pragnienie1. Nieustannie żywiłem przy tym nadzieję, iż w mocy mojej będzie – zgodnie z powodami, których nie miałem możności wyjawić – powrócić w stan spoczynku, z którego, przy mojej skwapliwości, uprzednio mnie wywołano. Umożliwiająca mi pełnienie służby siła, kierująca mną od pierwszej do ostatniej elekcji, skłoniła mnie nawet do sporządzenia orędzia mającego obwieścić Wam takową decyzję, jednakże głębsza refleksja nad zagmatwanym i krytycznym stanem naszych relacji z innymi narodami, a także jednogłośna rada osób z kręgu mego zaufania, skłoniły mnie do porzucenia owego zamiaru.
Cieszę się, że Wasze obawy, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne, nie stawiają już pełnienia owej służby w niezgodności z poczuciem obowiązku czy przyzwoitości; jestem też przekonany, niezależnie od wszelkiej stronniczości żywionej wobec mojej służby, iż w obecnej sytuacji naszego kraju zaakceptujecie moje postanowienie o przejściu w stan spoczynku.
Uczucia, z jakimi przyjąłem to ogromne zaufanie po raz pierwszy, wyjaśniłem już przy innej okazji. Wraz ze złożeniem urzędu pragnę rzec jedynie, iż, powodowany dobrymi intencjami, przyczyniłem się do zbudowania organizacji i administracji rządu w sposób najlepszy, na jaki pozwolił mi mój omylny osąd. Od samego początku świadom byłem niedostatku moich kwalifikacji, doświadczenie zaś sprawiło, że, w moim własnym mniemaniu, a być może zwłaszcza w mniemaniu innych, jąłem wątpić w swe zdolności tym bardziej; z każdym dniem zaś ciężar kolejnych lat coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, iż moje przejście w stan spoczynku jest rzeczą tak konieczną, jak i upragnioną. Przekonany, że jeżeli jakiekolwiek okoliczności przydały mojej służbie szczególnej wartości, miały charakter li tylko tymczasowy, pocieszam się myślą, że chociaż rozsądek i rozwaga podpowiadają mi, by zejść ze sceny politycznej – patriotyzm bynajmniej mi tego nie wzbrania.
W oczekiwaniu na moment, w którym wycofam się ze służby publicznej, nie mogę jednocześnie zignorować głębokiego poczucia wdzięczności, jakie żywię wobec mego umiłowanego kraju za uraczenie mnie tak licznymi zaszczytami; za niezłomną pewność, z jaką mnie wspierał; a także za okazje, kiedy to mogłem okazać swe niezachwiane przywiązanie poprzez wierną i rozważną, choć w swej użyteczności nierównającą się mej gorliwości, służbę. Jeśli zaś służba ta okazała się z korzyścią dla naszego kraju, niechaj na zawsze zapamiętane będzie, ku waszej pochwale, a także jako pouczający przykład w naszych kronikach, że pomimo okoliczności, w których podburzane z każdej strony pod niejednokrotnie wątpliwymi pozorami emocje mogły zwodzić na manowce, mimo zmiennych i zniechęcających kolei losu czy sytuacji, kiedy to nierzadko pragnienie powodzenia przybierało oblicze krytycyzmu, stałość Waszego wsparcia była fundamentem podejmowanych przeze mnie wysiłków oraz gwarancją planów, które poprzez owe starania realizowałem. Dogłębnie przejęty tą ideą, pielęgnować ją będę aż do mej śmierci jako silną zachętę do nieustających modlitw, aby niebiosa niezmiennie obdarzały Was najprzedniejszymi dowodami swego miłosierdzia; aby Wasza jedność i braterska miłość trwała wiecznie; abyście z nabożną czcią utrzymali tę Konstytucję wolności, będącą wszak dziełem Waszych rąk; aby wykonywanie jej postanowień było pod każdym względem naznaczone mądrością i cnotą; aby, krótko mówiąc, szczęście narodu Stanów, budowane pod auspicjami wolności, zostało urzeczywistnione w pełni poprzez na tyle staranne i rozważne spożytkowanie tego błogosławieństwa, jakim jest owa wolność, iż ludowi naszemu przypadnie chwała głoszenia jej ku radości, umiłowaniu i akceptacji ze strony nacji, które jeszcze jej nie poznały.
W tym miejscu powinienem zapewne zakończyć. Jednakże troska o Wasze dobro, która zgasnąć może jedynie wraz z mą śmiercią, a także naturalnie wynikająca z owej troski obawa przed niebezpieczeństwem, skłaniają mnie w związku z niniejszą okazją, by poddać pod Waszą najgłębszą rozwagę oraz stałą ocenę pewne spostrzeżenia będące owocem długiego namysłu i niepomniejszych obserwacji, a jawiące mi się jako ważne z punktu widzenia Waszej wierności jako narodu. Pozwolę sobie omówić je ze skądinąd większą swobodą, jako że stanowić będą jedynie bezstronne ostrzeżenie żegnającego się z Wami przyjaciela, pozbawionego wszelkiego osobistego interesu w tym, aby nadać im jakiegokolwiek tendencyjnego charakteru. Nie mogę też nie wspomnieć, jako zachętę, abyście mnie wysłuchali, o tym, z jaką serdecznością przyjęliście moje przemyślenia, oznajmione niegdyś przy zgoła podobnej okazji.
Żadne pouczenie z mojej strony nie jest przy tym konieczne, by umocnić czy utwierdzić to przywiązanie, to umiłowanie wolności, które tak głęboko jest zakorzenione w Waszych sercach.
Jedność rządu, która czyni z Was jeden naród, stała się Wam rzeczą drogą – i słusznie, albowiem umocniła ona Waszą prawdziwą niezależność oraz zapewniła Wam spokój wewnętrzny, pokój z sąsiadami, bezpieczeństwo i powodzenie, a przede wszystkim Wolność, którą tak wysoko cenicie. Jak łatwo jest jednak przewidzieć, iż z różnych przyczyn i kierunków wiele trudów i wybiegów będzie podejmowanych, aby osłabić Wasze przekonanie co do tej prawdy – jako że stanowi ona właśnie ten punkt Waszej politycznej fortecy, w który działa wrogów wewnętrznych i zewnętrznych uderzać będą najdłużej i najuporczywiej (aczkolwiek często podstępnie i zdradliwie) – tak w sposób nieustanny powinniście właściwie cenić, jak niezmierną wartością jest dla Waszego zbiorowego i indywidualnego szczęścia Wasza narodowa jedność. Pielęgnujcie zatem swoje przywiązanie do niej, aby cechowało się serdecznością, zwyczajowością i niewzruszonością; niechaj wejdzie Wam w nawyk myśleć o niej i mówić tak, jakby była gwarancją Waszego politycznego bezpieczeństwa i dobrobytu. Strzeżcie jej z niespokojną podejrzliwością i sprzeciwiajcie się wszelkim sugestiom porzucenia jej, z oburzeniem traktując każdą próbę oderwania jakiejkolwiek części naszego kraju od jego reszty bądź osłabienia owych uświęconych więzi, którymi jest spojony.
Niechaj motywuje Was ku temu wzajemna sympatia i interes. Obywatele z urodzenia lub przez wybór wspólnej ojczyzny – ojczyzna ta ma prawo skupiać Wasze uczucia. Imię Amerykanina Wam przyznane wskutek Waszych narodowych zdolności musi zawsze wzbudzać słuszną dumę patriotyczną w większym stopniu, niż jakikolwiek tytuł powstały z racji lokalnych różnic. Z niewielkimi odcieniami różnic posiadacie wszyscy tę samą religię, przyzwyczajenia, obyczaje i zasady polityczne. Walczyliście dla wspólnego celu i razem święciliście tryumfy. Niezależność i swoboda, jakie posiadacie, są dziełem Waszych wspólnych rad i wysiłków, wspólnych niebezpieczeństw, cierpień i wspólnych powodzeń.
Jakkolwiek silnie rozważania te odwołują się do waszej wrażliwości, znacznie większą moc oddziaływania mają jednak te, które odnoszą się bezpośrednio do waszego interesu. To w nim każda część naszego kraju odkrywa najsilniejszą motywację, by troskliwie strzec i dbać o unię jako całość.
Pod ochroną równych praw wspólnego rządu, Północ, w swym nieskrępowanym obcowaniu z Południem, odnajduje w jego produktach wielką masę dodatkowych zasobów w postaci wyrobów przedsiębiorstw morskich i handlowych oraz cennych materiałów przemysłu wytwórczego. W ramach tegoż obcowania również Południe, przy pośrednictwu Północy, doświadcza rozwoju swego rolnictwa oraz handlu. Dzięki częściowemu otwarciu swoich szlaków morskich dla marynarzy z Północy dokonało ono ożywienia własnej żeglugi; pomimo rozmaitych metod, za pomocą których Południe przyczynia się do rozkwitu i rozrostu ogólnej skali krajowej żeglugi, nadal zabiega ono o ochronę swych wód, której nie jest w stanie samo sobie zapewnić. Dzięki podobnej relacji z Zachodem Wschód zyskał, a wraz z postępującą rozbudową krajowych szlaków wodno-lądowych zyska kolejne, cenne rynki dla dóbr sprowadzanych z zagranicy lub wytwarzanych w kraju. Zachód nie tylko pozyskuje od Wschodu zasoby potrzebne dla jego rozwoju i komfortu, lecz, co zapewne ważniejsze, z konieczności zawdzięcza istnienie rynków zbytu swoich własnych produktów wadze, wpływowi i przyszłej sile marynarki funkcjonującej po atlantyckiej stronie Unii, kierowanej przez niepodzielną wspólnotę interesów całej nacji. Jakakolwiek inna racja, z tytułu której Zachód mógłby utrzymać tę istotną przewagę – niezależnie od tego, czy byłaby oparta na jego własnej, osobnej sile bądź na odszczepieńczym, nienaturalnym związku z obcym mocarstwem – byłaby z konieczności i w sposób immanentny zagrożeniem.
