Strategia konkurencji Polski 2017+

PAFERE WIDEO

Przez lata obowiązywał w Polsce pogląd, ze skoro znajdujemy się już w wielkiej europejskiej rodzinie – to konkurencja pomiędzy narodami ustala, kapitał nie ma narodowości, egoizmy narodowe pozostały w skansenach boisk piłkarskich itp. W gabinetach, tych którym było to na rękę budziło to uśmiech politowania, ale byliśmy w tym przekonaniu jak najmocniej wzmacniani. Równocześnie inne kraje często dość brutalnie realizowały swoje interesy ekonomiczne.

Ogólnie rzeczywistość jest taka, ze bogate kraje wojnę zastąpiły rywalizacją ekonomiczną, biedne dalej mają wojny, a dla ludu są rozgrywki sportowe.

Jako miłośnik sportu oszczędzę ludzkości wypowiadanie się na temat, jak mamy konkurować w jakąś tam piłkę, zdobywania żadnych terytoriów nie planujemy, ale warto zastanowić się czym, w czym i jak konkurować z innymi narodami w tych gospodarczych mistrzostwach świata.

Strategia konkurencji Portera mówi, że wybór właściwej strategii konkurencji jest udaną kombinacją następujących czynników: rodzaj posiadanych zasobów przez nas i przez konkurentów, wybór obszarów gdzie możemy być lepsi, poprawna identyfikacja czynników, które mogą zapewnić istotną przewagę. Kluczowe pytanie nie brzmi „w czym jesteśmy dobrzy?” tylko „w czym możemy wygrać?” I wtedy i tylko wtedy tworzenie odpowiedniej strategii.

PUŁAPKA PRZECIĘTNOŚCI

Dotychczas Polska konkurowała główne tanią siłą roboczą oraz de facto brakiem polityki ekonomicznej, doktrynalnie uzasadnianej, że „brak polityki ekonomicznej jest najlepszą polityką ekonomiczną”. Powtarzam – po cichu, żeby się nie wydało, śmieli się z nas. I wpadliśmy w pułapkę przeciętności. Mateusz Morawicki nazywa to „pułapka średniego dochodu” ale to finansista i wszystko z pieniędzmi mu się kojarzy – a sprawa jest znacznie szersza. My wszystko mamy przeciętne. Mamy przeciętne prawo gospodarcze (z wyjątkiem podatkowego i inwestycyjnego, które jest absolutnie beznadziejne). Lepsze niż w Rosji czy Uzbekistanie, ale gorsze niż w większości krajów Europy. Mamy przeciętne dochody – wyższe niż w Mołdawii ale znacznie niższe niż w zachodniej Europie. Mamy przeciętne instytucje i system polityczny – lepsze niż w Tadżykistanie czy Bułgarii ale jednak znacznie gorsze niż w Niemczech czy Anglii. Mogę napisać 5 dalszych stron o tym, co mamy przeciętne. Wszystko mamy przeciętne, niestety.

Kluczowe pytanie zatem brzmi – czy będąc przeciętnym, mamy szanse na sukces? Przyjmijmy, ze sukcesem jest dogonienie Niemiec w PKB per capita (teraz mamy 55% niemieckiego). Otóż nie mamy, z całą pewnością i nie będziemy mieli jeśli trafnie nie określimy kluczowych obszarów konkurencji i konfrontacji i nie podejmiemy adekwatnych do wyzwania wyrwania się z przeciętności działań. Nie określimy krótkiej listy priorytetów i nie będziemy umieli ich zaplanować i wdrożyć. Nie określimy w czym i czym możemy wygrać. Przeciętności nie pokonamy likwidacją REGON (choć to pozytywne). Trzeba wielkiego wyzwania narodowego, wielkiego zuchwałego celu, narodowej zgody i współpracy w tym zakresie.

Moim zdaniem możemy wygrać tę bitwę, jak postawimy na zuchwale cele i czynniki, które będą decydowały o przewadze oraz będziemy dysponować narzędziami i zasobami do ich realizacji.

Oto 3 moim zdaniem kluczowe priorytety:

KONKURENCJA PRAWNO-INSTYTUCJONALNA

Nie możemy konkurować kapitałem, bo go nie mamy – jak oni akumulowali kapitał, my zarabialiśmy 15 dolarów miesięcznie w PRL. Nie możemy systemowo konkurować wynalazkami czy technologiami, bo pierwsza polska uczelnia znajduje się w okolicach 500 miejsca na liście szanghajskiej. W biznesowym know-how mamy 50 letnią przerwę w ciągłości w stosunku do Zachodu. Zatem pomysł, żebyśmy z nimi konkurowali na nowoczesne fabryki jest wysoce zuchwały, ale głupi. Konkurujmy prawem i instytucjami. Do tego nie potrzeba technologii ani pieniędzy, a jedynie woli i mózgu. Tym bardziej, że świat ewidentne zwariował. Reguluje się wszystko. Rocznie w każdym kraju tworzy się dziesiątki tysięcy stron nowych aktów prawnych. Nikt już się w tym do końca nie orientuje. Przedsiębiorcy się dusza i mają dość. Wszystko to wygląda na obłęd. Widziałem rozporządzenie ministra o tym, jak należy nalewać paliwo do służbowych samochodów. O przesunięciu mojego śmietnika – decyduje Minister Infrastruktury i jest na ten temat odpowiednio opasłe rozporządzenie. W innych krajach jest nie lepiej.

Wytoczmy Europie Zachodniej ekonomiczną wojnę na tym polu. Urządzimy pod Pałacem Stalina w Warszawie wielkie ognisko i spalmy w nim większość polskich ustaw. Ustawy zastąpimy sądami – szybkim rozstrzyganiem sporów. Udręką polskich obywateli (ale europejskich też) jest przewlekłość postępowań sądowych. Średnio na świecie potrzeba na to 609 dni. U nas aż 830. Polska przegrywa w Strasburgu 1,65 sprawy na przewlekłość na 1 mln obywateli, podczas gdy średnia unijna wynosi 0,95. Przeto nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy na to, że jakikolwiek spór da się w Polsce rozstrzygnąć w sądzie. Dlatego pisze się tyle tak szczegółowych ustaw a umowa na budowę altanki ogrodowej liczy 30 stron. Po wprowadzeniu procedur szybkiego rozstrzygania sporów ustawa zamiast 30 stron będzie mogła liczyć 2, a umowa na roboty budowlane zamiast 30 – 1.

Zamiast wysyłać policje do szanowanego obywatela o 6 rano – wyślijmy mu wezwanie a sami zajmijmy się naprawą sądów. Finansowo nas stać. W polskim wymiarze sprawiedliwości jest wystarczająco dużo pieniędzy. Polska na sądownictwo wydaje aż 0,4 proc. PKB per capita przy średniej europejskiej 0,24 proc. PKB per capita (na sądy i prokuraturę odpowiednio 0,52 proc. w Polsce i 0,3 proc. w UE). Podobnie jest z liczbą sędziów – w Polsce jest ich 27 na 100 tys. obywateli, w Unii Europejskiej – 20. Przodujemy też w liczbie pracowników sądowych wspierających sędziów – 84 na 100 tys. obywateli, wobec 69 w UE.

Wprowadźmy najprostsze na świecie prawo gospodarcze – 3 paragrafy: (1) każdy może robić wszystko co nie jest zakazane, (2) produkt musi być podpisany, (3) nie wolno oszukiwać. Wprowadźmy najprostszy na świecie system podatkowy – wzorem niech będzie podatek rolny, czy podatek Belki a nie brednie prawników i doradców podatkowych, którzy na polskim systemie podatkowym urządzili sobie intratne żerowisko i z wielkim sukcesem dalej go komplikują, żeby jeszcze więcej zarabiać.

Osiągniemy dwa zasadnicze cele. Pierwsze to wybuch przedsiębiorczości w skali podobnej do rewolucji Wilczka i wieloletni wzrost gospodarczy w granicach 7%, drugi – zaczną do nas uciekać przedsiębiorczy Niemcy, Anglicy czy Żabojadzi mający dość biurokracji i przybyszów z Afryki Północnej, których muszą utrzymywać. Będą przyjeżdżać przede wszystkim przedsiębiorcy – przywiozą swoje majątki i otworzą firmy. Luzerka zostanie na miejscu. Powinniśmy postawić zuchwały cel – ściągnięcia do Polski w przeciągu 5 lat, co najmniej 1 miliona firm z sektora MSP z Europy Zachodniej.

Zaczniemy realnie gonić Niemcy.

KONKURENCJA DEMOGRAFICZNA

Wszyscy z przerażeniem czytamy dane demograficzne – 216 miejsce na świecie pod względem dzietności kobiet z wynikiem 1,3, w 2050 roku – 30 milionów Polaków. Na szczęście zaczynamy coś z tym próbować robić. Ale mamy niewłaściwą strategię – wszystkie mówią o „powstrzymaniu”. Nikt w biznesie na taką strategię by nie postawił, chyba że to produkt schyłkowy i na koniec chcemy jeszcze wycisnąć ile się da. Ja nie chcę, żeby Polska była „produktem schyłkowym”.

Spójrzmy na to jak na szanse, a nie zagrożenie i postawmy sobie zuchwały, bezczelny i ambitny cel: w 2050 roku – 50 milionów obywateli polskich i rezydentów oczekujących na obywatelstwo. Jeśli temu celowi podporządkujemy 1/3 zasobów – mamy realną szansę go osiągnąć.

Po pierwsze: maksymalnie agresywna polityka prorodzinna, której celem jest standardowy model rodziny 2+2. Ostre promowanie finansowe 2 dziecka i bardzo agresywne 3. Dyskryminacja podatkowa osób bezdzietnych – obciążenie ich dodatkowymi podatkami. Do tego cały wielki system ubezpieczeń dla matek – żeby zyskały poczucie bezpieczeństwa w każdej sytuacji. Cała infrastruktura usługowa państwa musi zostać przestawiona na potrzeby matek – żłobki, przedszkola, szkoły, przychodnie zdrowia. To żart, ale gdyby inne metody zawiodły, też można rozważyć: rotacyjne wyłączania światła na dwa wieczory w tygodniu. Kryzys energetyczny mamy. Musimy zrobić „wszystko”.

Kolejne narzędzie to emigracja do Polski przedsiębiorczych ludzi Europy Zachodniej (w tym Polaków, którzy wyjechali), którzy przyjadą do nas bo mamy najlepsze na świecie prawo gospodarcze i podatkowe oraz nie posiadamy przybyszów z Afryki Północnej, generalnie o północy można sobie spacerować gdzie się chce i nie obowiązuje u nas poprawność polityczna dla półgłówków – wolność słowa jest i każdy może mówić, co chce. Po rewolucji prawnej i sądowej (bo muszą odbyć się równocześnie, inaczej nic z tego nie będzie) powinniśmy zacząć prowadzić agresywne działania propagandowe i informacyjne w tym zakresie. Krótko. Tanio będzie, takie wieści rozchodzą się szybko. Z tego strumienia powinniśmy pozyskać do 2050 co najmniej 5 milionów ludzi (w tym około 1-1,5 mln Polaków, którzy wrócą). Wszystkich, którzy teraz się do siebie uśmiechają proszę, żeby szczerze sobie odpowiedzieli – dlaczego to niby Polska nie może mieć najlepszego na świecie prawa gospodarczego i podatkowego?

Następny strumień – już mocno sprawdzony i bardzo pewny – i który powinien zapewnić nam kolejne 5 milionów ludzi, to osiedlenie w Polsce do 2050 roku – Białorusinów, Wietnamczykom i Ukraińców. Nacje mocno sprawdzone w Polsce – bardzo ciężko pracują, nie chodzą na zasiłki. Już w tej chwili w Polsce pracuje 600 tysięcy Ukraińców i nie ma z nimi żadnych problemów. Trzeba przyjąć politykę ich osiedlania. Z żelazna zasadą – żadnej pomocy i ulg. Chcemy samodzielnych i zaradnych. Ich dzieci będą już Polakami ukraińskiego czy wietnamskiego pochodzenia. W pierwszym pokoleniu nie powinniśmy im dawać obywatelstwa, żeby nam nie czmychnęli do Niemiec i Francji.

W XXI wieku będzie odwrotnie niż w XIX – to kapitał będzie szedł za pracą. Mamy szanse tę batalię wygrać, jak wystawimy 30 milionową armię ludzi gotowych do pracy. Przyjdzie do nas mnóstwo firm. Cel to 1 milion MSP.

Z powodu błędów Zachodu – obarczeniem się ludźmi z innej kultury, którzy nie zamierzają się nawet dostosować do obowiązujących reguł, o asymilacji nie wspominając i którzy nie zamierzają pracować (np. w Szwajcarii na zasiłkach jest ich…90%!!!) – mamy szanse wygrać z nimi tę wojnę o ludzi

POLITYKA EKONOMICZNA

Nawet jak Plan Odpowiedzialnego Rozwoju słabo się uda – Morawieckiemu należy się chwała: za zwrócenie wszystkim uwagi na to, ze musimy mieć politykę ekonomiczna oraz przekonanie znaczenej części Polaków, że „Dość frajerstwa!” i dawaniu robienia się w konia wszystkim. Po nim już zawsze Polska będzie musiała mieć, jakąś politykę i mam nadzieję, że kolejny idiota, który powie polskiemu przedsiębiorcy, który przez 50 lat okupacji zastanawiał się jak zdobyć papier toaletowy, a w tym czasie zachodni konkurent odkładał kapitał, który mu powie, że „mają konkurować, bo mają równe szanse” – zostanie zmieciony ze sceny politycznej przez wyborców.

Byłem ostatnio w Japonii. Niewiele wiedziałem o gospodarce tego kraju – wiedziałem, że twórcą powojennego modelu był Amerykanin Edward Demming, wiedziałem o systemie ugrupowań przemysłowych (kieretsu) i ogólnie myślałem, że to kraj wielkich korporacji. Bardzo się zdziwiłem w Tokio czy Kioto jak zobaczyłem, że 80% ulic to maleńkie biznesiki – małe rzemiosło, małe sklepiki, małe usługi. Wielokrotnie jadałem w restauracjach gdzie oprócz kucharza – właściciela mieściły się jeszcze 3-4 krzesła. Były tej wielkości, że w Polsce nie zmieściłyby się nawet wszystkie zlewy których wymaga Sanepid. Zlikwidujmy te wszystkie sanepidy i inspekcje i zastąpmy je ubezpieczeniami od odpowiedzialności cywilnej, jak to jest w większości rozwiniętych krajów.

Zatem rząd japoński, przy gigantycznym wsparciu dla wielkich ugrupowań przemysłowych (ale zawsze w warunkach konkurencji pomiędzy kieretsu i wewnątrz nich) jednocześnie dał dużo wolności mrowisku gospodarczemu, które w Japonii kwitnie. Niech zakwitnie też w Polsce.

Powtórzymy ten manewr – sektorowi MSP dajmy wolność i swobodę – ograniczaną jedynie przez Urzędy Skarbowe i 36 milionów obywateli, którzy skontrolują je poprzez zakupy i jak będzie trzeba przez sprawnie i szybko działające sądy. Będzie to dużo skuteczniejsze we wszystkich wymiarach niż działania „Powiatowego Rzecznika Konsumenta”.

Dla dużych zajmijmy się stworzeniem i wdrożeniem (w warunkach konkurencji) polityki wsparcia czy też polityki ekonomicznej Państwa. Trzeba zdecydować, w których dziedzinach chcemy uczestniczyć, pamiętając, że dla małego – a jesteśmy mali – im większa koncentracja tym większa szansa na sukces.

Izraelczycy, jak zaczynali budować swoje państwo skoncentrowali się na hydrologii i rolnictwie, przemyśle optycznym i obronnym – we wszystkim odnosząc gigantyczny sukces. Kilogram nasion pomidorów, które rosną na pustyni kosztuje dzisiaj kilkanaście tysięcy dolarów.

My też powinniśmy wybrać kilka sektorów, w których chcemy być obecni. Zgadzam się z Morawieckim, że powinny to być nowe przemysły – typu samochody eklektyczne. Mamy tu dużo większe szanse na sukces niż na przykład w próbie konkurowania z Niemcami w silnikach diesla, które oni robią od dziesiątek lat. Ale obojętnie jakie sektory wybierzemy, poniesiemy klęskę jeśli nie dokonamy rewolucji prawno-legislacyjnej i nie utniemy łba biurokracji. Gdybyśmy byli na przykład w stanie napisać pierwszą na świecie ustawę dopuszczającą samochody autonomiczne – to już samo to gwarantuje wielki sukces. Wszyscy innowatorzy świata zbiegliby do nas, żeby testować tutaj swoje pomysły i wizje.

Zatem działania powinny iść dwutorowo – wspieranie wybranych, zdefiniowanych strategicznych nowych sektorów (kilku – rozdawanie grantów od sasa do lasa to zwyczajne palenie pieniędzy) oraz konkurencja prawna – tworzenie jako pierwsi na świecie ustaw w nowych dziedzinach, żeby prowadzić do Polski drenaż mózgów z całego świata. Wszyscy przyjadą, żeby przetestować swoje koncepty w realnym życiu. Nie my będziemy dzwonić do Elona Muska, tylko on do nas.

Napisałem tutaj wiele niezwykle bezczelnych wezwań, ale ciarki po plecach przeszły mi dopiero teraz, kiedy wyobraziłem sobie, jak polscy posłowie zaczynają z taksówkarzami pisać ustawę o samochodach autonomicznych… Jestem w zasadzie pewien, że po takiej ustawie o „najwyższych standardach ochrony pasażerów i pieszych, ekologii, miłości dla dobra ludzkości” – samochody autonomiczne w Polsce wyjechałby jako jedne z ostatnich w Europie… A taksówkarzy i tak to nie uratuje, tak jak protesty i strajki nie uratowały muzyków kinowych po wejściu kina dźwiękowego.

Jeśli nie uporamy się z tym problem w sposób radykalny, to „nie będzie niczego”. Elektromobilności też.

Czasu mamy niewiele. Nie należę do osób specjalnie kreatywnych i nadmiernie bystrych – jak nie my to jakaś Rumunia czy Chorwacja rozpocznie niebawem konkurencję prawno-legislacyjną i to ona zje wszystkie konfitury. A my wtedy będziemy musieli poszukać sobie innych obszarów konkurencji lub pozostać trwale biedni i przeciętni.

Poprzedni artykułPrzebudzenie do wolności
Następny artykułChińskie przysmaki, czyli o przyszłości renminbi
Cezary Kazmierczak - polski publicysta, wydawca i przedsiębiorca; działacz opozycji w okresie PRL; od 2010 prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj