A gdyby Cecil był prywatny?

PAFERE WIDEO

Śmierć lwa Cecila wywołała z jednej strony falę oburzenia, z drugiej natomiast po raz kolejny reaktywowała dyskusję na temat skuteczności ochrony dzikich zwierząt i zagrożonych wyginięciem gatunków. Zastanówmy się zatem, w jaki sposób można skutecznie zadbać o zagrożone gatunki.

 

Dla jednych nie powinno to być większym zaskoczeniem, dla drugich być może będzie to z początku szokujące, ale także w przypadku ochrony zwierząt najskuteczniejszym rozwiązaniem, najlepszym remedium na porażki państwa i etatyzmu jest prywatyzacja, rozumiana jako możliwość nabycia tytułów własności do ziemi i zwierzyny, która się na niej znajduje, nie wyłączając dzikich, zagrożonych gatunków, jak lwy, nosorożce czy słonie. Wydaje się to kompletną abstrakcją? Bynajmniej!

 

Jak wskazują Brian Seasholes oraz Benjamin M. Wiegold, tego typu działania miały już miejsce, głównie w południowej Afryce i odniosły spektakularne sukcesy, przyćmione jednakże przez bandyckie działania rozbójników, mających w pogardzie prawo własności (vide Zimbabwe). Zdaniem Wiegolda1, „choć niektórzy zwolennicy ochrony zwierząt niewątpliwie czują odrazę względem zarabiania na zwierzętach, uznanie takich zysków za niezgodne z prawem z pewnością w żaden sposób nie przyczyniło się do ochrony zagrożonych gatunków, ponieważ okazuje się, że prawie żadne z nich nigdy nie zostaną wycofane z listy [zagrożonych gatunków]. Bardziej prawdopodobne, że jedynym sposobem ich ocalenia jest wolny rynek i prywatyzacja, jak było w przypadku bizona amerykańskiego, zwanego również żubrem amerykańskim”.

 

Warto w tym kontekście odnotować, że w 1967 r. Namibia „nadała prywatne prawo własności do dzikiej zwierzyny właścicielom ziemskim, którymi byli wtedy biali. Zimbabwe, czyli ówczesna Rodezja, oraz RPA dołączyły w latach siedemdziesiątych. (…) Wraz z wejściem w życie ustawy Parks and Wildlife Act w roku 1975, która dawała właścicielom ziemi tak zwane prawa użytkowe do przyrody znajdującej się na jej terenach, nastąpił w Zimbabwe rozwój przyrody na ziemiach prywatnych, co w zasadzie nie jest dużym zaskoczeniem. (…) Nosorożce przeniesione na tereny rezerwatów oraz rancz pojedynczych właścicieli rozmnożyły się. Dwa rezerwaty noszą nazwę Savé Valley i Bubiana. Każdy z nich zaczynał od około 35 nosorożców, a ta liczba do 1999 r. wzrosła do 100. Mniejszy z rezerwatów, nazwany Chiredzi River, miał na początku około 10 nosorożców, po czym liczba ich wzrosła do ok. 20. Savé i Bubiana odniosły wielki sukces i odnotowały tempo wzrostu w wysokości 15%. Był to największy wzrost kiedykolwiek odnotowany w odniesieniu do nosorożców, a także znacznie wyższy niż dziesięcioprocentowy wzrost, który był uważany jako maksimum możliwości. W sumie około 75% wszystkich czarnych nosorożców w Zimbabwe żyło po reformie na ziemiach prywatnych”2.

 

Mając na uwadze wspomniane przykłady jesteśmy w stanie stwierdzić, że prywatyzacja zwierząt to nie żadna mrzonka, ale realne i coraz bardziej konieczne rozwiązanie. Tak, jak Seasholes3 możemy powiedzieć: „Utworzenie praw własności do dzikiej zwierzyny dobrze funkcjonuje i jest bardzo efektywnym narzędziem jej ochrony. Jak udowodniły rezerwaty, właściciele mający prawa własności do dzikiej zwierzyny, mogą zaangażować się w bardzo innowacyjne metody ochrony”.

 

1 B.M. Wiegold, Zagrożone gatunki, własność prywatna i bizon amerykański, http://mises.pl/blog/2014/08/27/wiegold-zagrozone-gatunki-wlasnosc-prywatna-bizon-amerykanski/.

3 Ibidem.

Poprzedni artykułPrywatne ubezpieczenia zdrowotne a system ochrony zdrowia
Następny artykułCzy statystyka przemawia za płacą minimalną?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj