Jeden z tygodników opublikował wyniki badań na temat sposobu pojmowania przez Polaków państwa. Okazuje się, że połowa naszych rodaków postrzega państwo jako coś abstrakcyjnego, nie dostrzegając np. związku pomiędzy zawartością swojego portfela, a pieniędzmi, którymi ono dysponuje.
Pisząc najprościej, ludzie myślą sobie, że państwo po prostu ma pieniądze, ale skąd one pochodzą – tego już nie wiedzą. Załóżmy, że ktoś ma jednoosobową firmę i osobiście musi na bieżąco rozliczać się z urzędem skarbowym oraz ZUS-em. Przyjmijmy, że na konto firmy wpływa np. 2900 zł wynagrodzenia za usługi wykonane na rzecz innej firmy. Generalnie – nie najgorzej. Okazuje się jednak, że z kwoty tej trzeba zapłacić ZUS oraz podatek. Po odliczeniu tych zobowiązań na koncie firmy zostaje około 1800 zł. 1100 zł idzie właśnie na te opłaty. Dla tych, którzy dotychczas uważali państwo za twór, dysponujący jakimiś własnymi, bliżej nieokreślonymi zasobami pieniężnymi, powyższy przykład powinien podziałać niczym zimny prysznic. Państwo nie ma żadnych swoich pieniędzy. Państwo dysponuje tylko tym, co nam, w formie podatków oraz różnych przymusowych składek, zdoła odebrać. Tych 1100 zł, które fiskusowi i ZUS-owi oddać musi owa jednoosobowa firma to są właśnie pieniądze, którymi później państwo na różne sposoby obraca. Ktoś mógłby pomyśleć: „A dobrze jej tak. Skoro dużo zarabia to niech dużo płaci! Mnie to nie dotyczy!”. Takie myślenie to błąd. Załóżmy, że ów „ktoś” jest pracownikiem najemnym i zarabia np. 1000 zł na rękę. Z pozoru wydawać mu się może, że jest to cała kwota jaką przeznacza na niego pracodawca. Tak jednak nie jest! Kwota 1000 zł stanowi tylko to, co zostaje z jego wynagrodzenia po odliczeniu „składki” na ZUS oraz zapłaceniu podatku. Cała pensja tego pracownika to około 1700 zł. Pracownikowi wydaje się jednak, że tylko 1000, bowiem tych 700 zł po prostu nie widzi. To zaś rodzi złudne wrażenie, że jeśli czegoś nie widać, wówczas to coś nie istnieje.
W naszym kraju gors ludzi to wciąż pracownicy najemni, za których wszystkie opłaty ponoszą pracodawcy, zarówno z prywatnych przedsiębiorstw, jak i z budżetówki. Wnioskując z podanych we wstępie wyników badań szacować można, że nadal stanowią oni około połowy naszego społeczeństwa. I to właśnie ta połowa skłonna jest traktować państwo jako twór abstrakcyjny, oderwany od gospodarki.
Wszystko wydaje się niby bardzo proste. Wiem jednak z wielu rozmów z różnymi ludźmi, że umiejętność liczenia to jedno, a rozumienie zjawisk to drugie. Ważne jest bowiem, by pojąć zależności rządzące ekonomią. Jeśli dziś rząd zapowiada i cieszy się z tego (a niektórzy z nas wraz z nim!), że w tym roku „składka” na kasy chorych, wynosić będzie o 0,25 procenta więcej niż w roku ubiegłym i że dzięki temu do budżetu wpłynie o 800 milionów zł więcej, znaczy to tyle, że Polacy będą w przyszłym roku ubożsi o tę właśnie kwotę. Czy rzeczywiście jest więc się z czego cieszyć, zwłaszcza, że odebrane pieniądze prawdopodobnie utoną gdzieś w biurokratycznym chaosie, jak to już w przeszłości nie raz bywało? Nie chciałbym być zrozumiany jako przeciwnik podatków w ogóle. O ile jednak łatwiej by się żyło, gdyby były one niższe, zaś wszelkiego rodzaju ubezpieczenia – dobrowolne, a nie – jak obecnie – przymusowe. Klasyczni liberałowie twierdzą, że państwo jest najefektywniejsze i najmniej dokuczliwe dla obywateli wówczas, gdy pełni rolę „nocnego stróża”. Można się oczywiście z tym poglądem nie zgodzić. Trudno jednak zaprzeczyć, że – póki co – w Polsce aspiruje ono raczej do miana „całodobowego złodzieja”.
Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej. Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:49