H. Hazlitt pisze, że ci, którzy naprawdę chcą pomagać biednym, nie będą spędzać swojego czasu na organizowaniu marszów protestacyjnych i przekazywaniu pieniędzy ubogim, które zostaną przeznaczone na natychmiastowe potrzeby konsumpcyjne. Autor Ekonomii w jednej lekcji uważa, że raczej sami powinni żyć skromnie w stosunku do swoich dochodów, oszczędzając i stale inwestując swoje oszczędności w istniejące lub nowe przedsiębiorstwa, tworząc w ten sposób obfitość dóbr dla wszystkich, a przy okazji tworząc nie tylko więcej miejsc pracy, ale również lepiej płatnych. Nie ma innej drogi. Rozwiązaniem nie jest państwo opiekuńcze, o którym św. Jan Paweł II (+2005) w Centesiums annus trafnie napisał: „Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których – przy ogromnych kosztach – raczej dominuje logika biurokratyczna” (CA 48).
Historia Kościoła ma długa listę ludzi, którzy wpisali się w poczet świętych, ponieważ w sposób heroiczny poświecili swoje życie na rzecz pomocy ludziom z marginesu. W listopadzie obchodzimy w Kościele liturgiczne wspomnienie św. Homobona (+1197), który był mniej więcej rówieśnikiem św. Franciszka z Asyżu (+1226). Obaj święci żyli w północnych Włoszech. Jeden i drugi urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej handlującej tkaninami. Św. Franciszek wybiera skrajne ubóstwo i zakłada zakon żebraczy. Św. Homobon pomnaża majątek swojego ojca i owocami swojej pracy dzieli się z biednymi. Papież Innocenty III (+1216), który kanonizował kupca z Cremony w niespełna dwa lata po jego śmierci, w bulli kanonizacyjnej napisał, że ten zaszczytny tytuł zapisania imienia Homobona na liście świętych przypadł mu z racji „czynienia wiele dla biednych, których utrzymywał przy sobie, dbając o nich i goszcząc w swoim domu” i troszczenia się zarówno o żywych, jak i fundując chrześcijańskie pochówki, dla tych którzy dokonali już swojego ziemskiego żywota.
Szkoda, że dzisiaj tylko nieliczni pamiętają o świętym z Cremony. Kiedyś musiało być inaczej. Jego relikwie znajdują się w Kościele Mariackim w Krakowie. Ten średniowieczny święty uczy, że praktykowanie miłości bliźniego zakłada posiadania czegoś na własność. Rozdawanie cudzej własności nie jest dobroczynnością. Wiele kościelnych organizacji charytatywnych korzysta dzisiaj ze środków publicznych. Taka działalność nie ma wiele wspólnego z filantropią. Alexis de Tocqueville (+1859) w swoim „Raporcie o pauperyzmie” zwracał uwagę, że jest ona zawsze obarczona zasadniczym błędem, ponieważ lekceważy najbardziej podstawową cechę ludzkiej natury. Pierwszym motywem, który popycha ludzi do pracy, jest chęć przeżycia lub poprawy swojej egzystencji. Odebranie im tego motywu poprzez przyznanie im ustawowego prawa do pomocy społecznej jest równoczesne skazaniem ich na życie w zależności i bezczynności.
Na co dzień zmagamy się z rzadkością zasobów w tym świecie. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Każdego dnia spotkamy głodnych, spragnionych i nagich. Zastanawiamy się, jak im pomóc. Tworzymy w tym celu fundacje i stowarzyszenia charytatywne. Zastanawiamy się, jaki system ekonomiczny pozwoliłby ludziom wyjść z ubóstwa. Ale Światowy Dzień Ubogich nie jest zaproszeniem do tego, by zastanawiać się, jak walczyć z ubóstwem. W tym dniu Papież zachęca wiernych, aby w ubogich zobaczyli obecność samego Boga, gdyż każdy z nas został stworzony na Jego podobieństwo. Taka postawa pozwala zrozumieć, że służba bliźniemu jest zawsze odpowiedzią na miłość Boga, który pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4,19). Wszystko to, co posiadamy, pochodzi od Boga, a my jesteśmy tylko tego szafarzami.
W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16,19-31) potępiony zostaje bogacz. Warto zwrócić uwagę na to, że nie zostaje on potępiony za sam fakt posiadania majątku, ale za swoją obojętność na los ubogich. Bogaczowi brakowało fundamentalnej opcji na rzecz ubogich. Na czym ona polega? Odpowiedź znajdujemy w orędziu papieża, który w prosty sposób naucza, że uczeń Chrystusa jest wezwany „do wyciągnięcia ręki do biednych, do spotkania się z nimi, popatrzenia im w oczy, przytulenia, aby poczuli ciepło miłości, która przełamuje krąg samotności. Ich ręka wyciągnięta w naszą stronę jest również zaproszeniem do wyjścia z naszych pewności i wygód, i do rozpoznania wartości, którą ubóstwo ma samo w sobie”.
O. Jacek Gniadek SVD test misjonarzem werbistą i doktorem teologii moralnej (ur. 1963). Pracował przez wiele na misjach w Afryce (Kongo, Botswana, Liberia i Zambia). Mieszka w Warszawie (Fundacja Ośrodek Migranta Fu Shenfu, Stowarzyszenie Sinicum im. Michała Boyma). Tekst pochodzi ze strony jacekgniadek.com.