Wolność dotyczy także wolności w zawieraniu umów. Jeśli posiadam ziemię i hoduję tam truskawki, to nikt nie powinien się wtrącać za jaką płacę, na jakich warunkach i z kim zawieram umowę, że będzie u mnie pracował (zwłaszcza ktoś, dla kogo wolność jest naczelną wartością!). Jeśli nie chce może się zatrudnić gdzie indziej lub pooszczędzać i założyć własną firmę. Natomiast namawianie do kradzieży powinno być (jeśli ta kradzież zostanie zrealizowana), surowo karane.
Na koniec przytoczę definicję wolności podaną przez twórców tej ulotki: (…) Państwo zabija powszechną wolność, którą uznajemy za jedną z naczelnych wartości w wolnościowym społeczeństwie. Bowiem dzięki niej człowiek może realizować w pełni swą istotę, cele i pragnienia, a także wyrabiać poczucie odpowiedzialności za innych.”
Poza tym, że państwo nie musi zabić wolności a na pewno tego nie robi w wolnościowym społeczeństwie (inaczej nie byłoby ono wolnościowe), z tym zdaniem można się zgodzić. Dużo poważniejszym błędem jest za to ostatnie sformułowanie. O ile rzeczywiście wolność jednostki jest jedną z najwyższych wartości i rzeczywiście dzięki niej można się realizować, to wyrabianie w sobie poczucia odpowiedzialności za innych jest zdecydowanie antywolnościowym postulatem. Wolność jest oczywiście związana z odpowiedzialnością za siebie (ew. za członków swojej rodziny, którzy są od nas zależni, np. dzieci). Nie jest już wolnością (co oczywiste) jakiekolwiek szkodzenie innym, okradanie ich (!) czy kaleczenie. Ale co ma z tym wspólnego odpowiedzialność za innych? W jaki sposób panowie anarchosyndykaliści chcą być za mnie odpowiedzialni? Zwłaszcza jeśli – jak twierdzą – szanują moją wolność? Nie można być za kogoś odpowiedzialnym, nie naruszając jego wolności! Rodzic jest odpowiedzialny za małe dziecko i jeśli malec wpadnie pod samochód, to dorosły poniesie za to karę, ale dzieje się tak tylko dlatego, że mógł temu zapobiec, a mógł zapobiec, bo posiada nad dzieckiem władzę! Może je bowiem złapać za rękę i siłą zatrzymać na chodniku. Dlatego pytam jeszcze raz, w jaki sposób autorzy ulotki chcą być za mnie odpowiedzialni? Jeśli chcieli przez to po prostu powiedzieć, że nie jeżdżą samochodem po pijanemu albo nie wyrzucają śmieci przez okno, to na szczęście się tylko przejęzyczyli, bo takie zachowanie nie jest odpowiedzialnością za innych, ale co najwyżej za siebie i swoje zachowanie. Nie jest też to nic innego, jak respektowanie praw i wolności innych ludzi. Dobrze też przy okazji przypomnieć, że nie można w żadnym społeczeństwie, polegać na „dobrym sercu” i cichej nadziei, że wolni ludzie nie będą sobie szkodzić, ale potrzebne jest tutaj proste prawo obowiązujące wszystkich, zakazujące i karzące tego typu zachowań.
Pomijając jednak tę dygresję wróćmy do pytania o to przejęzyczenia albo o jego źródło. Wydaje mi się – a walka z kapitalizmem i nowy wspaniały ustrój proponowany przez tych panów tylko mnie w tym utwierdza – że chęć brania odpowiedzialności za innych wynika ze wspólnej wszystkim socjalistom i innym totalitarystom chęci uszczęśliwiania nas przez tworzenie nam nowego, lepszego świata. Urządzonego według doskonałego wzoru jakiegoś genialnego „planisty-totalitarysty”. I czy to pod hasłami równości szans, sprawiedliwości społecznej czy anarchosyndykalistycznej pseudowolności, wszyscy tego typu „uszczęśliwiacze” innych budują nam tylko nowe więzienie.
Dziękujemy wam, ale wystarczy nam walka z tym starym, czyli podatkami, przymusem ubezpieczeń, przymusem szkolnym i kilkoma innymi wymysłami waszych „braci” z I międzynarodówki.