Miałem niedawno przyjemność odwiedzić fińskie szkoły i uniwersytet w okolicach Lahti. Jednego dnia byłem zachwycony, wręcz zauroczony tym co zobaczyłem… Teraz, wracając do domu, w sumie mam ponury nastrój… Dlaczego? Uświadomiłem sobie, że dzieli nas przepaść. To nie jest kwestia tego, że jesteśmy “opóźnieni” o 10, czy 15 lat…
Pracuje w szkolnictwie od 20 lat, obie córki przeszły przez system szkolnictwa (jeszcze przechodzą).
Różni nas wszystko, w każdym aspekcie. To jest inne myślenie o edukacji…
Kilka przykładów z obserwacji i rozmów, które utkwiły mi w pamięci:
- Dzieci będąc nawet na początku szkoły podstawowej same wracają ze szkoły. Pytanie czy rodzice się nie martwią spotykało się ze zdziwieniem i niezrozumieniem – jak to się martwią? Przecież dzieci muszą być samodzielne
- Dyrektor cieszy się jak dzieci biegają na przerwach po korytarzu (!)
- Jak o mało nie spadłem ze schodów/trybun zapytałem, czy dzieci nie spadają – dyrektor wzruszył ramionami i powiedział, że jak raz spadną, to później uważają… (już widzę kontrolę polskiego sanepidu w fińskiej szkole…)
- Dzieci chodzą po szkole w skarpetkach, mogą na bosaka lub w kapciach!!!
- Na przerwie w szkole podstawowej jest cicho… Dobra akustyka to jedno (mają na jej punkcie odjazd), drugie to dzieci cały czas są aktywne na zajęciach i nie muszą odreagowywać 45 minut siedzenia w ławce w ciszy… Nawet krzesła sprzyjają wierceniu się na lekcjach…
- W każdej szkole są zajęcia z – UWAGA – prasowania, przyszywania guzików, podstaw stolarki itp. Jak oglądałem kolejną salę z żelazkami musiałem mieć niezłą minę… Nikt nie boi się, że dzieci się poparzą – przecież poparzą się tylko raz, a później będą pamiętać… Maszyny do szycia to standardowe wyposażenie…
- Wyposażenie sal informatycznych to jakiś odlot… Moje ulubione chromebooki są wszędzie…
- Dzieci w ciągu dnia muszą wychodzić na dwór bez względu na pogodę!!!
- Pytanie o program wzbudziło znów niezrozumienie… Jaki program? Po co? Są ogólne wytyczne tworzone raz na 5-10 lat, a nauczyciel ma zupełną autonomię w ich realizacji.
- Gdy padło pytanie o odpowiednik kuratorium, jakiś organ kontrolujący szkoły – mina dyrektora była bezcenna… Odpowiedź: “Ale co i po co kontrolować? Przecież nauczyciel ma wolność w realizacji wytycznych”
- Nie ma w szkołach planów wynikowych, rozkładów materiału, przedmiotowych systemów oceniania i całej masy dokumentów…
- Zebrania z rodzicami są DWA razy w roku….
- Po godzinie 13 w szkole ciężko spotkać dzieci (tylko na zajęciach sportowych, plastycznych, muzycznych – ale naprawdę nieliczni). Przecież dzieci muszą mieć czas na inne rzeczy niż tylko nauka…
- Szkoły służą mieszkańcom – można przyjść po południu skorzystać ze stolarni, biblioteki itp.
- Zaangażowanie lokalnych firm we wsparcie edukacji jest normą i powodem do dumy.
Najczęściej powtarzanym słowem w każdej szkole było “ZAUFANIE” – zaufanie do nauczycieli, zaufanie do dzieci, zaufanie do rodziców i rodziców do szkoły…
Myśląc o naszym systemie edukacji jako całości jest mi smutno…
O uniwersytecie nic nie napiszę, bo to inna galaktyka… Zrozumiałem, dlaczego młodzi ludzie, gdy wyjadą studiować za granicą, nie wracają do Polski. Edukacja to stan umysłu…
Podsumowując – w naszej szkole w Milanówku, na własnym podwórku próbujemy coś robić, budować JAKOŚĆ i podświadomie właśnie ZAUFANIE, ale jest ciężko w ramach takiej koncepcji edukacji. W październiku mieliśmy nawet zajęcia z wiązania krawatów, ale to tylko jedne zajęcia…
Coś nie mogę się pozbierać po tym wyjeździe…
Leszek Janasik
PS Bardzo dziękuję Społecznemu Towarzystwu Oświatowemu za organizację i wsparcie, firmie ISKU z Lahti za gościnę i inspirację, wszystkim dyrektorom za długie rozmowy i czas spędzony razem.
Tekst ukazał się na profilu Autora na Facebooku