Prawdziwi pionierzy polskiej przedsiębiorczości to nie ludzie pokroju wielkich oligarchów. To nie „farciarze”, którzy dziwnym trafem odziedziczyli po, mocno i aktywnie udzielających się w czasach realnego socjalizmu na forach partyjno-bezpieczniackich, rodzicach miliony dolarów, lecz ci, którzy zmęczeni, spoceni, przestraszeni, dzień w dzień i noc w noc, pokonywali setki a nawet tysiące kilometrów pociągami na Węgry, do Czechosłowacji czy do Rumunii, by coś kupić, coś sprzedać. Potem, w miarę luzowania socjalizmu, kierunki tych podróży zaczęły się zmieniać – rozpoczęły się „pielgrzymki” do Berlina Zachodniego, Wiednia czy nawet Korei Południowej.
Jednym z takich przedsiębiorców jest bez wątpienia Józef Białek. Swoje perypetie związane z dochodzeniem do stabilnej sytuacji biznesowej, sięgające aż czasów PRL, opisał kilka lat temu w książce „Czas spekulantów. Wzloty i upadek polskiej przedsiębiorczości”. Czy to by znaczyło, że Józef Białek jest „upadłym” przedsiębiorcą? Nie, nie tylko z powodzeniem prowadzi własny biznes, ale także wydawnictwo, które regularnie wypuszcza na rynek nowe pozycje książkowe, jak również wydaje czasopismo. Wydawnictwo nazywa się „Wektory”, czasopismo zaś to kwartalnik „Opcja na Prawo”.
Właśnie na jego łamach ukazał się niedawno wywiad z Józefem Białkiem, przeprowadzony na okoliczność wydania 150 numeru kwartalnika. Białek opowiada w tym wywiadzie nie tylko o swoich doświadczeniach z czasów komunizmu, ale także o tym, jak dziś postrzega Polskę oraz otaczający nas świat. Stawia również ciekawe diagnozy, które warto przybliżyć.
W PRL Józef Białek działał w podziemiu, zajmował się między innymi drukiem i kolportażem antykomunistycznej prasy. Przypomina on we wspomnianym wywiadzie pewien ciekawy epizod z czasów podziemia: „Jako redaktorzy (…) gazetki „Dziś” przeprowadziliśmy w środowiskach podziemia pewną dającą do myślenia ankietę, którą wypuściliśmy w tysiącu egzemplarzy. Jej wyniki były dla nas wielce zaskakujące. Wychodziło z nich, że idealne ustroje według działaczy podziemia panowały wtedy w socjalistycznych krajach, konkretnie w Jugosławii i na Węgrzech – wskazało je około 90% ankietowanych! Wtedy zorientowaliśmy się, że mamy do czynienia z zupełnie lewicową orientacją wśród naszych podziemnych kompanów”. Warto dodać, że wielu z tych „kompanów” organizowało po 1989 roku solidarnościową władzę, stąd trudno się dziwić, że w gospodarcze przemiany wlewali oni swoją nieskrywaną wcześniej sympatię do socjalistycznych idei.
Józef Białek, po 1989 roku zaangażował się w działalność w środowisku, które skupiało się wokół jedynej wówczas partii o charakterze wolnorynkowym – Unii Polityki Realnej. Wtedy też ukazywać się zaczęła :”Opcja na Prawo”. Ale i wtedy także Białek leczyć się zaczął z – jak to określa – „ideowego zafiksowania na punkcie wolnego rynku”. „Na moich oczach odbywała się tzw. prywatyzacja, czyli rozsprzedaż polskiego majątku, otwarcie na zachodnie koncerny w imię liberalizmu, a w efekcie postępująca monopolizacja i coraz trudniejsza dla raczkującego polskiego biznesu konkurencja z wielkimi zachodnimi molochami. Im większy był gospodarczy liberalizm, tym mniejsze szanse po naszej stronie. Słowem, wolny rynek w tym wydaniu był narzędziem podboju gospodarczego naszego słabego państwa” – twierdzi Białek. Czy taka diagnoza ówczesnej sytuacji Polski jest trafna? W pewnym stopniu tak. Bo nie sposób zaprzeczyć, że Polska stała się u progu tzw. transformacji ustrojowej areną podziału łupów pomiędzy różne wpływowe grupy zarówno tu, w kraju, jak i z zagranicy. Ten podział nie dokonywał się zapewne bez patronatu przeróżnych służb specjalnych, które nad procesami „transformacji” czuwały i im się przyglądały. Udział wielkich zagranicznych korporacji handlowych był najprawdopodobniej jednym z elementów tego podziału, a polityka ulg podatkowych, które te korporacje w naszym kraju uzyskiwały, od samego początku spotykała się ze sprzeciwem środowisk liberalno-prawicowych, takich chociażby jak UPR. Czy zatem metody, jakimi zagraniczne korporacje zaczęły zapuszczać swoje korzenie w Polsce, metody nie do końca uczciwe i transparentne, obciążają w jakikolwiek sposób zasady wolnego rynku, którego jedną z naczelnych jest równość wszystkich wobec prawa? To nie wolny rynek decydował o tym, że hipermarkety mogły przez lata cieszyć się ulgami podatkowymi, zaś polski drobny przedsiębiorca zmuszony był pokrywać ze swojej krwawicy wszelkie koszty tych ulg. Decydowały o tym zmowy elit polityczno-biznesowych. Stanisław Michalkiewicz nazywa to zjawisko kapitalizmem kompradorskim, który z normalnym kapitalizmem ma niewiele wspólnego. Tak go opisuje: „W kapitalizmie kompradorskim – i to właśnie różni go w sposób istotny od zwyczajnego kapitalizmu, zarazem nieuchronnie gospodarkę