Wygrana Donalda Trumpa przeraziła nie tylko dotychczasowy lewicujący establishment rządzący światem Zachodu ale też i znalazła swoje odbicie w niepokoju ludzi nauki. Najnowszy numer magazynu Scientific American w większości zawartych tam artykułów zdominowany został wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych i problemami jakie niesie ze sobą nowy prezydent-elekt.
Redakcja tego magazynu podsumowała pojedynek Hillary Clinton i Donalda Trumpa jako pojedynek pomiędzy rozsądkiem i antynauką. W większości przypadków świat nauki rzeczywiście uważa kampanię miliardera za iście antynaukową. Przyjrzyjmy się jednak na ile są to obawy podsycane propagandową rozkładówką a ile jest w tym rzeczywistej prawdy.
Redaktorzy SA jako główne zarzuty podają podejście Donalda Trumpa do kwestii globalnego ocieplenia, wydatków publicznych, opieki zdrowotnej i problematyki szczepień. Z racji tego, że w zasadzie tylko dwa z powyższych noszą znamiona problemu naukowego sensu stricte to spróbujmy się nad nimi pochylić, chodzi oczywiście o globalne ocieplenie oraz problem domniemanej korelacji pomiędzy upowszechnieniem się szczepień wśród dzieci a wzrostem przypadków autyzmu.
Powyższe problemy od kilku ładnych lat wywołują burzliwą debatę nie tylko w świecie samej nauki ale też i rozciągają się na spory polityczne, które w swych decyzjach warunkowane są nie bójmy się powiedzieć – dominującym lobby forsującym określone tezy.
Donald Trump idzie pod prąd w obu tych kwestiach, ale bynajmniej nie neguje dorobku nauki na tym polu. Miliarder zwraca uwagę na niebotyczny wręcz wzrost przypadków autyzmu w populacji i zadaje pytanie dlaczego administracja dotychczasowego prezydenta Baracka Obamy nie pochyliła się nad tym problemem wystarczająco poważnie. Za tę wypowiedź Trump został uznany za wroga i przeciwnika przymusowych szczepień. Partyjny kolega Trumpa, neurochirurg Ben Carson w niedawnej debacie próbował rozwiewać wątpliwości związane ze szczepionkami, niemniej nie podał on w zasadzie żadnego rozsądnego argumentu poza faktem nieudowodnionej korelacji. Na podstawie jednej wypowiedzi trudno oskarżać Trumpa o bycie zdeklarowanym przeciwnikiem szczepień, oskarżenia te zdają się być zbyt naciągane. Trump zdaje sobie sprawę z doniosłości nauki i pewnych pozytywnych aspektów związanych z opracowywaniem skutecznych szczepionek, dzięki którym gwoli przypomnienia zawdzięczamy uporanie się z polio (chorobą Heinego-Medina).
W debatach Donald Trump podawał jedynie anegdoty i przypadki z którymi się zetknął np. osobami, których dziecko doznało powikłań poszczepiennych. Jakimś dziwnym trafem ludzie nauki wypowiadający się o 100%-owym bezpieczeństwie szczepionek podawanych małym dzieciom nigdy nie zgodzą się na poniesienie odpowiedzialności. Trudno również spotkać ubezpieczyciela, który podjąłby się wyceny takiego ryzyka. Innymi słowy skoro państwo nie może nikomu z nas dać pełnej gwarancji co do tego, że szczepienia są w pełni bezpieczne, nie mogą one stanowić obowiązkowego i przymusowego pakietu zdrowotnego dla obywateli. Trump uważa, że trzeba więcej badań na ten temat, co rzecz jasna w żaden sposób nie świadczy o jego wrogości wobec dotychczasowej wiedzy medycznej.
Drugą kwestią jest problematyka globalnego ocieplenia a właściwie antropogenicznej przyczyny ocieplania się klimatu na całym globie. Prezydent-elekt w debatach stwierdził, że globalne ocieplenie opiera się na mizernych dowodach naukowych, które to nie stanowią powodu do podejmowania tak szeroko zakrojonych działań uderzających w budżety państw rozwiniętych zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Dotychczasowa bowiem recepta na walkę z globalnym ociepleniem to redukcja emisji gazów cieplarnianych. Redukcja ta oczywiście odbywa się poprzez ustanowienie globalnego podatku od emisji.
O ile handel emisjami może być elementem gry rynkowej z czym zgadzał się nawet nieżyjący już Milton Friedman o tyle samo nakładanie kosztu w postaci podatku na wybrane tylko państwa, które zdeklarują swój udział w tym procederze w żaden sposób nie wpływa na problem w ujęciu globalnym. Trump zwraca uwagę, że udział Stanów Zjednoczonych w porozumieniu klimatycznym np. tym zeszłorocznym z Paryża nie rozwiązuje problemu bo nadal opiera się na błędnych założeniach. Rzeczywiście nie mamy pewności czy łożenie ogromnych sum pieniędzy na zatrzymanie globalnego ocieplenia będzie zajęciem na tyle intratnym i efektywnym, że znacząco i korzystnie wpłynie na poziom ludzkiego życia. Nie mamy też pewności, że niezależnie od naszych usilnych starań klimat nie zmieni się w sposób zupełnie naturalny, zwraca na to uwagę np. ekonomista George Resiman.
Wydaje się więc, że Donald Trump stoi po stronie tych, którzy uważają, że zdecydowanie taniej będzie się do zmian klimatycznych dostosować niż im przeciwdziałać. Nie znaczy to jednak, że Donald Trump całkowicie odrzuca problem zmian klimatycznych. Naukowcy (zwolennicy AGO – antropogenicznego globalnego ocieplenia) są w istocie zgodni i w pełni przekonani, że w XXI wieku niezależnie od nakładów można jedynie w niewielkim stopniu opóźnić globalne ocieplenie. Oznacza to tak naprawdę, że naukowcy ci tylnymi drzwiami przenoszą do debaty publicznej koncepcje kosztową całego przedsięwzięcia. Na ile warto płacić tak duże sumy i jakie są koszty w stosunku do prognozowanego zysku. To czego nam potrzeba to globalnego rozwoju, który spowoduje, że ewentualne zmiany klimatyczne jakich spodziewają się zwolennicy AGO będą mniej dla człowieka w przyszłości odczuwalne i mniej dokuczliwe.
Sceptycyzm Trumpa nie jest podyktowany wrogością a raczej rozsądkiem, który zwłaszcza w czasach kryzysów i zawirowań finansowych może mieć fundamentalne znaczenie w utrzymaniu stabilności całego globu.
Świat nauki oczywiście czepia się wypowiedzi Trumpa, w której sugeruje on, że AGO jest koncepcją wymyśloną przez pewne lobby w celu wyszarpywania potężnych pieniędzy i że służy ona wrogom Stanów Zjednoczonych. Niezależnie od tego jakimi dowodami dysponuje miliarder na poparcie tej tezy warto się jej przyjrzeć i przeanalizować jakie państwa ponoszą z tytułu koncepcji AGO największe koszty i co z tego mają. Jaki jest wskaźnik ich rozwoju w porównaniu z państwami, które np. do wspomnianych pakietów klimatycznych się nie stosują. Wydatki i koszty są ważne, nawet jeśli ekolodzy i politycy im sprzyjający nie dostrzegają w nich problemu kierując się priorytetowo perspektywą kilkudziesięciu czy kilkuset lat.
Wygrana Donalda Trumpa to nie tylko szansa dla będącej w odwrocie cywilizacji zachodniej ale też i realna możliwość przełamania impasu klimatycznego w jakim ugrzęznął współczesny świat za sprawą politycznego uprawiania nauki.