Kodeks pracy gaśnie
Tak pozwoliłem sobie zatytułować tekścik w Rzepie, który redakcja zamieściła w poranek 1 lipca 2002 roku, gdy posłowie mieli właśnie nowelizować Kodeks pracy (bo o nim mowa). Kodeks ten konserwuje pradawne niewolnictwo i daje przywileje działaczom związkowym, ale to nie znaczy, że „trzeba” albo „musimy” go znieść. On się już znosi sam. Jest coraz mniej używany. Mamy w Polsce 12 mln umów o pracę, w tym bardzo wiele umów czasowych i umów z pośrednikami, a nie z realnym pracodawcą. Za pewien czas pamięć o odrębnym prawie pracy przetrwa jedynie w podręcznikach. Na dole strony w podręczniku będzie przypis: «Pewien profesor Uniwersytetu Warszawskiego nazywał prawo pracy zrakowaciałą naroślą na zdrowym ciele prawa cywilnego». Rak niestety posuwa się.
Udowodnij, żeś niewinny
W przewrotnej i nihilistycznej książeczce „Wolni Polacy. Poradnik antysystemowca” piszę więcej o unijnym uderzeniu w tradycję cywilizowanego prawa, w zasadę domniemania niewinności. „Dowodem obarczony jest ten, kto zarzuca” – mówili Rzymianie. „Jacy głupi ci Rzymianie!” – dziwuje się unijny myśliciel Obeliks. Ten atak na cywilizację dokonał się m.in. właśnie w prawie pracy. Zarzucając komuś dyskryminację lub lobbing w pracy, muszę tylko uprawdopodobnić ten fakt. Od tej chwili osoba przeze mnie obwiniana musi wykazać, że nie dopuściła się nierównego traktowania, molestowania albo nękania.
Padnie ZUS, padnie Unia, padnie kodeks
Nacisk establishmentu na stosowanie umów o pracę ma dwie główne przyczyny. Pierwsza – to finansowanie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Jest to dziurawa kasa, do której wielu pracodawców nie wpłaca nic za wiedzą kierownictwa ZUS-u, a wielu nie wpłaca dzięki zabałaganionej ewidencji. Przymus składki na ZUS jest jednak potrzebny chociaż po to, żeby urzędnik mógł zwalniać od niego zgodnie z prawem albo po koleżeńsku. Póki istnieje ZUS, dowolny rząd zatem będzie walczył o umowy o pracę. Druga przyczyna – to ideologia unijna. O rozpadzie Unii Europejskiej mówią jednak nawet najgorliwsi jej obrońcy, więc są na to jakieś nadzieje. Inna rzecz, że obrońcy Unii takim krakaniem chcą wydobyć jak największe środki dla swoich fundacyjek.
Mózgi do roboty!
Nieuchronny rozkład tzw. „państwa socjalnego” i gnicie jego prawnych fundamentów – to chyba największe wyzwanie dla grup, które biorą się za rządzenie Polską. Lud polski oczywiście w przytłaczającej większości nie pójdzie za hasłami: „Znieść haniebny ZUS! Wszyscy na umowy cywilnoprawne!”. Ale lud już się zorientował, że recepta i emerytura nie są za darmo, a system redystrybucji (w którym po drodze giną miliardy) skazany jest na zagładę. Lud widzi, że umowa o pracę jest cenna, ale lepsze dobre zlecenie niż głód. Z małymi wyjątkami jednak nikt nie zastanawia się, co zrobimy po zapaści XX-wiecznego systemu socjalnego wraz z prawem pracy. Totalny chaos? Bandycka prywatyzacja uprzywilejowanych, publicznych pośredników-redystrybutorów? A może cywilizowane, konkurencyjne rynki usług? A może objęcie pracy sprawiedliwością prawa cywilnego wymierzaną przez wybieralnych sędziów spoza korporacji? Posłowie wybrani jesienią mogą już stanąć wobec tych dylematów.