Skoro zatem każda część naszego kraju odczuwa bezpośrednie i szczególne przywiązanie do unii, razem wzięte odnajdą one w jedności powziętych środków i wysiłków większą siłę i zasobność, odpowiednio większe bezpieczeństwo przed zagrożeniem z zewnątrz, a także gwarancję rzadszego zakłócania ich spokoju przez obce nacje. Wartością jednak najbardziej nieocenioną jest to, iż muszą one, w oparciu o unię, szukać drogi wolnej od swarów i wojen między sobą – tak często nękających przecież kraje sąsiednie, niepowiązane ze sobą tym samym rządem – do wywołania których wystarczającym przyczynkiem byłaby już sama rywalizacja między nimi, zaogniana i pogłębiana dodatkowo przez zawierane przez nie przeciwstawne sojusze zagraniczne, sympatie i intrygi. Stąd kraj nasz powinien wystrzegać się tworzenia przerośniętych armii, które niezależnie od formy rządu stanowią zagrożenie dla wolności, a w szczególności – dla wolności republikańskiej. W tym właśnie sensie należy postrzegać Waszą unię jako fundament Waszej wolności oraz rozumieć, że umiłowanie jednej powinno zagrzewać Was do ochrony drugiej.
Rozważania te wybrzmiewają przekonującym głosem dla każdego umysłu skłonnego do refleksji i cnoty, ponadto też ukazują ciągłość Unii jako naczelnego obiektu uczuć patriotycznych. Czy możemy wątpić w to, że wspólny rząd zdoła objąć sobą tak rozległy obszar? Niechaj o tym zdecyduje doświadczenie. Kierowanie się jedynie spekulacją w takiej sprawie jest zbrodnią. Mamy podstawy sądzić, że właściwa organizacja takiego rządu, przy wsparciu ze strony odpowiednich jednostek niższego szczebla, zagwarantuje powodzenie owego eksperymentu. Sprawa ta jest wszak całkowicie warta tego typu uczciwego i pełnowymiarowego eksperymentu. Z racji tak silnych i oczywistych intencji umocnienia unii, mającego przełożenie na cały nasz kraj – o ile doświadczenie nie wykaże jej niepraktyczności – wątpienie w patriotyzm tych, którzy z tej czy innej strony będą próbowali ją osłabić, zawsze będzie rzeczą zasadną.
Gdy zastanowić się nad czynnikami mogącymi zachwiać naszą Unią, poważną obawą powinno napawać nas określanie charakteru partii poprzez ich przynależność geograficzną – północną lub południową, atlantycką lub zachodnią – oraz związane z tym próby podsycania przekonania o rzekomej różnicy interesów i poglądów dzielącej poszczególne obszary. Jedną z doraźnych metod stosowanych przez partie do pozyskiwania wpływów w określonych okręgach jest fałszywe przedstawianie opinii i celów innych okręgów. Należy być zawsze czujnym wobec zazdrości i zawiści, jakie zrodzić się mogą z owych kłamstw, czyniących obcymi wobec siebie tych, których łączyć powinna braterska więź. Przekonali się o tym nie tak dawno mieszkańcy Zachodniej części naszego kraju. Na przykładzie negocjacji traktatu z Hiszpanią prowadzonych przez Egzekutywę oraz jednomyślnej jego ratyfikacji przez Senat, a także powszechnego w całych Stanach Zjednoczonych zadowolenia z tegoż wydarzenia, przekonali się bowiem dobitnie o tym, jak bezpodstawne były rozsiewane wśród nich wątpliwości względem polityki rządu ogólnego i stanów atlantyckich, rzekomo niesprzyjającej ich interesom związanym z Missisipi. Byli oni świadkami sformułowania dwóch traktatów, z Wielką Brytanią i z Hiszpanią, które – gdy chodzi o ich dobrobyt – zapewniły im wszystko, czego mogli zapragnąć w ramach naszych relacji zagranicznych. Czyż, pragnąc zachować owe korzyści, nie będzie mądrością z ich strony polegać na Unii, która to wystarała się o nie? Czyż nie postąpią słusznie, jeśli nie usłuchają tych, o ile tacy się znajdą, którzy radzi byliby raczej oddzielić ich od swych braci i zbliżyć ku obcym?
