Na znakach umieszczonych w parkach narodowych i stanowych w całej Ameryce znaleźć możemy następujące ostrzeżenie: „Prosimy nie dokarmiać zwierząt”. Niektóre z owych państwowych instytucji wyjaśniają dalej, iż może to „uzależnić zwierzęta” lub „sprowokować je do ataku”.
Służba Parków Narodowych prowadząca stronę internetową rezerwatu Sleeping Bear Dunes w Michigan poucza, że takie dokarmianie
Wpaja dzikim i zdrowym zwierzętom nawyk żebrania. Badania natomiast pokazują, że uzależnione w ten sposób zwierzęta żyją z reguły krócej.
Co zatem stałoby się z dziko żyjącymi zwierzętami, gdyby w swoim poszukiwaniu pożywienia mogły, zamiast polować, polegać po prostu na zasobach dostarczanych im przez ludzi? Ujmując inaczej: co by się stało, gdybyśmy my, ludzie, narzucili naszym futrzanym przyjaciołom hojne państwo opiekuńcze? Czy konsekwencje takiego systemu nasunęłyby nam jakiekolwiek wnioski odnośnie do ludzi żyjących w podobnych warunkach? Czyż wizja ustroju, w którym nie trzeba pracować, aby się wyżywić lub znaleźć schronienie, nie jawi się jako atrakcyjna i empatyczna?
Nie jestem pierwszą osobą, która zadała sobie te fascynujące pytania. Z racji jednak tego, że znalezienie odpowiedzi na nie wymaga wiedzy wykraczającej poza moją specjalizację, nie jestem w stanie stwierdzić niczego definitywnie. Czytelnicy powinni zatem mieć na uwadze, że prezentowane tu przeze mnie fakty i tezy mają jedynie skłonić ich do namysłu i dyskusji. Ja przekazuję informacje, Wy zdecydujcie co do płynących z nich wniosków.
Nasze zwierzęta domowe żyją niejako w państwie opiekuńczym. Wydaje się, że w większości przypadków podoba im się taki stan rzeczy. Chociaż zapewniam moim dwóm rat terierom darmowe jedzenie i opiekę medyczną, nie jestem jedynie ich opiekunem, ale i „panem”. W rzeczywistości moja pełna miłości dominacja nad nimi stanowi warunek gwarantujący owe darmowe rzeczy. Skoro zatem wydaje się, że obie strony korzystają na takim układzie, to być może państwo opiekuńcze jest skutecznym systemem – prawda?
Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków. Być może owo ludzko-zwierzęce państwo opiekuńcze działa właśnie dlatego, że jedna ze stron tego układu ma mózg wielkości piłki golfowej czy owocu granatu.
Zagadnienie to możemy przeanalizować dokładniej dzięki etologii, tj. nauce badającej zachowanie zwierząt. Jednym z najbardziej znanych etologów ostatnich dekad był John B. Calhoun, który zasłynął dzięki eksperymentom przeprowadzanym na myszach w latach 60., kiedy pracował dla National Institute for Mental Health.
Umieścił on cztery pary myszy w metalowej klatce o wymiarach 2,7 na 1,4 m, wyposażonej w poidełka, tuneliki, karmidełka i domki lęgowe. Zapewnił im również wszelkie potrzebne pożywienie i wodę, a także bezpieczeństwo przed drapieżnikami. Słowem, stworzył on mysią utopię.
Chociaż zamiarem Calhouna było zbadanie wpływu tak urządzonego środowiska na gęstość populacji myszy, wyniki eksperymentu wykroczyły znacznie poza jego pierwotne cele. Później, w obszernym raporcie, naukowiec stwierdził: „Mimo iż w większości będę pisał o myszach, w myślach odnoszę się do ludzi”.
Początkowo myszy radziły sobie bardzo dobrze. Ich liczba podwajała się co 55 dni. Jednakże po 600 dniach – przy zapewnieniu przestrzeni mogącej pomieścić kolejne 1600 osobników – populacja gryzoni wzrosła do 2200, po czym zaczęła diametralnie maleć, aż do wyginięcia całej kolonii, i to pomimo tego, że zwierzęta nadal mogły zaspokajać wszelkie potrzeby materialne bez żadnego wysiłku.
Calhoun zaobserwował, że punktem zwrotnym w owej mysiej utopii był dzień 315, kiedy to pojawiły się pierwsze oznaki załamania się norm i struktur społecznych. Zaliczały się do nich następujące zmiany: samice zaczęły porzucać młode, samce przestały chronić swoje terytorium, a obie płcie stały się bardziej brutalne i agresywne. Skala zaburzeń zachowania w wymiarze seksualnym i społecznym rosła z każdym dniem. Tysiąc myszy, które urodziły się jako ostatnie, cechowały się unikaniem stresujących sytuacji i coraz bardziej skupiały całą swoją uwagę na sobie.
Mój przyjaciel z Warszawy, polski biocybernetyk, Jan Kubań, uważa eksperyment Calhouna za „jeden z najważniejszych w historii ludzkości”. Na swojej stronie internetowej zatytułowanej Fizyka życia obszernie omawia znaczenie i wagę pracy amerykańskiego etologa. Kubań tak oto opisuje ostatnie fazy funkcjonowania mysiej utopii:
Inne dorastające myszy charakteryzowało zachowanie innego rodzaju. Z tego powodu Dr Calhoun nadał im miano „pięknisiów”. Cały swój czas poświęcały wyłącznie na pielęgnację futra, jedzenie i spanie. Nigdy nie wchodziły w interakcję z innymi osobnikami, w tym nie angażowały się płciowo ani nie walczyły z innymi. Były to piękne okazy z ciekawymi i bystrymi oczami, ze zdrowym i dobrze utrzymanym ciałem. Nie radziły sobie one jednak z nietypowymi bodźcami. Choć sprawiały wrażenie ciekawskich w rzeczywistości były bardzo głupie.
Dzięki temu, że myszom zapewniono odgórnie całe pożywienie i wodę, a także zagwarantowano im brak zagrożenia ze strony drapieżników, gryzonie nigdy nie musiały w sposób samodzielny starać się o zdobywanie jakichkolwiek zasobów. W związku z tym młode osobniki nigdy nie obserwowały takich działań i nigdy też się ich nie nauczyły. Umiejętności potrzebne do przetrwania po prostu zanikły. Jak zauważa Kubań:
Warunki, w których ma się wszystko, w każdej chwili, bez żadnych kosztów i zobowiązań powodują zanik odpowiedzialności, skuteczności i świadomości współzależności społecznej, a także, jak wykazały badania dr Calhouna, prowadzą do samozagłady.
Owo zaobserwowane w eksperymencie Calhouna (wielokrotnie powtarzanym) „behawioralne bagno” charakteryzujące się narastającą autodestrukcyjnością zachowań interpretuje się zazwyczaj jako skutek nadmiernego przyrostu populacji. Demografowie ostrzegają, że również ludzie mogą popaść w podobne załamanie wzorców zachowań, jeżeli liczba mieszkańców świata przekroczy pewne wyimaginowane, optymalne „maximum”. Inni natomiast, jak Kubań, zwracają uwagę, że mysia utopia upadła, jeszcze zanim doszło do zapełnienia terrarium. Nawet w momentach, gdy liczebność myszy była najwyższa, około 20 proc. domków lęgowych nadal pozostawało niezajętych.
Intuicja podpowiada mi, że Kubań ma rację, gdy twierdzi, iż główną przyczyną upadku społeczeństwa myszy był brak zdrowej dawki wyzwań. W warunkach braku motywacji do pokonywania trudności – zwłaszcza w sferze dbania o dobro własne i swojej rodziny – pozbawiamy jednostki nie tylko ważnego bodźca skłaniającego do nauki tego, co praktyczne i niepraktyczne, lecz prawdopodobnie także dumy z własnych osiągnięć (o ile myszy są w stanie odczuwać coś takiego). Być może taki rozkwit osobowości został zahamowany u badanych myszy właśnie przez to, że znalazły się w warunkach odpowiadających państwu opiekuńczemu.
Calhoun wskazał na pewne podobieństwo między myszami z eksperymentu a ludźmi:
Oto paradoks życia bez pracy i konfliktów. Kiedy pozbawi się jednostkę jakiegokolwiek poczucia konieczności, jej życie przestaje mieć cel. Człowiek taki umiera duchowo.
