Kilka dni temu serwisy informacyjne podawały wypowiedzi przedsiębiorców o skandalicznych zachowaniach pracowników skarbówki. Jeszcze bardziej szokujące jest to, jak do sprawy podchodzą sami przedstawiciele państwa. I wszystko to uderza w serce Polski: małych i średnich przedsiębiorców, bez których bylibyśmy krajem słabszym gospodarczo od Somalii.
Żeby istniało i funkcjonowało państwo, muszą istnieć także podatki. Nie chcę tym razem rozwodzić się nad tym, dlaczego obecne stawki są za duże, a prawo w tej kwestii zbyt skomplikowane. W swojej myśli chcę przedstawić dwie rzeczy – nierówność wobec prawa oraz głupotę i niekompetencję osób, które prawo tworzą oraz – podobno – je egzekwują.
Równi i równiejsi
Drobne przedsiębiorstwa, stragany, bary – wszystko to jest atakowane przez kontrolerów skarbowych. Okazuje się, że już nie tylko za nie wydanie paragonu, ale za brak udowodnienia jego wydania nakłada się na przedsiębiorców kary (sic!). I to nie byle jakie.
Jeszcze kilka lat temu wszyscy oburzali się, że za takie drobne „przewinienie” ktoś otrzymał dwa lub trzy tysiące złotych kary. Okazuje się, że jest to norma w III RP. A przecież są skomplikowane – przez prawo, które ustanowiło państwo i ciągle je coraz bardziej komplikuje – rozliczenia i zasady, na których chyba każdy może się pomylić. A taka pomyłka kosztować będzie kilka tysięcy. Dla drobnego przedsiębiorcy to nóż w serce.
Szkoda, że państwo nie szuka tam, gdzie powinno faktycznie szukać – u zagranicznych podmiotów. Wielkie korporacje w Polsce prowadzą fałszywe rozliczenia. W efekcie państwu ucieka 40 milionów złotych tylko z tytułu VAT. Jak wspomniałem, abstrahuję tutaj od stawek, które państwo ustanowiło. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że urzędy uderzają w drobnych przedsiębiorców, pozostawiając duże podmioty, które nieraz po prostu wylobbowały sobie dogodniejsze warunki. A to niszczy możliwość wolnej i uczciwej konkurencji.
Nikomu to się nie opłaca
Jak piszą różne portale, sami pracownicy fiskusa żyją w strachu – zarabiają małe pieniądze, mówi się im, że pozwalnia się ich, jeśli nie wyrobią „normy” mandatów, etc. Polscy przedsiębiorcy tracą pieniądze na mandaty i kary. Nie wspominając już – na co sami zwracają uwagę – na „bandyckie koszta prowadzenia biznesu w Polsce”. Traci także państwo, bo – zamiast wziąć się solidnie za egzekwowanie należności od dużych, do tego zagranicznych podmiotów, władza uderza w „swoich”. Tak państwo odpłaca się tym, którzy zaryzykowali, coś osiągnęli, dają pracę innym i przyczyniają się do ogólnego rozwoju.
Gdyby zechciał ktoś w końcu wyegzekwować sprawiedliwość z ustanowionego prawa, zyskaliby wszyscy, nawet duże firmy, które pozornie coś mogą stracić. Państwo zmniejszyłoby swoją dziurę budżetową (która jest skandalicznie duża), jednocześnie przestałoby nękać polskich drobnych przedsiębiorców, dzięki czemu mogliby czuć się bezpieczniej. A przy odrobinie szczęścia, podatki by zmalały. Okazałoby się bowiem, że nie trzeba nawet dawać tylu kar, bo pieniądze są. Zagraniczne korporacje zaś zwiększyłyby swoją sprzedaż. W końcu rozwój rodzimej przedsiębiorczości przyczyniłby się do dobrobytu ogółu. A dobrobyt zawsze zwiększa popyt na wszystko.
Ale do tego wszystkiego trzeba odrobiny uczciwości i dobrej woli. A tego wśród rządzących nie uświadczymy.