Aby zachować sprawność i trwałość Waszej Unii, niezbędny jest ku temu rząd stojący na jej czele. Nie zastąpi go żaden sojusz, jakkolwiek ścisły, między poszczególnymi częściami kraju – układ taki z konieczności ulegałby zakłóceniom i naruszeniom, jakim ulegały wszelkie sojusze od niepamiętnych czasów. Wyczuleni na tę doniosłą prawdę, wykonaliście następny krok ku udoskonaleniu swej pierwotnej konstytucji i przyjęliście nową, która w sposób bardziej przemyślany zacieśnia unię i zapewnia skuteczniejsze kierowanie Waszymi wspólnymi sprawami. Tenże rząd, będący owocem Waszego niezależnego i niepowodowanego lękiem wyboru, ustanowiony po głębokim i dojrzałym namyśle, całkowicie wolny w swych zasadach i w podziale swoich uprawnień, łączący bezpieczeństwo z siłą, a także podlegający sam z siebie prawu ku swej własnej poprawie, ma pełną słuszność oczekiwać Waszej ufności i wsparcia. Poszanowanie jego autorytetu, przestrzeganie jego praw i zgoda na stosowane przezeń środki to obowiązki, których źródło odnajdziemy w fundamentalnych maksymach dotyczących prawdziwej wolności. Podstawą naszego ustroju politycznego jest prawo narodu do ustanawiania i zmieniania konstytucji. Należy mieć przy tym na uwadze to, iż obowiązująca w danym momencie konstytucja – dopóki nie zostanie zmieniona poprzez wyraźny i szczery akt woli całego narodu – wiąże wszystkich uświęconym obowiązkiem. Już z samej bowiem idei władzy i prawa narodu do ustanowienia rządu wynika obowiązek każdego obywatela do podporządkowania się takiemu ustanowionemu rządowi.
Wszelkie przeszkody dla uskutecznienia Waszych praw i związki powstałe pod jakimkolwiek pozorem, aby szkodzić, śledzić i przeciwdziałać pracy przez Was uznanych władz, są zgubne w swojej podstawowej zasadzie. Służą bowiem organizacji stronnictwa, nadają mu sztuczną i niezwykłą siłę, pragną zastąpić wybraną wolę narodu przez wolę mniejszości partyjnej i zależnie od zmiennych tryumfów poszczególnych stronnictw uczynić rząd publiczny zwierciadłem niezgranych i niedorzecznych projektów jakiejś partii raczej, niż wykonawcą zgodnych i zdrowych planów, przetrawionych przez radę ogółu i ukształtowanych według wzajemnych potrzeb.
Jakkolwiek słuszne dla urzeczywistnienia celów powszechnych wydawałyby się takie związki w danej chwili, wraz z biegiem czasu i rzeczy staną się one potężnymi narzędziami, za pomocą których podstępni, spragnieni władzy, pozbawieni zasad ludzie zyskają sposobność, by obalić władzę ludu i przechwycić stery rządu, a następnie zniszczyć owe narzędzia, które wyniosły ich ku tej niezasłużonej pozycji.
Dla zabezpieczenia Waszego rządu i dla ciągłości obecnego dobrobytu konieczne jest nie tylko uporczywe odrzucanie wszelkiego oporu stawianego jego władzy, lecz również utrzymanie wśród Was ducha odrodzenia i wiary w Wasze zasady. Jedna z metod działania naszego wroga może polegać na wprowadzeniu takich zmian w naszej konstytucji, które nadwyrężyłyby nasz ustrój poprzez podminowanie tego, czego nie da się bezpośrednio obalić. Przy wprowadzaniu reform należy pamiętać, że czas i zwyczaj są niezbędnymi czynnikami rozwoju rządu i jego instytucji oraz stanowią najpewniejszą miarę świadczącą o realnej podstawie istniejącej formy rządu danego kraju. Łatwość przyjmowania reform, których celowość opiera się jedynie na przypuszczeniach, powoduje ciągłą zmianę, wynikającą z ciągłej różnorodności tychże przypuszczeń. Należy przy tym szczególnie pamiętać, że dla skutecznej dbałości o wspólne interesy, w kraju tak rozległym jak nasz, rząd musi cechować się prężnością licującą z pełnym zabezpieczeniem wolności. Wolność będzie zabezpieczona w takim rządzie, gdzie władze będą umiejętnie rozdzielone i przyznane. Tam zaś, gdzie rząd jest zbyt słaby, by oprzeć się partyjniactwu, ująć postępowanie obywateli w ryzy praworządności i zagwarantować wszystkim bezpieczeństwo i spokój korzystania z ich praw dotyczących tak sfery osobistej, jak i własności – panuje ona tylko z nazwy.
Dałem już Wam do zrozumienia, z jakim niebezpieczeństwem łączy się rozdzielenie ludności Stanów na partie, szczególnie wtedy, kiedy się uwzględni różnice geograficzne. Pragnę teraz, spoglądając na problem w sposób bardziej wszechstronny, przestrzec Was solennie przed zgubnymi wpływami ducha partyjnego.
Ducha tego, niestety, nie sposób oddzielić od naszej natury, albowiem korzeniami swymi sięga najsilniejszych uczuć zalegających w ludzkim umyśle. Jego oddziaływanie przejawia się rozmaicie we wszystkich formach rządów, w sposób mniej lub bardziej stłumiony, opanowany czy wyparty. Jednakże to właśnie w ustrojach powszechnych dostrzec go można w całej okazałości – i jako taki jest on największym zagrożeniem owych rządów.
Chociaż nie spodziewamy się, że znajdziemy się w aż tak skrajnej sytuacji (aczkolwiek zawsze powinniśmy wystrzegać się takiej możliwości), powszechna i niezmienna szkodliwość ducha partyjniactwa stanowi dostateczny powód, aby mądry naród bacznie mu się przyglądał i uczynił swoim obowiązkiem ograniczenie go.