Pozbawianie ludzi wyzwań – wskutek czego tracą również cel w życiu – czyni państwo opiekuńcze tworem skrajnie nienaturalnym i antyspołecznym. W omawianym wyżej mysim eksperymencie badane jednostki zatraciły ostatecznie zainteresowanie wszystkim, co gwarantowało dalsze trwanie gatunku. Zamiast tego nabrały silnych skłonności do samoizolacji, przesadnego skupiania się na sobie lub traktowania innych z agresją.
Czyż to nie brzmi znajomo? Jeśli nie – przeczytajcie Państwo książkę Charlesa Murraya Losing Ground z 1984 r. lub wcześniejszą pracę George’a Gildera Wealth and Poverty, a gwarantuję, że zabrzmi.
Jeżeli proszę o zbyt wiele, zastanówmy się przynajmniej na tymi proroczymi słowami, wypowiedzianymi w 1935 r. przez jednego z najbardziej krótkowzrocznych i oportunistycznych twórców amerykańskiego państwa opiekuńczego, Franklina Delano Rooseveleta:
Zarówno historia, jak i dowody, które mam bezpośrednio przed sobą, pokazują jednoznacznie, że ciągła zależność od pomocy państwa prowadzi do duchowego i moralnego upadku, fundamentalnie przyczyniającego się do zniszczenia tkanki narodu. Pomoc taka jest jak narkotyk, cichy zabójca ducha ludzkiego.
Przychodzi mi na myśl jedna duża różnica między mysią utopią Calhouna a naszym państwem opiekuńczym, nie świadczy ona jednak na korzyść ludzkości. Chodzi bowiem o to, że myszy rzeczywiście miały wszystko „za darmo”. Żadnej z nich nie opodatkowano tak, aby inna odnosiła z tego korzyść. Tymczasem w ludzkim państwie opiekuńczym korzyść jednego człowieka przekłada się na koszt ponoszony przez innego lub innych. Układ taki ma negatywny wpływ na chęć do pracy, skłonność do oszczędzania, inwestowania i podejmowania innych pozytywnych działań. To oznacza, że nasze państwo opiekuńcze, które jednych kusi pewnymi korzyściami, a innych karze podatkami, zadaje społeczeństwu podwójny cios – jest to prawidłowość w ogóle nie występująca w owym mysim społeczeństwie dobrobytu.
W jakim stopniu możemy zatem przełożyć lekcje płynące z eksperymentu mysiej utopii na kontekst ludzkiej natury? Byłbym raczej ostrożny w stawianiu jakichkolwiek daleko idących wniosków. Nie ukrywam jednak, że przychodzą mi na myśl następujące słowa ekonomisty Thomasa Sowella: „Państwo opiekuńcze chroni ludzi przed konsekwencjami ich własnych błędów i pozwala, by owa nieodpowiedzialność nie tylko trwała, ale i zataczała coraz szersze kręgi w społeczeństwie”.
Nie powinniśmy potrzebować myszy czy innych zwierząt, aby to zrozumieć – ale być może okaże się to skuteczne.
Czytelników zainteresowanych tą tematyką zapraszamy do zapoznania się z następującymi źródłami:
Tamerhunt, Mouse Utopia Experiment (wideo)
Jan Kubań, Eksperyment Johna Calhouna
Fredrik Knudsen, The Mouse Utopia Experiments: Down the Rabbit Hole (wideo)
Louis Woodhill, The War on Poverty Wasn’t a Failure–It Was a Catastrophe
Thomas Sowell, The Legacy of the Welfare State (wideo)
Bryan Caplan, 12 Reasons to Oppose the Welfare State
Lawrence W. Reed
Tłumaczenie: Dawid Świonder
Lawrence W. Reed jest emerytowanym prezesem Foundation for Economic Education, której przewodził w latach 2008-2019. Autor licznych artykułów i publikacji popularyzujących zdroworozsądkowe podejście do ekonomii i polityki. Zapraszamy do śledzenia jego pracy na autorskiej stronie internetowej oraz Facebooku. Artykuł ukazał się na stronie fee.org