Zdrowe finanse – warunek stworzenia nowoczesnego państwa

Władcy postrzegali siebie za osoby, które odpowiadają tylko przed Bogiem i żaden śmiertelnik nie może mówić im co mogą, a czego nie mogą robić. Holendrzy jednak nie porzucili swojej sympatii do precyzyjnej rachunkowości. I rachunkowość, obok czytania i pisania, była podstawowym elementem edukacji w tym kraju

Foto.: pixabay.com
PAFERE WIDEO

Najbardziej znani w historii władcy to często nie ci, którzy pilnowali finansów państwa i rozsądnie wydawali pieniądze, tylko ci którzy trwonili je na mało praktyczne, ale wzbudzające zachwyt projekty jak chociażby pałac w Wersalu czy piramidy – pisze Jacob Soll w książce „The Reckoning: Financial Accountability and the Rise and Fall of Nations”.

Jak opisuje autor w publikacji (jej polski tytuł to „Rozliczenie: Finansowa odpowiedzialność i rozwój i upadek narodów”) to po raz pierwszy monarcha takiego kalibru zainteresował się księgowością w 1661 r. Mowa o francuskim królu Ludwiku XIV (żył w latach 1638 – 1715). Jego słynny minister finansów Jean-Baptiste Colbert zlecił przygotowywanie złotych książeczek ze szczegółowymi rozliczeniami wydatków i wpływów budżetu państwa.

Te książeczki były na tyle małe, by władca mógł je nosić zawsze przy sobie, w kieszeniach płaszcza. Ludwik XIV otrzymywał aktualną wersję rozliczeń dwa razy w roku. Zdaniem autora to wydarzenie jest symbolicznym początkiem polityki odpowiedzialności finansowej jaką znamy ze współczesnych państw. Król w każdej chwili miał bowiem możliwość sprawdzenia w jakim stanie są rachunki kraju.

Ale eksperyment z przejrzystością finansów państwa był bardzo krótkotrwały. Jak tylko Colbert zmarł w 1683 r. Ludwik XIV zaprzestał monitorowania swoich wpływów i wydatków. Władca ciągle był zadłużony w związku z kosztownymi wojnami, które prowadził, budową i rozbudową luksusowych pałaców, takich jak Wersal. Szczegółowa rachunkowość uświadamiała Ludwikowi XIV, że żyje ponad stan. Jak przystało na władcę absolutnego rozwiązał problem, zaprzestając niewygodnych rozliczeń.

Dobre praktyki

Choć trzeba przyznać, że wiedza, którą nabył w wyniku studiowania ksiąg rachunkowych pozostała razem z nim do końca życia. W 1715 r., na łożu śmierci, miał przyznać, iż wie że doprowadził Francję do bankructwa. Autor zwraca uwagę, że tak jak Ludwik XIV zrujnował swój kraj, ignorując dobre praktyki księgowe, tak amerykańskie banki, takie jak chociażby Lehman Brothers, doprowadziły w 2008 r. do światowego kryzysu finansowego, nie prowadząc swojej rachunkowości zgodnie z dobrymi praktykami (księgowali kredyty hipoteczne w sposób, który sprawiał wrażenie, że są mniej ryzykowne, niż w rzeczywistości były).

A te dobre praktyki znane są już co najmniej od 700 lat. Ich pionierami były społeczeństwa, które pierwsze wkroczyły na drogę nowoczesnego kapitalizmu – włoskie republiki. Stąd wniosek, że bez skrupulatnego monitorowania wpływów i wydatków nie ma możliwości stworzenia nowoczesnego państwa. I tak już w 1340 r. Republika Genui miała budżet, w którym rozliczano transakcje zgodnie z zasadą podwójnego zapisu (zgodnie z nią każda transakcja notowana jest co najmniej na dwóch różnych kontach, po przeciwległych stronach – w efekcie zawsze aktywa są równe pasywom). Dlaczego to było takie ważne?

Dlatego, że władze republiki w każdej chwili znały stan swoich finansów, mogły zatem planować przyszłe przychody i wydatki i przygotowywać się na wypadek gdyby przychody miały nagle spaść albo wydatki wzrosnąć. Krótko mówiąc: prowadzenie nowoczesnej, precyzyjnej księgowości istotnie zmniejszało prawdopodobieństwo bankructwa. Co jednak ciekawe, po tym jak włoskie republiki kupieckie podupadły, zainteresowanie precyzyjnym prowadzeniem księgowości przygasło.

Prowadzono ją w zasadzie tylko w Szwajcarii i Holandii, które były bastionami republikanizmu w morzu monarchii. To znaczy, tacy królowie jak Edward VII w Anglii, Filip II w Hiszpanii czy cesarzowa Austrii Elżbieta I prowadzili jakąś formę księgowości, ale daleko jej było do włoskich, średniowiecznych wzorców. Problem polegał na tym, że precyzyjne monitorowanie wpływów i wydatków sprawiało, iż król mógłby otrzymać od swojego głównego księgowego informację, że nie stać go na zrobienie tego, na co ma ochotę.

A w tych czasach władcy postrzegali siebie za osoby, które odpowiadają tylko przed Bogiem i żaden śmiertelnik nie może mówić im co mogą, a czego nie mogą robić. Holendrzy jednak nie porzucili swojej sympatii do precyzyjnej rachunkowości. I rachunkowość, obok czytania i pisania, była podstawowym elementem edukacji w tym kraju. Rozwinięta warstwa kupiecka doprowadziła do tego, że lokalne rządy fundowały naukę rozliczania przychodów i wydatków każdemu, kto sobie tego życzył.

Szkoły podwójnego księgowania

Pierwsza szkoła, w której uczono zasady podwójnego księgowania powstała w Amsterdamie już w 1509 r. Niedługo później szkoły kupieckie powstały także w Leiden, Delft, Gouda, Rotterdamie, Middelburgu, Deventer, Nijmegen, Utrechcie, Bergen-op-Zoom. Holandia była w tym okresie handlowym centrum świata. Największe potęgi świata, z opóźnieniem, ale jednak dołączyły do Holandii i Szwajcarii i w pierwszej połowie XIX w. zarówno Anglia, Francja, Prusy, Austria jak i USA miały państwowe budżety prowadzone według zasad rachunkowości.

Co ciekawe, w Anglii osobą która doprowadziła do wprowadzenia tych zasad był znany dziś głównie ze względu na herbatę Earl Grey, nazwaną na jego cześć. Chodzi o Charlesa Greya, premiera Wielkiej Brytanii w latach 1830 – 1834. Grey chciał skończyć z ulicznymi protestami obywateli, którzy mieli dość politycznej korupcji w kraju. Zdawał sobie sprawę jednak, że nie da się ograniczyć korupcji bez przejrzystej księgowości finansów kraju.

Grey wynajął niejakiego Johna Bowringa (Bowring, późniejszy gubernator Hong-Kongu miał rzekomo znać sto języków obcych), który uważany był za jednego z najinteligentniejszych ludzi w Wielkiej Brytanii. W 1831 r. Bowring otrzymał zlecenie od Komisji ds. Publicznej Księgowości, by pojechać do Francji i Holandii i dowiedzieć się jak tym krajom udaje się utrzymywać porządek w finansach kraju.

Bowring w szczególności zainteresował się sytuacją budżetu Francji. Kraj ten miał już wówczas scentralizowany system księgowości, który pozwalał francuskim biurokratom na to, by stworzyć z wielu szczegółowych sprawozdań finansowych jeden kompleksowy bilans kraju. W efekcie można było łatwo pokazać, iż poprzedni minister finansów kraju hrabia Chabrol zaoszczędził 800 tys. funtów w kosztach pracowniczych i 14,8 mln funtów na spłatach długu.

Od Guzika do Rockefellera i Andersena

To tylko niewielka część z ciekawostek z historii księgowości jakie można znaleźć w książce „The Rockoning”. Z pozostałych wyróżnia się historia Jakea Guzika (skądinąd urodzonego w 1886 r. pod Krakowem), księgowego gangstera Al Caponea, którego skrupulatność doprowadziła do skazania jego szefa na więzienie i zakończenia jego przestępczej kariery (bo z ksiąg rachunkowych wynikało, że nie płacił tyle podatków, ile powinien).

Mało też kto wie także, że najbogatszy człowiek w historii, twórca naftowego imperium, John D. Rockefeller był z zawodu księgowym i m.in. swoim umiejętnościom monitorowania kosztów zawdzięczał sukces w biznesie. W publikacji uwagę zwraca też historia księgowej firmy Artur Andersen, której założyciel, syn norweskich emigrantów w USA, miał stwierdzić, że „nie ma takich pieniędzy w całym Chicago, które mogłyby sprawić, by podpisał się pod sprawozdaniem finansowym, które w jego opinii było niedokładne albo sfałszowane”.

A jednak w 2002 r. prezydent USA George W. Bush opowiedział następujący dowcip w czasie obiadu w Waszyngtonie. „Są dobre i złe wiadomości od Saddama Husseina: dobra jest taka, że jest skłonny pozwolić nam sprawdzić jego arsenał broni biologicznej i chemicznej. Natomiast zła to ta, że nalega by audytu dokonali ludzie z firmy Arthur Andersen”.

Oczywiście żart nawiązywał do złej reputacji jaką cieszyli się pracownicy tej firmy po serii skandali. Tak więc soczyste anegdoty to mocna strona książki Jacoba Solla. Jej wadą jest natomiast brak pogłębionej analizy i ciekawych wniosków. Publikacja miała więc duży potencjał, który został zmarnowany. Podsumowując: można przeczytać dla ciekawostek, ale głębszych przemyśleń trzeba szukać gdzie indziej.

Aleksander Piński

Poprzedni artykułSzkoła zakłóca relację między rodzicami a dziećmi… Sebastian Pitoń i Jan Kubań rozmawiają o wychowywaniu
Następny artykułCzy św. Bernardyn byłby dziś libertarianinem?
Aleksander Piński - dziennikarz; absolwent Bankowości i Finansów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie; współpracował m.in. z tygodnikiem "Wprost".

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj