Organizacje katolickie z Wrocławia, przy wsparciu miejscowych parafii rozpowszechniły ostatnio apel: „Pomagajmy dobrze!”. Zwracają się do mieszkańców miasta, by ci zaprzestali dawania datków ulicznym żebrakom. „Dając przygodnie datek, swoją litością przyczyniasz się do rozwoju zawodu żebractwa” – piszą w apelu jego autorzy.
W tym jednym zdaniu potwierdzają oni zarazem starą prawdę, według której każde rozdawnictwo demoralizuje! Może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, przyznają jednocześnie rację tym wszystkim, którzy od lat powtarzają, że niezależnie od tego, kto daje – indywidualna osoba czy też państwo – zawsze wytwarza to u obdarowanego przeświadczenie, że „tak już będzie zawsze”. Płynie stąd wniosek, że nie tylko wręczony „przygodnie datek” przyczynia się do „rozwoju zawodu żebractwa”, ale udział w tym „przyczynianiu się” – i kto wie, czy nawet nie większy – ma także wypłacony przez rządowe agendy w majestacie prawa – zasiłek. Przyjrzyjmy się bliżej temu zagadnieniu …
Rzeczywiście – żebraków na ulicach naszych miast jest coraz więcej. Wystarczy jednak udać się np. pod państwowy ośrodek pomocy społecznej, bądź urząd pracy w każdym większym mieście – zwłaszcza w dniu, w którym płacowe są zasiłki – by dostrzec zjawisko bardzo podobne. Osób wyczekujących w kasach tych instytucji również jest – z roku na rok – coraz więcej.
Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku mamy do czynienia z podobnym procederem – dawaniem pieniędzy „za nic”! By dostać „przygodną” jałmużnę na ulicy wystarczy na niej kilka godzin postać, bądź rozłożyć się pod ścianą jakiegoś budynku i wyciągnąć dłoń w stronę przechodniów. Żeby natomiast otrzymać państwowy zasiłek należy udać się do właściwej instytucji, zapukać do właściwych drzwi i złożyć stosowny wniosek. Podobnie, zarówno wśród żebrzących na ulicy, jak i korzystających z państwowego socjalu, nie brakuje naciągaczy. Jest prawdą, że wielu żebraków, uciułany dzięki swojemu procederowi grosz, trwoni na alkohol. Ale prawdą jest również, że identycznie postępuje szereg beneficjentów państwowej pomocy socjalnej. Przyznane im w majestacie prawa zasiłki pieniężne także często przeznaczają oni na alkohol. Zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku mamy też do czynienia z ludźmi, którzy żebranie uczynili sposobem na życie.
Rodzi się w związku z tym pytanie: skoro katolickie organizacje z Wrocławia zdecydowały się potępić żebractwo, to dlaczego w swym apelu skoncentrowały się wyłącznie na jednej z jego odmian? Dlaczego potępiły jeden rodzaj żebractwa – ten, który odbywa się na ulicy, natomiast nie wspominają nawet słowem o drugim jego rodzaju – czyli tym, który rozwija się w oparciu o stanowione przez polityków ustawy? Jak słusznie, w przeprowadzonej przez dziennik „Życie” w związku z wrocławskim apelem sondzie, zauważa Paweł Hertz, ” … żebractwo istniało przez wieki i miłosierdzie polegało m.in. na tym, żeby żebrakom dawać jałmużnę”. Nie czarujmy się więc – żebractwo to nieodłączna część tego świata, który od doskonałości jest wszak bardzo daleki. Ci natomiast, którzy nie przyjmują tej oczywistej prawdy do wiadomości i za wszelką cenę starają się biedę wymazać z życia społeczeństw – po prostu błądzą.
