„Najlepszym atakiem jest dobra obrona” – strategia ta może być przydatna do wyłonienia zwycięzców i przegranych na wojnie albo w różnych konkurencyjnych sportach. Ale taka ofensywno-obronna terminologia jest myląca w odniesieniu do wolnorynkowej konkurencji.
Dobrowolna wymiana nie jest ani wojną, ani grą; jest formą kooperacji pomiędzy kupującym a sprzedawcą dla ich wzajemnej korzyści – tak, jak każdy z nich ją określa. A więc zasada rynku powinna brzmieć raczej w taki sposób: „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”. Zyski przedsiębiorcy są miarą jego wydajności w używaniu dostępnych zasobów do zaspokojenia najpilniejszych potrzeb konsumentów.
Odniósłszy sukces na rynku, właściciel majątku szuka sposobów zachowania swych zysków. Ale rynek wciąż nalega: „najwięcej zyskuje ten, kto najlepiej służy”. Innymi słowy, najlepszym sposobem zachowania swoich korzyści jest ciągłe wydajne służenie konsumentom; to jedyna ochrona własności, jaką rynek może zaoferować.
Trzeba zaznaczyć, że rynek uznaje i przyjmuje różne rodzaje własności. Chyba najdonioślejszą i najpowszechniejszą formą jest prawo indywidualnej własności dotyczące swojej własnej osoby – wolność człowieka do używania wedle swego życzenia, do pokojowych celów, własnych pomysłów, sił oraz innych zdolności i darów. Jako suwerenna, odpowiedzialna ludzka jednostka, człowiek dysponuje wolnością wyboru pracy albo odpoczynku, oszczędności albo rozrzutności, specjalizacji i wymiany albo samowystarczalności, edukacji publicznej albo domowej, sławy albo prostego życia – pokojowo i na własny koszt. Rynek służy mu w takiej mierze, w jakiej człowiek ten służy innym: „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”.
Poza prawem jednostki do własnego życia rynek uznaje i szanuje inne formy prywatnej własności. Dotyczy to ziemi – przestrzeni, którą ktoś zajmuje z wyłączeniem innych, którzy nie uzyskali dostępu ani dobrowolnego zaproszenia do dzielenia tej przestrzeni. Dotyczy to budowli i narzędzi do dalszej produkcji. Dotyczy to żywności, odzieży, mieszkań, transportu, opieki medycznej i dentystycznej, wiadomości i innych informacji, książek, edukacji, wypoczynku, rozrywki, usług – od najbardziej podstawowej fizycznej pracy po wysoko wykwalifikowaną fachową pomoc. Wszystko to są formy prywatnej własności, rzeczy posiadanych i kontrolowanych przez jednostki w konsekwencji pokojowej produkcji i wymiany – dobrowolnych transakcji rynkowych w myśl zasady „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”.
Bogaty kraj
Mówiąc o Stanach Zjednoczonych jako o bogatym kraju mamy na myśli to, że obywatelom tego kraju powodzi się relatywnie dobrze. Powinniśmy ująć to w dwa konkrety: (1) niektórzy obywatele Stanów Zjednoczonych mają więcej, niż inni, oraz (2) przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych ma więcej, niż przeciętny obywatel innego kraju.
Bez tych uściślających warunków odniesienie się do zamożności Stanów Zjednoczonych mogłoby zostać błędnie zrozumiane jako twierdzenie, że nasz rząd federalny ma w swojej dyspozycji nieograniczone środki – mniemanie zdecydowanie zbyt powszechne.
Być może mieszkańcom słabo rozwiniętego tak zwanego Trzeciego Świata można by wybaczyć pogląd, że bogactwo Stanów Zjednoczonych występuje przede wszystkim w formie własności rządu. Z kolei obywatele krajów długo poddawanych komunizmowi mają mniej powodów, by wierzyć, że droga do dobrobytu i szczęścia wiedzie przez rządową własność i kontrolę zasobów.
Jakie jednak usprawiedliwienie możemy mieć my, podatnicy Stanów Zjednoczonych, kiedy postrzegamy Wuja Sama jako źródło nieskończonych dóbr? Albo nasz rząd jest niezależnie bogaty i nie potrzebuje podatników, albo jego źródła zależą od podatników. Czy są potrzebne dalsze pytania?
Niestety, wielu obywateli Stanów Zjednoczonych wydaje się mieć wątpliwości, jak jest naprawdę. Głosują za natychmiastową opieką i pomocą społeczną, jak gdyby nie było jutra – towarzyszących im obciążeń podatkowych ani zahamowania biznesu i handlu. Fakty świadczące o czymś przeciwnym przejawiają się codziennie w różnych podatkach od sprzedaży, co tydzień albo dwa w listach potrąceń z wypłaty, co roku przy wypełnianiu zeznań podatku dochodowego. Mamy wszelkie powody, by sądzić, że podatek trzeba zapłacić za każdą czynność rządu, czy to ochronę życia i własności, utrzymywanie pokoju i zapewnianie sprawiedliwości, czy też transfer własności od jednej osoby do innej dla jakichkolwiek powodów.
