Parafrazując tytuł książki Richarda M. Weaver’a „Ideas Have Consequences” można powiedzieć, że podatki, jak idee, też mają swoje konsekwencje. Istnieje związek przyczynowo-skutkowy między filozofią społeczną i głoszonymi hasłami politycznymi, a sposobem funkcjonowania społeczeństwa, zachowaniami poszczególnych jego członków i całych grup społecznych oraz stanem gospodarki.
Jeśli głosimy jakąś ideę, to nie możemy się dziwić skutkom, które ona wywołuje. Z kolei każdy podatek wywiera bezpośredni wpływ na alokację zasobów w gospodarce i jest źródłem tak zwanego efektu akcyzowego. Jeżeli coś opodatkowujemy, to, z definicji, tego czegoś jest mniej.
Gdy opodatkowujemy dochód, mamy mniejszy dochód, o czym przekonuje się każdy, kto bezpośrednio rozlicza się z fiskusem, a czego mogą nie odczuwać jedynie osoby, za które podatki płaci zakład pracy lub ZUS. Gdy opodatkowujemy oszczędności to też jest ich mniej – a w konsekwencji ilość kapitału dostępnego na rynku jest mniejsza. Państwo zabiera podatnikom tę część dochodów, która mogłaby zostać przez nich zaoszczędzona i przeznaczona na finansowanie rozwoju gospodarczego. Zaś rząd, który przechwytuje pieniądze podatników, kieruje się w swoich decyzjach najczęściej kryteriami politycznymi i finansuje te przedsięwzięcia, które mają szanse uzyskać największy poklask klienteli wyborczej, rokując największą „polityczną stopę zwrotu”. Gdy bezpośrednio opodatkowujemy kapitał, też jest go mniej, albowiem kapitał wybiera takie miejsca inwestycji, w których fiskus nie jest nadmiernie zachłanny, a spodziewane zyski są najwyższe. Jak zmniejsza się ilość kapitału, którym można finansować inwestycje, to ilość inwestycji zostaje ograniczona. Mniejsze inwestycje z kolei to zmniejszenie ilości pracy dostępnej na rynku. Gdy dodatkowo opodatkowujemy tę pracę, bezpośrednio, czy w jakiś sposób pośredni (składki na ZUS), stawką dochodzącą w skrajnych przypadkach do 100% wysokości zarobków netto, to tej pracy jest jeszcze mniej.
Jak jest mniej pracy, to bezrobocie jest większe, a w konsekwencji mniejszy jest popyt wewnętrzny. Jeśli równocześnie opodatkowujemy konsumpcję (VAT, cło akcyza), to popyt zmniejsza się jeszcze bardziej. W konsekwencji zmniejsza się produkcja, na którą brakuje zapotrzebowania, a zatem zmniejsza się jeszcze bardziej zapotrzebowanie na siłę roboczą i jeszcze bardziej rośnie bezrobocie. Tempo wzrostu gospodarczego maleje. Dochody budżetu spadają, a pogarszająca się sytuacja rodzi presję społeczną na zwiększenie wydatków socjalnych – a więc wydatki budżetu rosną. Rośnie też deficyt budżetowy, którego sfinansowanie pochłania coraz większą część i tak zbyt niskich oszczędności. To sprawia, że mimo spadającej inflacji stopy procentowe są nadal wysokie – koło przyczyn i skutków się zamyka, stagnacja gospodarcza przybiera na sile. Podatki mają bowiem konsekwencje. Zły podatek od nieruchomości był przyczyną secesji Niderlandów od Hiszpanii w XVI wieku, a obecnie jest przyczyną upadku centrów wielu miast amerykańskich. Złe podatki były też przyczyną „tej osobliwej łatwości z jaką mahometanie dokonali swoich zdobyczy” – jak pisał Monteskiusz. „W miejsce nieustannych udręczeń, jakie wymyśliła chciwość cesarzy, ludy spotykały się z daniną prostą, łatwą do płacenia i do ściągania: wolej im było podlegać barbarzyńcom, niż skażonemu rządowi.” Wszystkie rządy, zarówno te despotyczne, jak i obecnie demokratyczne, pomijają długofalowe konsekwencje podejmowanych przez siebie decyzji.
