Euro od samego początku było projektem politycznym. Stało się narzędziem pędzącej integracji europejskiej. Problem w tym, że jest narzędziem niedoskonałym, szwankującym, a dalsze posługiwanie się nim w stary sposób może wyrządzić Wspólnocie Europejskiej więcej szkody, niż pożytku – przekonuje prof. Ashoka Mody w książce „EuroTragedy: A Drama in Nine Acts”.
Na początku tego roku świętowano w krajach Unii Europejskiej 20. rocznicę wprowadzenia euro. Gorzki to jednak był jubileusz. Stan europejskiego systemu finansowego daleki jest od doskonałości, narastają problemy Południa, a nawet niemieckich banków. A samo euro w wielu krajach nie cieszy się uznaniem. Mało tego, bywa symbolem polityczno-ekonomicznej przemocy.
Jeszcze przed tą rocznicą ukazała się na Zachodzie książka „EuroTragedy: A Drama in Nine Acts” (Oxford University Press, 2018). Jej autorem jest Ashoka Mody. To wybitny ekonomista z Princeton University, były szef misji Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Niemczech i Irlandii, a także były pracownik Banku Światowego i koncernu AT&T. Jego publikacja wywołała sporo zamieszania.
Mody jest Hindusem, wykształconym w Indiach i USA (Boston University), i być może dlatego jego spojrzenie na euro jest tak ostre, przenikliwe i krytyczne zarazem. Jego opinię o euro – wyrażoną na blisko 700 stronicach, imponującej rozmachem intelektualnym, publikacji – można streścić w jednym zdaniu. A brzmi ono: euro jest genetycznie uszkodzone, prawie umarło podczas kryzysu finansowego z lat 2007-09, a teraz wegetuje, nie mając szansy na lepszy żywot.
Euro to projekt polityczny
Wybrzmiewa to strasznie, smutnie, złowieszczo. Mody uzasadnia jednak swoją opinię tak, że trudno mu nie przyznać racji. Wskazuje, że euro ab ovo było przede wszystkim projektem politycznym, jako projekt polityczny było rozwijane i nadal nim jest. Najlepszym dowodem na to jest przyjęcie do strefy euro Włoch czy Grecji, które według profesora Princeton University nie były na to gotowe z ekonomicznego punktu widzenia. Według Mody’ego tragedia strefy euro polega na tym, że została ona źle zaprojektowana, ale obecnie trudno sobie wyobrazić wycofanie się polityków z tego projektu.
Mody ostrzega, że euro może wyrządzić Europie więcej złego, niż dobrego, a wszystko przez przemożną chęć szybkiej integracji, która była szczególnie widoczna w latach 90-tych XX wieku u elit francuskich i niemieckich. Jean Monnet – jeden z ojców założycieli Wspólnot Europejskich – powiedział kiedyś, że zjednoczona Europa wyłoni się jako suma rozwiązań wybranych wobec wielu postępujących po sobie kryzysów, ale prof. Mody konstatuje, że ta suma może być… ujemna. Hinduski ekonomista określa zmierzanie Europy ku unii monetarnej za wszelką cenę terminem „falling forward”, czyli jest to coś w rodzaju owczego pędu. Co ciekawe, prof. Mody w pewnym momencie przywołuje postać ekonomisty Nicholasa Kaldora, który już w 1971 roku ostrzegał przed próbami jednoczenia Starego Kontynentu na drodze wspólnej waluty.
Według autora książki „Euro Tragedy”, prawdziwym ojcem euro jest Helmut Kohl, kanclerz RFN w latach 1982-1998. To on przez wiele lat utrwalał w europejskiej psychice przeświadczenie, że wspólna waluta jest jedyną drogą do trwałego pokoju na Starym Kontynencie. Wtórował mu francuski prezydent François Mitterrand, który straszył, że bez dalszej integracji kontynent powróci do stanu politycznego z roku 1913. Chyba wszyscy wiemy, co stało się w roku 1914… A czemu Francuzi popierali tak żarliwie projekt euro? No cóż, liczyli na to, że po połączeniu franka i marki w jedną walutę uda się łatwiej zniwelować różnice w rozwoju gospodarczym między Francją i RFN, a może nawet manipulować euro tak, by osiągnąć przewagę – uważa prof. Mody.
Unia monetarna bez fiskalnej nie ma sensu
Jak wskazuje autor „Euro Tragedy”, jedną z pięt achillesowych wspólnej waluty jest wysoce niezależny niemiecki bank centralny. Jego konserwatywna polityka pieniężna zawsze stała – i wciąż stoi – w opozycji do euro jako projektu politycznego, który był forsowany przez Kohla. Czyli integracja monetarna w Europie zaszła daleko, ale wciąż wypełniona jest wewnętrznymi ograniczeniami zarówno na poziomie instytucjonalnym, jak i ekonomicznym. Mody nie użył tego porównania, ale UE przypomina kota, który wszedł na drzewo, a nie potrafi z niego zejść, bo nigdy nie był tak wysoko i w ogóle nigdy nie trenował schodzenia z podobnych przeszkód. Na tym polega tytułowa tragedia euro według Mody’ego: nie można się już cofnąć, a strach iść do przodu.
Mody zestawia strefę euro ze strefą dolara amerykańskiego, wskazując, że unia monetarna w Stanach Zjednoczonych ma podstawy zarówno polityczne, jak i ekonomiczne. Poza tym wyewoluowała ona niejako naturalnie, więc funkcjonuje wpisana w tradycję, historię, ekonomię USA. „USA są unią monetarną z prawdziwego zdarzenia, która ma nad sobą budżet federalny, zabezpieczone aktywa, zcentralizowany nadzór bankowy oraz federalny system ubezpieczeń depozytów. Jeśli banki w Teksasie zaczną bankrutować, Rezerwa Federalna i cały system zacznie działać, zdejmując ciężar z barków rządu stanowego. I nikt nie będzie groził gubernatorowi Teksasu, że stan ten zostanie usunięty z unii monetarnej” – wskazuje prof. Mody.
Gdy nadszedł kryzys, władze Unii Europejskiej i przodujących w niej krajów zaczęły naśladować Amerykanów – zarówno w trakcie próby zidentyfikowania jego źródeł, jak i na drodze naprawy sytuacji. Problem w tym – jak uważa prof. Mody – że europejskie elity polityczne okazały się dysponować znacznie mniejszymi kompetencjami i znacznie gorszym zrozumieniem sytuacji od elit amerykańskich. Jakość zarządzania w europejskim sektorze bankowym okazała się niska, a nadzory krajowe okazały się słabe. Brak nadzoru pan-europejskiego okazał się wielkim błędem, była to wada projektowa, której nie można było w szybki i łatwy sposób naprawić.
Poza tym, w strefie euro błąd gonił błąd – jak zwraca uwagę Mody. Uratowanie Grecji w I połowie 2010 roku tak naprawdę w niczym nie pomogło ani temu krajowi (i tak de facto zbankrutowała dwa lata później), ani Wspólnocie, a wprowadziło potworne zamieszanie i osłabiło strefę euro (zarówno na poziomie politycznym, jak i ekonomicznym). Euro nie okazało się żadną „kotwicą”, pomagającą słabszym gospodarczo krajom, a wręcz przeciwnie – okazało się kamieniem u szyi.
Jak powinna więc wyglądać strefa euro według prof. Mody’ego? Unia Europejska powinna mieć wspólny budżet i wspólną politykę fiskalną, bez tej „czapy” unia monetarna nie ma sensu – uważa ekonomista. Poza tym w ramach strefy euro powinny funkcjonować jasne mechanizmy restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków oraz forma systemowego ubezpieczenia dla depozytów (co uwalniałoby państwa narodowe od obowiązku ratowania instytucji finansowych, gdyby nadszedł poważny kryzys). Powinien działać oczywiście pan-europejski nadzór finansowy, który dysponowałby szerokim oglądem sytuacji w całej eurozonie.
Ślepy pro-europeizm drogą donikąd
Poza tym, Europejczycy powinni zastanowić się nad dalszą ścieżką integracji – uważa prof. Mody. Według niego, ślepy pro-europeizm – którego ekonomicznym wyrazem jest strefa euro – nie służy jedności kontynentu, a nawet może zantagonizować narody. Ekonomista nie daje jasnej odpowiedzi, jak powinna wyglądać dalsza integracja, ale z pewnością nie powinna iść tą drogą, którą podąża obecnie. Jedną z dróg, nad którą naukowiec się zastanawia, jest utworzenie nowej waluty dla najbardziej rozwiniętych krajów Unii Europejskiej, takich jak Niemcy, Holandia, Belgia. To rozwiązanie osłabiłoby euro, co przyniosłoby pożytek gospodarkom Południa – uważa prof. Mody. Kot musi znaleźć sposób, by bezpiecznie zejść z drzewa, bo inaczej ta przygoda może się dla niego źle skończyć: może utknąć na gałęzi, albo co gorsza spaść – zdaje się mówić prof. Mody. Lepiej nie wiedzieć, czy Wspólnota Europejska ma wiele żyć…
George Akerlof, laureat ekonomicznego Nobla z 2001 roku, napisał o książce „EuroTragedy: A Drama in Nine Acts” tak: „Opowiada ona historię próby stworzenia unii monetarnej w Europie w szczegółowy, a zarazem błyskotliwy sposób. Napisana została przez człowieka, który nie tylko dysponuje pogłębioną akademicką wiedzą, ale był także praktykiem w instytucjach finansowych. I w dodatku jest świetnie napisana. Spodobałaby się nawet Szekspirowi, jestem o tym przekonany.” Z kolei prof. Kenneth Rogoff z Harvard University stwierdził bez ogródek, że to lektura obowiązkowa dla analityków i polityków, dla ekonomistów i bankierów, a także dla studentów europeistyki. Chyba niewiele można dodać do tych opinii dwóch znanych ekonomistów. Książka prof. Mody’ego jest fantastyczną lekturą, najlepszym podsumowaniem dotychczasowej historii euro, jakie można sobie wyobrazić. W dodatku warto po nią sięgnąć teraz, gdy powrócił temat przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty.
Piotr Rosik