Dlaczego niektórzy mają więcej
Niektóre osoby osiągają i posiadają większy majątek, niż inne, ponieważ rynek nagradza jednostki proporcjonalnie do dostarczonych usług. Są tacy, którzy wyłącznie dzięki służeniu ludzkim masom stały się nadzwyczaj bogate. Udzielony im został zarząd nad wielkimi ilościami majątku z powodu ich udowodnionej umiejętności wydajnego używania dostępnych zasobów dla dostarczania towarów i usług najbardziej poszukiwanych i cenionych przez innych. Jednak jeżeli z jakichś powodów aktualny właściciel zasobów traci tę zdolność, otwarta konkurencja postępujących procesów rynkowych niezwłocznie przeniesie własność zasobów i dochód z ich przetwarzania w ręce nowego, lepiej służącego właściciela.
Tymczasem procesy rynkowe utrzymują sporą liczbę tych z nas, którzy uważają, że wiedzą lepiej, niż m y – udają wiedzę, której nie widać w ich czynach. Jedna z wersji takiej „wiedzy” utrzymuje, że „my” wiemy lepiej, niż „oni”, jak zużytkować i c h własność, że istnieje bardziej humanitarna i właściwa metoda alokowania niedostatecznych, cennych zasobów niż pozostawienie swobody rynkowym decyzjom konkurujących prywatnych właścicieli. Innymi słowy, własność powinna ulegać redystrybucji „każdemu według potrzeb”, a nie według rynkowej zasady „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”. A jak zamknąć rynek? Siłą! Zamiast podtrzymywać godność i własność spokojnego właściciela, rząd interweniuje co jakiś czas, aby wbrew jego woli wprowadzić go na rynek, a kiedy indziej, by powstrzymać go przed wejściem nań; czasem, by chronić aktualnych właścicieli długo po tym, jak zostali uznani za marnotrawców według każdej stosowanej rynkowej miary; czasem, aby pod przymusem dokonać transferu własności od najbardziej wydajnych użytkowników w ręce tych, godnych pożałowania, którym nie udało się służyć innym w jakikolwiek sposób.
Najlepszy system
Wracamy więc do zasady, według której działa rynek: „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”. Mimo majątkowych nierówności wynikających ze stosowania tej zasady, nikt nie może rozsądnie stwierdzić, że istnieje lepsza formuła ludzkich działań w społeczeństwie. Nie ma nic moralnie złego w dobrowolnym służeniu innym. Nikt nie może racjonalnie stwierdzić, że popadł w ubóstwo dlatego, iż inni działali dla zaspokojenia jego najpilniejszych potrzeb. Gdy dwie strony dobrowolnie wymieniają należące do nich zasoby albo rzeczy, każda z nich zyskuje – inaczej nie dokonywałyby wymiany; żadna nie zainteresowana trzecia strona nie doznaje uszczerbku z powodu tej wymiany.
To przyjemne – być obywatelem bogatego kraju. Ale kraj jest bogaty tylko dlatego, że zasoby są prywatną własnością i są zarządzane zgodnie z zasadą „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”. Jedyny sposób, aby rynek służył takiemu społeczeństwu, to utrzymywanie jego otwartości, ograniczanie i karanie gwałcących tę zasadę i – poza tym – umożliwienie wolnym ludziom konkurencji.
Chociaż najważniejsza zasada rynku pozwala na największy zysk temu, kto najlepiej służy, nie oferuje temu zyskowi żadnej innej ochrony, jak tylko przez ciągłe jego użycie w wydajnej służbie dla innych. Innymi słowy rynek wymaga, by niewystarczające zasoby należały do tych, którzy najsprawniej służą chętnym klientom, co oznacza najmniej rozrzutny z możliwych społeczny podział bogactwa. Arbitralna albo przymusowa zmiana utworzonego przez rynek wzorca oznacza wywołanie strat; nie ma zaś dowodów historycznych ani teoretycznych, że marnowanie niedostatecznych zasobów jest społecznie korzystne. Każda strata w niedostatecznych zasobach oznacza w ostatecznym rozrachunku utratę ludzkiego życia – nieodłączną konsekwencję wpływu wymuszonego kolektywizmu na rynek albo zastąpienia przezeń rynkowego procesu otwartej konkurencji.
To przyjemne – być obywatelem bogatego kraju. Ale kraj jest bogaty tylko dlatego, że zasoby są prywatną własnością i są zarządzane zgodnie z zasadą „ten zyskuje najwięcej, kto najlepiej służy”. Jedyny sposób, aby rynek służył takiemu społeczeństwu, to utrzymywanie jego otwartości, ograniczanie i karanie gwałcących tę zasadę i – poza tym – umożliwienie wolnym ludziom konkurencji.
Tekst pochodzi z książki „Moralność kapitalizmu” wydanej wspólnym nakładem Instytutu Liberalno-Konserwatywnego z Lublina i Wydawnictwa Prohibita z Warszawy (Lublin-Warszawa, 2017).