Nowe Delhi, Indie. Dogmatem stało się tu przekonanie, że postęp ekonomiczny jest zależny od poziomu wykształcenia obywateli. Następstwem tego przekonania jest domaganie się od rządów, by zapewniły środki do osiągnięcia tego celu. Jednak tak jak w przypadku wielu oczywistych prawd, może być ona mniej oczywista niż się pozornie wydaje.
Przyjrzyjmy się bliżej temu powszechnemu poglądowi. Amartya Sen laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii twierdzi, że najlepszym lekarstwem na plagę ubóstwa w Indiach będą masowe dodatkowe wydatki państwa na edukację. Naturalnie politycy oraz pracownicy szkolnictwa publicznego skorzystają skwapliwie z każdego pomysłu, który pozwoli im osiągnąć większą władzę i uzyskać dostęp do większych pieniędzy ze skarbu państwa, zwłaszcza w sytuacji gdy odpowiedzialność za korupcję i obchodzenie prawa jest znikoma.
Istnieje kilka problemów związanych z przywiązywaniem tak dużej wagi do edukacji jako podstawy społecznego dobrobytu. Z jednej strony formalne wykształcenie nie jest ani niezbędne ani wystarczające do tego, by jednostka czy społeczeństwo dobrze prosperowały. Z drugiej zaś propozycje zwiększenia wydatków publicznych na edukację nie uwzględniają obszernej teorii oraz całej masy niezliczonych przykładów niepowodzeń rządu w dostarczaniu towarów i usług.
A co z wpływem edukacji na sukces materialny? Na poziomie indywidualnym wielu potentatów osiągnęło swój sukces posiadając ograniczone wykształcenie w sensie formalnym. Na przykład mój przyjaciel mieszkający na Bali nigdy nie chodził do szkoły. Nauczył się angielskiego i kilku innych europejskich języków w stopniu, który umożliwiał mu handel bibelotami na plaży. Kiedy dorósł rozwinął swoją branżę i zajął się lokalną sztuką. W końcu zbudował galerię sztuki. Zainwestował część swych zysków w obiekt wyceniany obecnie na kilkanaście milionów dolarów.
Formalne wykształcenie nie jest wystarczające dla rozwoju gospodarczego. Weźmy chociażby pod uwagę Kubę czy Zimbabwe, kraje znajdujące się na czele listy jeżeli chodzi o umiejętność czytania i pisania. Są one przykładem na to, że umiejętność ta nie jest gwarancją sukcesu.
A co z dofinansowaniem szkół z budżetu? Dobrym przykładem są tu liczne niepowodzenia związane z publicznym szkolnictwem. Sponsorowany przez rząd Indii raport ujawnił, że „złe funkcjonowanie” szkół państwowych krzywdzi rodziny o niskich dochodach. Podczas niezapowiedzianych wizyt osoby gromadzące materiał do raportu zastały „działania edukacyjne” jedynie w 53% szkół, a dyrektor był nieobecny w 33% wizytowanych placówek.
Problemy te nie istniały w szkołach prywatnych świadczących usługi biednym. Losowo przeprowadzone wizytacje natknęły się na „aktywne zajęcia klasowe”.
Nie jest zatem zaskoczeniem, że mimo trudnych warunków ekonomicznych wielu biednych porzuca szkoły państwowe umieszczając swoje dzieci w prywatnych. Szkoły publiczne oferują darmową naukę, książki a nawet obiady. Mimo to np. w Hyderabad w Indiach statystyki pokazują, że 61% wszystkich uczniów uczęszcza do szkół, nie dotowanego przez rząd, prywatnego sektora. Odsetek ten jest prawdopodobnie większy gdyż szkoły państwowe zawyżają liczbę uczniów, by zapewnić sobie większe dofinansowanie.
Szkoły prywatne kierują się logiką komercyjną zamiast uzależniać się od subwencji rządowych czy datków charytatywnych. Mimo pobierania niskich opłat, szkoły prywatne w miejskich gettach Indii zarabiają sensowne pieniądze, które przeznaczają na nowe inwestycje. Paradoksalnie większość nauczycieli sektora prywatnego otrzymuje 1/4 tego co nauczyciele szkół państwowych. Wynika to jednak z silnej pozycji związków zawodowych w państwowych szkołach. Ich roszczenia spowodowały oderwanie wysokości zarobków od poziomu nauczania.
Okazuje się, że zasadniczą przyczyną różnicy między tymi dwoma rodzajami szkół jest to, że nauczyciele szkół państwowych nie ponoszą żadnych konsekwencji złego wykonywania swojej pracy. Szkoły prywatne dostarczyły silniejszych bodźców nauczycielom, by dobrze wykonywali swą pracę i dyrektorom szkół, by zapewnili klientom edukację jakościową. Nauczyciele mogą zostać zwolnieni przez dyrektora a rodzice mogą „zwolnić” szkołę zabierając z niej swoje dzieci. Podobne bodźce nie istnieją w szkołach państwowych, gdzie nauczyciele otrzymują posadę na całe życie. Taka pewność prowadzi do poczucia samozadowolenia zamiast inspirować do tego, by byli lepszymi nauczycielami.
I choć biedni coraz częściej wybierają szkoły prywatne, przedsiębiorcy edukacyjni w slumsach doświadczają wrogości ze strony urzędników państwowych i przeszkód na drodze w oferowaniu swych usług. Zanim prywatna szkoła zostanie otworzona musi spełnić co najmniej 35 różnych wymogów.
Prywatny sektor w Indiach, tak jak wszędzie indziej, jest gotów na to, by sprostać potrzebom ludzi, świadcząc usługi edukacyjne na każdym poziomie. Można nauczyć się wiele od biednych mieszkańców Indii, którzy wiedzą, że prywatne szkoły świadczą lepsze usługi niż dotowane szkoły państwowe.
Christopher Lingle
Tekst pochodzi z Biblioteki Wolnorynkowej PAFERE.