polityzując – o dostępie do rynku i możliwości funkcjonowania na rynku decyduje przynależność do sitwy, której najtwardszym jądrem są tajne służby a w szczególności – wywiad wojskowy z komunistycznym rodowodem. Sitwa ta, za pośrednictwem agentury nie tylko kontroluje kluczowe segmenty gospodarki z sektorem paliwowym i finansowym na czele, ale za pośrednictwem agentury w aparacie państwa i mediach zabezpiecza tę kontrolę nie tylko przed wszelką interwencją osób niepowołanych, ale również – przed wtargnięciem niepowołanych osób na obszar zastrzeżony dla sitwy. Dlatego też agentury w strukturach państwa, ani w społecznych kręgach opiniotwórczych za żadne skarby nie tylko wyeliminować, ale nawet ujawnić nie można. Z tego punktu widzenia niezwykle pouczający jest głośny w Polsce przypadek pana Romana Kluski, który nie tylko przeborował sobie dostęp do rynku, ale również odniósł na nim spektakularny sukces. Wtedy okazało się, że on do żadnej sitwy nie należy, że w tym segmencie rynku jest intruzem – więc został natychmiast stamtąd wyciśnięty – ale nie przez konkurencję, tylko przez aparat państwa”. Oczywistym jest i raczej nie trzeba nikogo przekonywać, że niedawna decyzja premiera Morawieckiego – o czym zresztą Józef Białek wspomina w wywiadzie – o sprezentowaniu dotacji amerykańskiej korporacji finansowej JP Morgan za to, że ta zechciała otworzyć w naszym kraju swoją filię, to rozbój w biały dzień. Ale czy to działanie ma coś wspólnego z wolnym rynkiem?
W dalszej części wywiadu na łamach „Opcji na Prawo” Józef Białek mówi m.in. o wzorcach, z których Polska powinna czerpać garściami. Są nim – zdaniem przedsiębiorcy – chociażby Chiny. Wydawca „Opcji” bywał w Chinach wielokrotnie i tak opisuje swoje doświadczenia: „Przykłady propaństwowych gospodarek funkcjonują w dzisiejszym świecie i mają cechy dobrze się rozwijających. Przykład Azji, czy ściślej Chin. Tysiące sklepów działających według wszelkich zasad wolnorynkowości, a silne państwo nie dopuszcza do monopolizacji przez hipermarkety i korporacje. (…) To co jest ważne w tym wszystkim, to trzeba zauważyć mądrość, która towarzyszyła Chińczykom. Chiny miały jasno zdefiniowany cel, którym był rozwój ich państwa i dostosowywały do osiągnięcia tego celu środki na kolejnych etapach rozwoju. Ich instytuty określiły jasno gałęzie przemysłu, w których mogą się rozwijać i instrumenty, które mogą temu rozwojowi pomóc. Tam gdzie potrzebne były nowe technologie a także kapitał, otworzyły swoje rynki, na pewien czas, w sposób kontrolowany. W tym czasie ich specjaliści uczyli się od Zachodu jego technologii. Państwo wspomagało cały czas rozwój rodzimych inicjatyw. Chiny rzeczywiście wiedziały, że bez Zachodu sobie nie poradzą, więc stworzyły tzw. strefy ekonomiczne. Sprzedaż z tych stref była obwarowana. 60 % towarów w tych strefach musiała być wyprodukowana w Chinach. Towarów produkowanych w strefach nie można było sprzedawać wewnątrz państwa. Jeśli chodzi o amerykańskie korporacje to warto zwrócić uwagę, że nie wpuszczono za bardzo do Chin banków i korporacji finansowych. Niektóre przedsiębiorstwa jednak wpuszczono. Wszedł np. Siemens, niektóre fabryki samochodów, widziałem nawet w Chinach market IKEA. W siedemnastomilionowym mieście jest jedna IKEA, która tak naprawdę sprzedaje chińskie meble. Jak widzimy w tym wszystkim był jasno zarysowany propaństwowy plan”.
Tej polityce Chin przeciwstawia Białek podejście polskie, pozbawione – jego zdaniem – jakiejkolwiek strategii. „W Polsce mamy tylko chaos idei i brak zainteresowania wytyczeniem konkretnej strategii gospodarczej. Zamiast tego kazano nam zachłysnąć się mądrościami, które przywieźli nam w teczkach zagraniczni specjaliści od prywatyzacji. Nawet dzisiaj widać gołym okiem ten chaos i niezdecydowanie, ale i też brak kompetencji. Tu przekopywanie mierzei, tam stawianie portów lotniczych, projekty elektrycznych aut, to wszystko przypomina miotanie się. Efektem tego miotania i braku własnej strategii jest utrata całych gałęzi gospodarki na rzecz obcych podmiotów” – twierdzi Białek. Ale czy wina tego braku strategii gospodarczej polskich elit w jakikolwiek sposób obciąża wolny rynek, czy też obnaża jego braki? Jest ona raczej dowodem na przeżarcie umysłów tych, którzy nami rządzą, lewicowością, etatyzmem, socjalizmem. Wiadomo, że nie uda się zbudować drapacza chmur zaczynając budowę od ostatniego piętra. A tę formę budowy państwa zdają się nam serwować rządzący Polską od lat, byli solidarnościowi opozycjoniści. Kto wie, być może wielu z nich to dawni koledzy Józefa Białka z podziemia, którzy już w przeprowadzonej przez niego w latach 80-tych ankiecie, zachwycali się różnymi odmianami socjalizmu…
Zachęcamy do lektury kwartalnika „Opcja na Prawo”
Obszerne fragmenty wywiadu z Józefem Białkiem