Partyjność zawsze zaciemnia opinię publiczną, przez co osłabia władzę administracyjną, wzbudza namiętności w społeczeństwie rozsiewaniem nieugruntowanych pogłosek, rozjątrza zawziętość pomiędzy partiami, szerzy powstania i rozruchy. Otwiera ona drzwi obcym wpływom i zepsuciu, które znajdują łatwy dostęp do samego rządu dzięki namiętnościom partyjnym. Tym sposobem sztuka rządzenia i wola jednego kraju zostaje podporządkowana woli i polityce innego.
Panuje opinia, jakoby partie w wolnych krajach stanowiły użyteczne narzędzie kontroli administracji rządowej i przyczyniały się do podtrzymania ducha wolności. Do pewnego stopnia jest to zapewne prawda – wszak w przypadku rządów monarchicznych patriotyzm skłaniałby do postrzegania ducha partii z pobłażliwością, o ile nie życzliwością. Jednak gdy mowa o rządach powszechnych, wywodzących się wyłącznie z wyboru, należy się go wystrzegać. W ich naturze leży to, iż duch ten budzi się zawsze, gdy mowa o dążeniu do jakiegoś pożytecznego celu. Z racji więc tego, że niesie on ze sobą zagrożenie, opinia publiczna powinna podjąć wysiłki na rzecz poskromienia go. Jak niedająca się zdławić iskra, wymaga on stałej czujności, aby nie przekształcił się w płomień, który, miast ogrzewać, pochłonie wszystko dookoła.
Ważne jest także, aby sposób myślenia w wolnym kraju wzbudzał ostrożność u tych, którym powierzono rządzenie, ażeby działali w ramach zakreślonych przez konstytucję, unikając wkraczania w kompetencje innego departamentu. Duch łamania granic podziału władzy przejawia się w dążności do koncentracji uprawnień wszystkich departamentów w rękach jednego, tworząc tym samym, niezależnie od formy rządu, prawdziwy despotyzm.Sprawiedliwa ocena umiłowania władzy i skłonności do jej nadużywania, jakie tkwią niezmiennie w ludzkim sercu, wystarczy jako dowód na prawdziwość powyższej opinii. Konieczność wzajemnych hamulców w wykonywaniu władzy publicznej, rozdzielając ją na różnorodne składniki i ustanawiając każdy z nich strażą publicznego dobra przeciw najściom innych, była już dowiedziona przez doświadczenia starożytnych i nowoczesnych polityków – także w naszym kraju i na naszych oczach. Utrzymanie ich musi być taką samą koniecznością jak ich ustanowienie. Jeśli w opinii narodu, rozdział lub reforma władz konstytucyjnych w jakimkolwiek szczególe postrzegana jest jako zła, niechaj zostanie to naprawione drogą, jaką wskazuje Konstytucja. Jednakże nie może się to odbywać gwałtem, bo chociaż w takim czy innym momencie mogłoby to być korzystne, niemniej jest to broń zwykle używana do niszczenia wolnych rządów. Permanentne zło takiego posunięcia zawsze będzie znacznie przewyższać jakąkolwiek częściową lub przejściową korzyść, którą w danej chwili przynieść może taka gwałtowna zmiana.
Ze wszelkich usposobień i przyzwyczajeń prowadzących do politycznej pomyślności, religia i moralność są niezbędnymi podporami. Daremnie żądałby daniny patriotyzmu ten, kto dążyłby do obalenia tych wielkich filarów ludzkiego szczęścia, tych najsilniejszych podstaw obowiązków człowieka i obywatela. Byle polityk winien szanować je i pielęgnować zupełnie tak, jak człowiek pobożny. Wszak, aby opisać ich przemożny wpływ na kształtowanie się szczęścia prywatnego i publicznego, należałoby poświęcić co najmniej jedną księgę. Pozwólcie po prostu zapytać: na czym opierać się będzie zabezpieczenie własności, reputacji i życia, jeśli przysięgom, będącym narzędziem dociekania prawdy w sądach, nie będzie towarzyszyć poczucie religijnej powinności? Z ostrożnością odnośmy się do przypuszczeń, iż moralność można utrzymać bez religii. Bez względu na to, do jakich wniosków pod wpływem wyrafinowanej edukacji dochodzą umysły o szczególnej strukturze, zarówno rozum, jak i doświadczenie utwierdzają nas w przekonaniu, iż moralność społeczna nie może ostać się bez zachowania zasady religijnej.
Prawdą jest zasadniczo, iż cnota czy też moralność są warunkiem koniecznym rządu powszechnego. Zasada ta w istocie odnosi się w mniejszym lub większym stopniu do każdej formy wolnego rządu. Czy jakikolwiek szczery jego zwolennik mógłby patrzeć obojętnie na próby zburzenia jego fundamentów?
Wspierajmy zatem, jako przedmiot najwyższej wagi, instytucje powszechnej edukacji. Rzeczą istotną jest, aby opinia publiczna była oświecona w takim stopniu, w jakim struktura rządu nadaje jej pewne uprawnienia.
Bardzo ważnym źródłem siły i bezpieczeństwa jest oszczędność grosza publicznego. Jedną z metod zabezpieczania go jest używanie go możliwie jak najgospodarniej – unikajcie więc, poprzez pielęgnowanie pokoju, wszelkich okazji do wydatkowania. Pamiętajcie jednak, że czasowe ekspensa na rzecz uniknięcia jakiegoś zagrożenia często chronią przed jeszcze większymi, związanymi z naprawą jego skutków. Wystrzegajcie się też gromadzenia długów, nie tylko odrzucając preteksty do wydawania, lecz także poprzez usilne zabiegi w czasie pokoju o pozbycie się ewentualnych zobowiązań będących następstwem nieuchronnych wojen. Niesprawiedliwością byłoby bowiem zrzucać na potomność brzemię, które my sami nieść powinniśmy. Urzeczywistnianie tych pryncypiów to zadanie naszych przedstawicieli, jednak musi się to odbywać przy współpracy opinii publicznej. Ułatwicie im wykonywanie tego obowiązku, jeśli pamiętać będziecie, że aby spłacać długi, konieczny jest przychód – a do tego potrzebne są podatki, zawsze będące rzeczą mniej lub bardziej uciążliwą i nieprzyjemną; że decydującą motywacją uczciwego działania rządu przy wyborze odpowiednich celów (który to wybór zawsze dotyczy trudności) powinna być wewnętrzna skromność, a metodom pozyskiwania przezeń przychodów na wszelkie naglące w danej chwili wydatki publiczne winien zawsze towarzyszyć duch powszechnego przyzwolenia.
Zachowujcie dobrą wiarę i sprawiedliwość wobec wszystkich narodów, piastujcie pokój i harmonię ze wszystkimi. Skoro postępowanie takie nakazują religia i moralność, to czyż sztuka dobrego rządzenia nie wymaga tego samego? Rzeczą godną wielkiego, światłego i, wkrótce, wielkiego narodu będzie danie ludzkości wspaniałomyślnego i nowatorskiego przykładu nacji zawsze kierującej się wzniosłą sprawiedliwością i życzliwością. Któżby wątpił w to, iż z biegiem czasu i rzeczy, plan ten zaowocuje tak, by bogato wynagrodzić wszelkie doraźne korzyści utracone wskutek upartego trwania przy nim? Czyż Opatrzność nie powiązała stałej pomyślności narodu z jego cnotą? Do podjęcia tego eksperymentu skłania każde uczucie uszlachetniające ludzką naturę. A może to jej przywary uczynią go niemożliwym?
W realizacji takiego planu nie ma rzeczy ważniejszej niż odsunięcie na bok owych trwale zakorzenionych antypatii i sympatii żywionych wobec takich czy innych nacji i pielęgnacja, w ich miejsce, równie przyjaznych uczuć wobec wszystkich. Naród, który ulega zwyczajowej nienawiści bądź upodobaniu wobec innego, jest w pewnym stopniu niewolnikiem – niewolnikiem owej wrogości lub czułości, z których zarówno jedna, jak i druga wystarczy, aby odwieść go od jego obowiązków i interesów. Antypatia jednego narodu wobec innego sprawia, że każdemu z nich łatwiej przyjdzie zadać obrazę lub krzywdę, szukać zaczepki z najmniejszego powodu oraz zająć wyniosłe i nieugięte stanowisko w razie przypadkowych lub błahych okazji do sporu. Stąd częste starcia i zawzięte, zajadłe, krwawe konflikty. Kierujący się złą wolą i resentymentem naród skłania niekiedy swój rząd do wojny wbrew najlepszym wyliczeniom politycznym. Zdarza się też, iż rząd podzielający skłonności narodu, pod wpływem emocji, obiera kurs działania sprzeczny z rozumem; innym razem zaś wykorzystuje on niechęć żywioną przez naród na rzecz własnych planów, dyktowanych dumą, żądzą oraz innymi nikczemnymi i zgubnymi uczuciami. Częstą ofiarą takich działań był nie tylko pokój, lecz także wolność narodów.
Sympatie takie, jako ścieżki do uległości obcym wpływom, powinny szczególnie niepokoić prawdziwie oświeconego i niezależnego patriotę. Jak wiele okazji stwarzają one ku temu, by manipulować krajowymi stronnictwami, uprawiać sztukę zwodzenia, wprowadzać w błąd opinię publiczną tudzież wywierać wpływ lub mamić rady publiczne? W przypadku kraju małego bądź słabego, który żywi owe sentymenty wobec jakiegoś mocarstwa, losem jego będzie podporządkowanie się mocniejszemu.
Sprzeciwem wobec podstępnych głosów obcych sił (zaklinam Was, współobywatele – wierzcie mi) winna być tląca się nieustannie podejrzliwość wolnego narodu, bowiem tak historia, jak i doświadczenie pouczają, iż wpływy zewnętrzne są jednym z najbardziej niebezpiecznych wrogów republikańskiego rządu. Aby jednak podejrzliwość ta była skuteczna, musi być bezstronna; inaczej staje się ona narzędziem tejże zgubnej siły, przed którą miała chronić. Nadmierna stronniczość wobec jednego obcego narodu oraz nadmierna niechęć wobec innego sprawiają, iż niebezpieczeństwo dostrzega się tylko po jednej stronie, i ułatwiają skryte oddziaływanie mocom zewnętrznym.
