Jeśli ktoś sądził, że Polska nie ma niczego wspólnego ze Szwajcarią to się głęboko mylił. Otóż jest – abonament radiowo-telewizyjny. Zarówno w Polsce jak i w Szwajcarii jest on przymusowy, jednak…
No właśnie… I tu wyłania się – z wolnościowego punktu widzenia – przewaga Polski nad Szwajcarią. O ile bowiem u nas płacić musi każdy, kto posiada odbiornik radiowy czy telewizyjny, o tyle w Szwajcarii płacą wszyscy, nawet ci, którzy nigdy nie widzieli telewizora na oczy.
Ale tu chyba kończą się przewagi naszego kraju na Helwetami w tej akurat sferze. Gdy w Polsce trwają dywagacje nad tym jakby tu zasięg abonamentu rozszerzyć i uczynić jego płacenie nieuchronnym, o tyle w Szwajcarii, być może już w marcu 2018 roku, zniknie on całkowicie. Jak to możliwe? 4 marca odbyć się ma w tym kraju referendum, w którym Szwajcarzy zdecydują czy dalej chcą utrzymywać państwowe media. Może się więc już wkrótce okazać, że chociażby wielcy fani kolarstwa, a już na pewno ci, którzy uwielbiają narodowy wyścig Szwajcarów – Tour de Suisse, mogą stracić swoją ulubioną imprezę, której jednym z głównych sponsorów jest właśnie telewizja państwowa, transmitująca go aż w czterech językach.
Czy Szwajcarzy podejmując w dniu 4 marca tego roku ostateczną decyzję co do losów państwowego nadawcy, będą kierować się sentymentem i martwić o losy swojego narodowego Touru? Czy górę weźmie chłodna kalkulacja? Okazuje się bowiem – o czym pisze na swoim blogu Szwajcarskie Blabliblu Joanna Lampka – że w skali roku opłaty abonamentowe nie są wcale niskie. Gospodarstwa domowe muszą odprowadzić ponad 451, 20 chf, natomiast firmy płacą – w zależności od obrotu – od 365 do 35 590 chf. Z pieniędzy pozyskanych z abonamentu opłacanych jest 7 kanałów telewizyjnych oraz 17 stacji radiowych. Nie jest tego mało – jak widać, jednak trzeba pamiętać, że Szwajcaria to cztery strefy językowe i każda z nich posiada swoje stacje. Z danych statystycznych wynika, że największe kwoty z abonamentu spływają ze strefy niemieckojęzycznej i tak naprawdę to ona utrzymuje nadawców w pozostałych strefach.
Właśnie to zróżnicowanie w finansowaniu jest jednym z powodów, dla których grupa inicjatywna domaga się referendum. Twierdzi ona, że system jest niesprawiedliwy. Jego obrońcy utrzymują, że nie da się wyłącznie z reklam utrzymać w pozostałych strefach językowych stacji telewizyjnych i radiowych. Twierdzą, że tylko dzięki abonamentowi, wielu ludzi ma w ogóle dostęp do jakichkolwiek mediów nadawanych w ich języku.
Innym z argumentów podnoszonych przez zwolenników reformy jest znaczna wysokość abonamentu oraz fakt, że płacą go również ci, którzy nie posiadają odbiorników. Ich zdaniem korzystanie z telewizji komercyjnych byłyby tańsze.
Z dotychczasowych sondaży wynika, że zwolenników zachowania abonamentu jest w tym momencie więcej niż przeciwników, bo około 60 procent. Inicjatorka referendum – Szwajcarska Partia Ludowa, uchodząca za ugrupowanie konserwatywno-liberalne liczy jednak na to, że przeforsuje swój projekt. Jeśli tak się stanie to – jak pisze na swoim blogu Joanna Lampka – „od 1 stycznia 2019 roku Rada Federalna nie będzie mogła zbierać abonamentu radiowo – telewizyjnego ani subsydiować stacji publicznych. Kanały telewizyjne i radiowe będą musiały utrzymywać się samodzielnie”.
Więcej o referendum w Szwajcarii w artykule Joanny Lampki – „Szwajcaria bez telewizji publicznej? – referendum NO BILLAG”
Polecamy także link do dyskusji na ten temat na Facebooku…