Ruch „Solidarność” walczący o wolność w każdym wymiarze życia społecznego i ustroju politycznego odwoływał się do humanistycznej wizji kapitalizmu. Była ona odmienna od tej określonej w doktrynie Karola Marksa.
Był to kapitalizm zakorzeniony w chrześcijańskiej nauce społecznej. Wolność była w niej definiowana jako zobowiązanie działania nie jednych przeciwko drugim, ale jednych z drugimi i dla siebie. To, co ludzi łączy, miało być ważniejsze od tego, co ich dzieli.
Czynienie sobie ziemi poddaną łączyło się z odpowiedzialnością jednych za drugich, silnych i aktywnych za słabych i upośledzonych. Nie należy tego mylić z egalitaryzmem socjalistycznym.
Od „Rerum novarum” Leona XIII z końca XIX wieku do encyklik Jana Pawła II z końca XX wieku stosunki między kapitałem i płacą miały mieć wymiar etyczny, a nie tylko gospodarczy.
Nakreślony charakter społecznej gospodarki rynkowej miał być służebny wobec zaspokajania potrzeb członków społeczeństw, obywatelsko upodmiotowionych, nie tylko w wymiarze materialnym, ale również duchowym.
Polska jako żerowisko
Po II wojnie światowej miała temu służyć propozycja tzw. partycypacyjnego rozwoju przedsiębiorczości łączącego przedmiotowy kapitał z podmiotową pracą. Taka była kontynuacja społecznej nauki Kościoła zarysowana w powojennym na jej gruncie programie partycypacji pracy w kapitale formowanym przez gen. Charlesa De Gaulle’a.
Okazał się on zbyt optymistyczny w stosunku do egoizmu w naturze ludzi dorabiających się majątku za wszelką cenę i cudzym kosztem.
Mieliśmy tego próbkę w toku transformacji ustrojowej w Polsce. Majątek narodowy stał się po 1989 roku żerowiskiem dla drapieżnego kapitalizmu fałszującego doktrynę społecznej gospodarki rynkowej pozorami przestrzegania praw wolnego rynku i prymatu obrony praw człowieka w dziedzinie gospodarczej, społecznej i kulturalnej.
Mimo że do Konstytucji udało się wpisać zasadę ustrojową: obowiązek szanowania przez każdego wolności i praw innych (art. 3,1 ust. 2 Konstytucji) – nie zyskała ona powszechnego prymatu ani w życiu publicznym, ani w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego.
Liberalizm stał się synonimem bogacenia się za wszelką cenę przez jednych kosztem drugich. W dużej mierze było to wynikiem fałszu głoszonych haseł w stosunku do praktykowanej rzeczywistości w dziedzinie przedsiębiorczości. Koteryjno-korporacyjne powiązania uzależniały sukcesy w dziedzinie przedsiębiorczości. Polityczny klientelizm czy wręcz mafijne sprzężenia kompradorskich interesów bardziej wróżyły sukces niż uczciwa, wolna, równa gra rynkowa podmiotów wchodzących na rynek.
Raz jeszcze fałsz i zakłamanie zmanipulowały przekonanie o wolnej konkurencji według równych i przejrzystych zasad działania na polu aktywności gospodarczej. Oddanie większości działalności bankowej spekulacyjnym, międzynarodowym grupom kapitałowym, a własnych funkcji państwa autorytarnej, biurokratycznej międzynarodowej formacji Unii Europejskiej – dopełniło zakresu zdominowania przez nie rodzimych podmiotów gospodarczych, legislacyjnych i politycznych.
Na tym tle została zdeformowana, równa rzekomo dla wszystkich, ochrona demokratycznych zasad i przestrzegania praw człowieka. Stały się one przykryciem dla działalności w nie godzących lub je jedynie pozorujących.
W rzeczywistości odwołano się do praktykowanej od czasów rewolucji francuskiej zasady: dobre, słusznie i demokratycznie nobilitowane jest to, co nam, naszej klienteli, naszym interesom i dominacji służy. Złem do wyplenienia jest to, co jej się sprzeciwia bądź przeciwdziała takiemu rozumieniu demokratycznego państwa prawa i sprawiedliwości społecznej.
Narody nie giną
Zmanipulowany poprawnością polityczną syndrom mentalnego zafałszowania psychicznego rodem z „homo sovieticus” raz jeszcze odnosi sukcesy. Dowodem na to są ruchy kontestacyjne, odwołujące się do powszechnie aprobowanych wartości, w rzeczywistości będące wobec nich sprzeciwem. Przykładem Komitet Obrony Demokracji jako żywo przypominający ruch walki o pokój z epoki stalinowskiej prowadzony przez zakłamanych „inżynierów dusz”.
Tego typu pozorancka aktywność społeczna ukrywa i kreuje charakterystyczne dla postkomunistyczno-kompradorskiego liberalizmu afery gospodarcze i polityczne matactwa.
Doświadczyliśmy działań pseudoparabanków, poczynając od banku Bogatina po Amber Gold, pustoszących sferę gospodarczą afer, od alkoholowej, paliwowej, węglowej po bankową, do spekulacji opcjami walutowymi, kredytami denominowanymi skokami kursowymi franka szwajcarskiego i korupcji politycznej na najwyższych szczeblach władzy (afera podsłuchowa). Takiej liberalnej gry sił broni dzisiejsza odsunięta od władzy opozycja pod mylącym hasłem obrony demokracji.
Wyplenianie doświadczanych patologii, powrót do zgodności tego, co się myśli, mówi i robi w praktyce i polityce, szacunek dla wyniku dokonanego przez Naród wyboru i jego przedstawicieli nie mogą być traktowane jako zagrożenie dla demokracji. 10-milionowy ruch „Solidarność” za głównego deprawatora ludzkich sumień uważał zakres dokonywanej przez władzę ludową PRL manipulacji ludzką świadomością, gdzie urzędowo nakazany fałsz miał wyeliminować życie w prawdzie. Nowi „inżynierowie dusz”, nawołując, aby „było, jak było”, odwołują się do praktyk systemu, który wydawał się odejść do przeszłości. Tym razem uwalniający się od obcej przemocy nakazów Polacy, Węgrzy, a ostatnio Amerykanie nie dają się zapędzić w kompleksy inwektywami oskarżającymi o nacjonalizm, faszyzm, antysemityzm. Społeczeństwa i narody przebudzone do wolności wymykają się z kolonialnej zależności mentalnej od lepiej wiedzących, dbających o swoje interesy elit.
Wymiar wolności wywodzący się z chrześcijańskich zasad i wartości rodzi nadzieję na powrót do celu, jakim jest prawda, dobro i piękno w ładzie świata.
Artykuł opublikowany na stronie Naszego Dziennika…