Henry Hazlitt w wydanej w roku 1946, wielokrotnie wznawianej i tłumaczonej na kilkanaście języków, książce „Ekonomia w jednej lekcji” postawił słynną tezę, że powodem błędów w ekonomii są z jednej strony wewnętrzne trudności samego przedmiotu, ale „po tysiąckroć pomnaża je działanie czynnika, który nie odgrywa roli w, na przykład, fizyce, matematyce czy medycynie – jest nim specjalne zaangażowanie ze strony egoistycznych interesów”. Uzupełnia je drugi czynnik, którym jest „trwała skłonność ludzi, by widzieć tylko bezpośrednie skutki danej polityki, jakie przynosi ona konkretnej grupie, zaniedbywać zaś badanie odległych jej skutków – nie tylko dla danej grupy, ale dla wszystkich”. Błąd ten polega więc na pomijaniu wtórnych konsekwencji. Tragedia zaś polega na tym, że „już dziś cierpimy z powodu długoterminowych skutków programów podejmowanych w odległej czy bliskiej przeszłości. Dzień dzisiejszy, to jutro, które wczoraj lekceważyli źli ekonomiści”. Twierdzenia te odnoszą się co prawda do teorii ekonomicznych, ale z równym powodzeniem można je zastosować do oceny różnych koncepcji podatkowych, których autorzy, podobnie jak ekonomiści, występując w służbie różnych grup interesów, lansują różne koncepcje podatkowe, abstrahując od ich długofalowych skutków dla całej gospodarki. Jak twierdzi Hazlitt, „na każdy dolar, wydawany na inwestycje rządowe przypada dolar odbierany podatnikom (…) Jeżeli rząd buduje most to widzimy ludzi zatrudnionych przy jego budowie, widzimy postępy ich pracy (…) Ale są inne rzeczy, których nie widzimy, ponieważ – niestety – nie pozwolono im powstać (…) Opodatkowanie na cele publicznego budownictwa niszczy w innych gałęziach gospodarki tyle miejsc pracy, ile tworzy w budownictwie. Przynosi także skutek w postaci prywatnych domów, których się nie buduje”. Podobny pogląd wypowiada Milton Friedman. Jego zdaniem, „jakkolwiek by rząd nie zdobywał pieniędzy, które wydaje, to towary i usługi które kupuje lub które kupowane są przez ludzi, którym rząd przekazuje pieniądze, nie mogą być skutkiem tego użyte w innym celu”. Dlatego Hazlitt konkluduje: „musimy podjąć specjalny wysiłek wyobraźni – a wydaje się, że zdolni są do niego nieliczni – aby przyjrzeć się drugiej stronie zapisów księgowych”.
Amerykanie ten wysiłek już podjęli. W słowie wstępnym do członków Narodowej Komisji do spraw Wzrostu Gospodarczego i Reformy Podatkowej (National Commission on Economic Growth and Tax Reform) powołanej przez 104 Kongres Stanów Zjednoczonych lider większości republikańskiej w Senacie Bob Dole i Przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich przypomnieli słynne historyczne słowa, że „opodatkowanie bez przedstawicielstwa jest tyranią”, które pomogły wzniecić rewolucję w Ameryce ponad dwa wieki temu, dodając, „że u progu XXI wieku Amerykanie patrzą na system podatkowy, którego złożoność i stawki podatkowe ustawicznie wzrastają i dochodzą do wniosku, że możliwość opodatkowania z udziałem przedstawicieli narodu również nie była zbyt dobrym pomysłem”. Jack Kemp, Przewodniczący tej Komisji podkreślił, że jednym z celów jakie przyświecały jej pracom było to, aby „poinformować cały świat, w szczególności nowo powstające demokracje, że celem polityki podatkowej jest wzrost dochodu, a nie redystrybucja dobrobytu”. Te „nowo powstające demokracje” to przecież także Polska. Inny członek Komisji, John Gardner zauważył, że „w przełomowych momentach historii pojawiają się ożywiające wybuchy energii i motywacji, nadzieja, zapał i wyobrażenia, które pozwalają ludziom uwolnić się z więzów, które normalnie krępują ich pełne możliwości. Drzwi są otwarte, a uwięziony w klatce orzeł wznosi się w powietrze. Ten orzeł, symbol naszego narodu, reprezentuje duch kreatywności, talenty i aspiracje. Zadaniem tej Komisji i zamierzeniem naszych zaleceń jest otworzenie drzwi i pomoc w uwolnieniu orła w każdym z nas”. Warto podkreślić, że orzeł jest także symbolem polskiego narodu i też powinniśmy pozwolić mu polecieć.
Tekst pochodzi z 2002 roku.