Niedostępność kredytu, która jest cechą charakterystyczną kryzysu, nie wynika z ograniczenia kredytu, lecz z powstrzymania się od dalszej ekspansji kredytowej. Uderza we wszystkie przedsiębiorstwa, a więc nie tylko w te, które i tak muszą upaść, lecz także w te, których funkcjonowanie opiera się na solidnych podstawach, dzięki czemu mogłyby się doskonale rozwijać, gdyby miały dostęp do kredytu. Banki nie otrzymują spłat zaległych kredytów i nie mają środków na przyznanie pożyczek nawet najsolidniejszym firmom. Kryzys upowszechnia się i zmusza wszystkie branże i wszystkie przedsiębiorstwa do ograniczenia zakresu swojej działalności. Tych wtórnych konsekwencji wcześniejszego boomu nie da się uniknąć.
Kiedy pojawia się depresja, wszyscy zaczynają narzekać na deflację i domagają się kontynuowania polityki ekspansji kredytowej. To prawda, że nawet jeśli nie ograniczy się podaży pieniądza właściwego i dostępnych fiducjarnych środków płatniczych, to depresja wywołuje spowodowaną czynnikami pieniężnymi tendencję do wzrostu siły nabywczej jednostki pieniężnej. Wszystkie firmy dążą do zwiększenia swoich zasobów gotówkowych, co wpływa na stosunek między podażą pieniądza (w szerszym sensie) a popytem na pieniądz (w szerszym sensie) trzymany w zasobach gotówkowych. To zjawisko rzeczywiście należy uznać za deflację. Byłoby jednak poważnym błędem utrzymywać, że spadek cen towarów został spowodowany dążeniem do zwiększenia zasobów gotówkowych. Jest to mylenie skutku z przyczyną. Ceny czynników produkcji – zarówno materialnych, jak i ludzkich – osiągnęły nadmiernie wysoki poziom w okresie boomu. Muszą spaść, zanim aktywność gospodarcza znów stanie się opłacalna. Przedsiębiorcy zwiększają zasoby gotówkowe, ponieważ powstrzymują się od nabywania dóbr i zatrudniania robotników do czasu, aż struktura cen i płac dostosuje się do rzeczywistego stanu danych rynkowych. Z tego powodu wszelkie wysiłki rządu lub związków zawodowych, by zapobiec bądź opóźnić owo dostosowanie, przedłużają jedynie stagnację.
Nawet ekonomiści często nie rozumieli tych zależności. Ich wnioskowanie przebiegało tak: Struktura cen ukształtowana w okresie boomu była wynikiem presji ekspansjonistycznej. Jeśli nie będzie się w dalszym ciągu zwiększać ilości fiducjarnych środków płatniczych, wzrost cen i płac musi się zatrzymać. Jeżeli jednak nie wystąpi deflacja, to ceny i płace nie będą mogły spaść.
Rozumowanie to byłoby poprawne, gdyby presja inflacyjna nie wpłynęła na rynek kredytów, zanim ujawnił się w pełni jej wpływ na ceny towarów. Załóżmy, że rząd izolowanego kraju emituje dodatkowe pieniądze papierowe, żeby wypłacić zasiłki dla osób o niskich dochodach. Wzrost cen towarów, który wywoła ta operacja, zakłóci produkcję. Spowoduje zmniejszenie produkcji dóbr konsumpcyjnych systematycznie kupowanych przez grupy nieotrzymujące zasiłków i zwiększenie produkcji dóbr konsumpcyjnych, na które zgłaszają popyt grupy korzystające z pomocy. Jeśli w późniejszym okresie polityka subsydiowania wybranych grup zostanie zarzucona, spadną ceny dóbr, które cieszą się popytem grup korzystających wcześniej z zasiłku, a ceny dóbr kupowanych przez grupy niekorzystające z zasiłków wzrosną gwałtowniej. Nie pojawi się jednak tendencja do powrotu siły nabywczej jednostki pieniężnej do stanu sprzed inflacji. Struktura cen będzie trwale zmieniona przez działania inflacyjne, jeśli rząd nie wycofa z rynku dodatkowej ilości papierowego pieniądza, wprowadzonego w postaci zasiłków.
Inna sytuacja powstaje w wyniku ekspansji kredytowej, która najpierw oddziałuje na rynek kredytów. Efekty inflacji zostają zwielokrotnione przez konsekwencje chybionych inwestycji i nadmiernej konsumpcji. Konkurując między sobą o przejęcie jak największej części ograniczonej podaży dóbr kapitałowych i siły roboczej, przedsiębiorcy windują ceny do poziomu, na którym mogą się one utrzymać tylko pod warunkiem, że ekspansja kredytowa nabierze tempa. Gwałtowny spadek cen wszystkich towarów i usług nastąpi nieuchronnie, gdy ustanie napływ dodatkowych fiducjarnych środków płatniczych.
W trakcie boomu panuje powszechna skłonność do tego, by kupować ile się da, ponieważ wszyscy spodziewają się dalszego wzrostu cen. Tymczasem w depresji ludzie powstrzymują się od kupowania, przewidując dalszy spadek cen. Odnowa i powrót do „normalności” może zacząć się dopiero wtedy, kiedy ceny i płace są tak niskie, że wystarczająca liczba ludzi zakłada, iż nie będą już spadać.
Z tego względu jedynym sposobem na skrócenie okresu złej koniunktury jest powstrzymywanie się od hamowania spadku cen i płac. Dopiero kiedy rozpocznie się odnowa, zmiana relacji cenowej wywołana wzrostem ilości fiducjarnych środków wymiany zaczyna być widoczna w strukturze cen.