Prawdą jest również, że rolnicy z opóźnieniem zaczęli stosować pojęcie kapitału w odniesieniu do swojej ziemi. Nawet dziś w najbardziej rozwiniętych krajach tylko niektórzy farmerzy znają metody poprawnej księgowości. Wielu z nich stosuje system rachunkowości, w którym nie uwzględnia się ziemi i jej wkładu w produkcję. Ich zapisy księgowe nie uwzględniają ekwiwalentu pieniężnego ziemi i nie pokazują zmian jego wysokości. Takie księgi są niekompletne, ponieważ nie zawierają informacji, których dostarczenie jest jedynym celem księgowości kapitałowej. Nie pokazują, czy funkcjonowanie gospodarstwa rolnego spowodowało zmniejszenie możliwości produkcyjnych ziemi, to znaczy jej obiektywnej wartości użytkowej. Jeśli ziemia uległa erozji, księgi nie odnotują tego wydarzenia, a w związku z tym wyliczony dochód (zysk netto) będzie wyższy niż dochód, który wykazałaby dokładniejsza metoda księgowania.
Przywołanie tych historycznych faktów jest konieczne, ponieważ miały one wpływ na próby skonstruowania przez ekonomistów pojęcia kapitału realnego. Zarówno dawniej, jak i dziś ekonomiści stykają się z błędnym poglądem, który głosi, że rzadkość czynników produkcji można wyeliminować, całkowicie lub przynajmniej częściowo, przez zwiększenie ilości pieniądza w obiegu oraz ekspansję kredytową. Uznali oni, że aby zbadać to fundamentalne zagadnienie polityki gospodarczej, konieczne jest skonstruowanie pojęcia kapitału realnego i przeciwstawienie go pojęciu kapitału stosowanemu przez właściciela firmy, którego kalkulacja dotyczy całego kompleksu działań związanych z nabywaniem. Jednak kiedy ekonomiści podjęli taki wysiłek, nadal kwestionowano sens włączania ekwiwalentu pieniężnego do pojęcia kapitału. Ekonomiści uznali więc, że tworząc pojęcie kapitału realnego, należy pominąć ziemię. Kapitał realny zdefiniowali jako ogół dostępnych wyprodukowanych czynników produkcji. Toczyły się oderwane od życia dyskusje o tym, czy zasoby dóbr konsumpcyjnych należących do przedsiębiorstw stanowią kapitał realny, czy nie. Jednocześnie niemal wszyscy byli zgodni co do tego, że gotówka nie jest realnym kapitałem.
Pojęcie ogółu wyprodukowanych czynników produkcji jest puste. Ekwiwalent pieniężny różnych czynników produkcji będących własnością firmy może być obliczony i zsumowany. Jeśli jednak nie zastosujemy takiej pieniężnej wyceny, to ogół wyprodukowanych czynników produkcji będzie oznaczał jedynie listę mnóstwa najróżniejszych dóbr w określonych ilościach. Taka lista to opis wycinka świata w kategoriach techniki i topografii i, niemający nic wspólnego z zagadnieniami związanymi z dążeniem do poprawy sytuacji materialnej ludzi. Można nazwać wyprodukowane czynniki produkcji dobrami kapitałowymi. To jednak nie sprawi, że pojęcie kapitału realnego nabierze sensu.
Najgorszą konsekwencją stosowania mitycznego pojęcia kapitału realnego było to, że ekonomiści zajęli się pozornym problemem nazywanym produktywnością kapitału (realnego). Czynnik produkcji to z definicji coś, co może stanowić wkład w powodzenie procesu produkcji. Jego cena rynkowa odzwierciedla w całości wartość, jaką ludzie przypisują temu wkładowi. Za korzyści, jakich można się spodziewać po zastosowaniu danego czynnika produkcji (to znaczy jego wkład w produktywność), płaci się w transakcjach rynkowych cenę odpowiednią do całkowitej wartości, jaką ludzie z nimi wiążą. Czynnik ten jest uważany za wartościowy jedynie ze względu na te korzyści. Są one jedynym powodem tego, że ktoś za niego płaci. Kiedy cena za dany czynnik jest zapłacona, nie istnieją żadne powody, żeby nadal komukolwiek płacić rekompensatę za dodatkowe korzyści produkcyjne związane z tym czynnikiem produkcji. Pogląd, że procent to dochód uzyskany z produktywności kapitału, był błędny.
Równie wiele zamieszania spowodowało drugie nieporozumienie związane z pojęciem kapitału realnego. Zaczęto rozpatrywać pojęcie kapitału społecznego, odróżniwszy je od pojęcia kapitału prywatnego. Posługując się konstrukcją myślową gospodarki socjalistycznej, próbowano zdefiniować pojęcie kapitału, które byłoby przydatne w opisie działań zarządcy takiego systemu. Kierowano się słusznym przeświadczeniem, że ów zarządca będzie chciał wiedzieć, czy jego działania zakończyły się powodzeniem (z punktu widzenia jego ocen wartości i celów odpowiadających tym ocenom), a także ile może przeznaczyć na konsumpcję dla swoich pupili, nie uszczuplając dostępnego zasobu czynników produkcji, by w konsekwencji nie obniżyć dochodów z przyszłej produkcji. Rządowi socjalistycznemu bardzo przydałyby się pojęcia kapitału i dochodu jako wskazówki jego działań. Tymczasem w systemie gospodarczym, w którym nie ma prywatnej własności środków produkcji, rynku i cen tych środków, kapitał i dochód to jedynie pojęcia z akademickich teorii, pozbawione praktycznego znaczenia. W gospodarce socjalistycznej istnieją dobra kapitałowe, ale nie ma kapitału.
Pojęcie kapitału ma sens wyłącznie w gospodarce rynkowej. Jest ono podstawą rozważań i kalkulacji jednostek lub grup działających w takiej gospodarce na własny rachunek. Jest to wynalazek kapitalistów, przedsiębiorców i farmerów, którzy chcą osiągać zyski i unikać strat. Kapitał nie jest kategorią wszelkiego działania. Jest kategorią działania w gospodarce rynkowej.