Najważniejszą zasadą naszego postępowania wobec obcych nacji winno być poszerzanie wzajemnych stosunków handlowych oraz utrzymywanie z nimi możliwie najskromniejszych związków politycznych. Te zaś zobowiązania, których już się podjęliśmy, powinniśmy wypełnić w całkowicie dobrej wierze. Na tym poprzestańmy. Europa posiada szereg podstawowych interesów, jednak żaden z nich nie wiąże się z nami w ogóle lub ma charakter odległej relacji. Dlatego też kontynent ten często popada w konflikty, których przyczyny zasadniczo leżą poza sferą naszych zmartwień. Stąd niemądre z naszej strony byłoby wikłanie się poprzez jakieś sztuczne więzi w trwale rozchwiane meandry jej polityki lub układy i spory wynikające z jej przyjaźni bądź waśni.
Nasze odseparowane i odległe położenie zachęca nas i umożliwia nam obrać zgoła inny kurs. Jeżeli pozostaniemy jednym narodem pod władzą skutecznego rządu, to czas, w którym okaże się, że nie musimy obawiać się szkody zadanej nam z zewnątrz; że gdy ogłosimy swoją neutralność, będzie ona skrupulatnie przestrzegana w każdym momencie; że wojujące nacje, niebędące w stanie nas podbić, nie zaryzykują próbami sprowokowania nas; że będziemy mogli, zgodnie z tym, co podyktują nam nasz interes lub sprawiedliwość, sami decydować o pokoju lub wojnie – wcale nie będzie tak odległy.
Po cóż mielibyśmy zrzekać się zalet tak szczególnego położenia? Jakiż jest sens opuszczania własnego kraju, by stanąć na obcej ziemi? W jakim celu mielibyśmy, poprzez powiązanie naszego losu z losem jakieś części Europy, narażać nasz pokój i dobrobyt na rzecz europejskich żądz, rywalizacji, interesów, humorów czy kaprysów?
Właściwą nam polityką jest trzymanie się z dala od wszelkich trwałych sojuszy z kimkolwiek na świecie – na tyle, na ile jesteśmy w stanie swobodnie podjąć taką decyzję, wszak nie mam bynajmniej na myśli tego, abyśmy postępowali wiarołomnie wobec podjętych już zobowiązań. Kieruję się bowiem maksymą, która zachowuje swą słuszność tak w sprawach publicznych, jak i prywatnych – szczerość to zawsze najlepsza polityka. Powtarzam zatem: niechaj wiążące nas zobowiązania będą wypełniane w sposób uczciwy. Uważam jednak przy tym, iż dalsze rozszerzanie ich byłoby niepotrzebne i niemądre.
Dbając zawsze o to, by poprzez odpowiednie układy utrzymywać się w dogodnej pozycji obronnej, możemy bezpiecznie pokładać ufność w tymczasowe sojusze zawierane w wyjątkowych sytuacjach.
Harmonia i liberalne stosunki ze wszystkimi nacjami to postawa zalecana przez racjonalną politykę, humanitaryzm oraz interes własny. Jednakże nawet naszej polityce handlowej powinny przyświecać zasady równości i bezstronności – nie wolno nam bowiem obdarzać nikogo szczególnymi przywilejami czy przychylnością. Zamiast tego zdajmy się na naturalny bieg rzeczy, rozpraszajmy i czyńmy różnorodnymi nasze szlaki handlowe w sposób delikatny, bez użycia siły; ustanawiajmy (poprzez taką dyspozycję uprawnień, która zagwarantuje handlowi stabilny kurs, pozwoli określić prawa naszych kupców i umożliwi rządowi wspieranie ich) konwencjonalne zasady współpracy tak, aby były one jak najlepsze w danych okolicznościach i opierały się na obopólnej zgodzie, a jednocześnie – aby były tymczasowe i, w zależności od doświadczenia i sytuacji, abyśmy mogli je porzucić lub zmienić. Nieustannie miejmy w pamięci to, iż złem jest, gdy jeden naród zabiega o bezinteresowne względy u innego oraz że działania takie z konieczności przyniosą częściową utratę niepodległości. Poprzez taką uległość naród może postawić się w sytuacji, kiedy to w zamian za pozorne przysługi nie tylko odpłacać będzie rzeczywistymi, ale ponadto będzie niewdzięcznie karcony i upominany, by czynił kolejne. Nie ma większego błędu niż poleganie czy oczekiwanie realnych przysług ze strony innego narodu. Jest to bowiem iluzja, z której wyleczyć musi doświadczenie, a którą słuszna duma powinna odtrącić.