Skoro więc żebractwo było, jest i będzie, wypada zapytać o to, który rodzaj wyciągania ręki po jałmużnę jest wobec tego korzystniejszy dla społeczeństw … Czy ten, który odwołuje się do miłosierdzia indywidualnego, kiedy to żebrzący prosi o jałmużnę przypadkowego przechodnia, czy może raczej ten, który opiera się na zasadach tzw. sprawiedliwości społecznej, czyli upaństwowionego miłosierdzia, w ramach którego proszący o datek spędza pół dnia w kasie po zasiłek? Między tymi dwoma rodzajami żebractwa istnieje bowiem zasadnicza różnica: o ile pierwszy oparty jest na wolnej woli i dobrowolności obdarowującego, o tyle drugi zasadza się na przymusie i finansowany jest przez każdego podatnika, któremu pod groźbą kary rząd zabiera znaczną część jego dochodów. Warto więc też zapytać, który rodzaj miłosierdzia jest właściwszy z chrześcijańskiego punktu widzenia: czy ten, który odwołuje się do pojedynczych sumień poszczególnych ludzi, czy może raczej ten, który zasadza się na grabieży obywateli przez państwo, co z kolei sprzeczne jest z Siódmym Przykazaniem: „Nie kradnij”? Myślę, że katolickie organizacje z terenu Wrocławia i nie tylko, raczej nie powinny mieć problemów z odpowiedzią na tak postawione pytanie …
Z osobistości pytanych przez „Życie” we wspomnianej wcześniej sondzie zadziwia odpowiedź filozofa, Bogusława Wolniewicza. Pytany o stosunek do żebractwa stwierdza: „Jeżeli chce się pomagać tym ludziom, to od tego są instytucje opieki społecznej i to te instytucje należy wspierać”. Zdaniem filozofa ” … dawanie jałmużny to tylko pozorne rozwiązywanie problemu”. Otóż pan Wolniewicz, należy chyba do tych filozofów, którzy wierzą, że istnieje jakiś „nie pozorny” sposób na walkę z żebractwem. Jeśli wydaje mu się, że państwowe agendy są w stanie stawić temu problemowi czoło w sposób doskonały, wykorzystując do tego ustawowe narzędzia – to się po prostu myli. Państwo swoją zaangażowaną polityką społeczną może co najwyżej wzmóc to zjawisko, czego konsekwencją będzie, że zarówno w rządowych agendach pomocowych, jak i na ulicach miast, ludzi proszących o jałmużnę będzie przybywać. Skoro bowiem przyjmujemy do wiadomości fakt, że jałmużna dana na ulicy żebrakowi w jakiś sposób go demoralizuje, to tak samo demoralizuje przyznany przez rządową agendę zasiłek. W tej sytuacji chętnych do „brania” może tylko przybywać, powoli, acz systematycznie zamieniając społeczeństwo w roszczeniową masę.
Właściwie to trudno mieć do ludzi pretensje o to, że wyciągają ręce po datki, czy to „przygodne”, czy też „usankcjonowane” ustawowo … Ludzie bowiem zachowują się racjonalnie – gdzie dają tam chętni do brania zawsze się znajdą. Pretensje można mieć co najwyżej do polityków, dla których grabież własnych obywateli stała się naczelnym sposobem na rządzenie. To ich drapieżna polityka fiskalna jest głównym sprawcą nasilającego się w Polsce zjawiska żebractwa i to pod każdą postacią. Dlatego poczułbym się znacznie lepiej, gdyby którejś niedzieli w kościołach, nie tylko Wrocławia, ale i całej Polski, odczytano apel, wzywający rządzących naszym krajem do opamiętania się i zaprzestania wreszcie polityki dalszego rabunku własnych obywateli. Bo gdzież, jeśli nie w kościele, winno się mówić o Bożych Przykazaniach? A o łamaniu przez rząd Przykazania Siódmego naprawdę warto by było od czasu do czasu głośno z ambony zagrzmieć.
Powyższy tekst był pierwotnie opublikowany na Stronie Prokapitalistycznej.Data dodania na starej stronie PAFERE: 2009-02-01 00:00:57