Udzielając Wam, moi krajanie, tych rad, jako stary i serdeczny przyjaciel, nie łudzę się, iż wywrą one tak silne i trwałe wrażenie, jak bym tego pragnął, czy że okiełznają one typowe dla opinii publicznej uczucia bądź powstrzymają nasz naród przed wkroczeniem na kurs od wieków cechujący losy narodów. Jeśli jednak mogę schlebić sobie myślą, iż okażą się one na tyle produktywne, by zaowocować choć częściową korzyścią, jakimś okazjonalnym dobrem, tudzież od czasu do czasu przyczynią się do utemperowania furii ducha partyjniactwa, staną się przestrogą przed intrygami obcych sił i tarczą przeciwko szalbierstwom pozorowanego patriotyzmu – to nadzieja ta stanowić będzie pełną rekompensatę za troskę o Wasze dobro, z której wszak rady owe wypływają.
O tym, jak dogłębnie w wykonywaniu swoich obowiązków publicznych kierowałem się zasadami nakreślonymi powyżej, niechaj świadczą Wam i światu zarówno źródła oficjalne, jak i inne świadectwa mego postępowania. Co do mnie zaś, to żywię pewność własnego sumienia, iż przynajmniej wierzyłem, że nimi się kierowałem.
W odniesieniu do wciąż toczącej się w Europie wojny, moja proklamacja z 22 kwietnia roku 1793 stanowi wykładnię mego planu. Usankcjonowany Waszą aprobatą w postaci głosów Waszych reprezentantów w obu izbach Kongresu, duch tego rozwiązania kierował mną niezmiennie w sposób wolny od jakichkolwiek wpływów, które mogłyby odwieść mnie od niego lub skłonić do jego zmiany.
Po dogłębnym namyśle, z pomocą najprzedniejszych rad, jakie byłem w stanie uzyskać, z satysfakcją stwierdziłem fakt, iż nasz kraj – w obliczu wszystkich okoliczności owej sprawy – miał prawo, a także obowiązek i interes w tym, aby zająć stanowisko neutralne. Zająwszy je zaś, postanowiłem, na ile zależało to ode mnie, utrzymać je w sposób powściągliwy, wytrwały i nieugięty.
Nie ma potrzeby, by przy obecnej okazji omawiać szczegółowo względy skłaniające do poszanowania owego prawa. Pragnę zauważyć tylko, iż, zgodnie z moim rozumieniem owej sprawy, prawo to, w żaden sposób niepodważone przez żadną ze stron konfliktu, zostało tym samym potwierdzone przez nie wszystkie.
Obowiązek kierowania się zasadą neutralności można wywieść z samej już konieczności, którą sprawiedliwość i człowieczeństwo narzucają każdemu narodowi w przypadkach, gdy, mając swobodę działania, może on utrzymać pokojowe i serdeczne stosunki z innymi nacjami.
Kwestię korzyści płynących z przyjęcia takiej postawy najlepiej będzie pozostawić Waszemu namysłowi i doświadczeniu. Jeśli o mnie chodzi, to moją naczelną motywacją była chęć zyskania czasu tak, aby kraj nasz mógł wypracować praktykę funkcjonowania jego nowych jeszcze instytucji, a także bez zakłócenia nabrać siły i spójności koniecznych, by, mówiąc po ludzku, stał się on panem własnego losu.
Chociaż spoglądając na przebieg służby mej administracji, nie dostrzegam żadnego świadomego uchybienia, niemniej jestem dość wyczulony na me ułomności, by uważać za prawdopodobne, że popełniłem wiele błędów. Jakiekolwiek by one nie były, żarliwie proszę Wszechmogącego, aby odczynił lub złagodził zło, które mogłoby być ich owocem. Będę też żywił nadzieję, iż kraj mój nigdy nie przestanie patrzeć na nie z wyrozumiałością, a także iż po czterdziestu pięciu latach mego życia, które gorliwie poświęciłem służbie jemu, wszelkie pomyłki wynikające z niekompetencji odejdą w zapomnienie, jako i ja wkrótce odejdę ze służby.
Polegając na jego dobroci tak w tej, jak i w innych sprawach, a także kierując się płomienną miłością do niego – tak naturalną dla człowieka widzącego w nim ojczyznę swoją i kilku pokoleń swoich przodków – z przyjemnością wyczekuję owego odpoczynku, w ramach którego obiecałem sobie, bez jakiegokolwiek zmącenia, cieszyć się, wraz z mymi współobywatelami, dobrotliwym działaniem słusznych praw wolnego rządu, zajmującego szczególne miejsce w mym sercu, oraz radosnymi owocami naszych, jak ufam, wspólnych trosk, wysiłków i ryzyka.
Stany Zjednoczone
19 września 1796 r.
George Washington
Linki:
- https://www.ourdocuments.gov/doc.php?flash=false&doc=15&page=transcript
- https://en.wikipedia.org/wiki/George_Washington%27s_Farewell_Address
- https://polona.pl/item/pozegnalna-mowa-jerzego-waszyngtona-pierwszego-prezydenta-stanow-zjednoczonych-ktora,NzM3OTM0OTY/4/#info:metadata
1 W tym miejscu pojawia się bardzo ciekawe pytanie o to w jaki sposób był wynagradzany Jerzy Waszyngton podczas piastowania urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych.